Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Unia Europejska Serbia - wszystkie wybory jednego dnia

Serbia - wszystkie wybory jednego dnia


29 kwiecień 2012
A A A

Na początku kwietnia prezydent Serbii Boris Tadić podał się do dymisji  argumentując tę decyzję chęcią przeprowadzenia wszystkich wyborów (parlamentarnych, samorządowych, autonomicznych w Wojwodinie i prezydenckich) jednego dnia, a tym samym zaoszczędzenia czasu i pieniędzy potrzebnych do przeprowadzenia niezbędnych reform. Jego decyzja ma jednak drugie, dużo bardziej skomplikowane dno.

4 kwietnia, na 10 miesięcy przed końcem kadencji, prezydent Serbii zrezygnował z pełnienia swojej funkcji i jednocześnie zapowiedział kolejny start w wyborach, które odbędą się 6 maja – wraz z wyborami parlamentarnymi, samorządowymi i autonomicznymi w Wojwodinie. Mimo, iż na temat możliwości połączenia wszystkich wyborów spekulowano już od momentu ogłoszenia daty pozostałych wyborów, to ta decyzja (już byłego) prezydenta i ponownego kandydata wywołała wiele komentarzy. Sam Tadić w wywiadzie dla serbskiej gazety codziennej „Politika” swoją decyzję argumentował w następujący sposób: „Wybory powszechne w tym samym terminie to najbardziej funkcjonalne rozwiązanie. Należy jak najszybciej uformować wszelkie prawomocne instytucje państwowe, zastosować niezbędne środki, rozwiązać problemy ludzi, a jednocześnie zaoszczędzić i czas i pieniądze. Zaoszczędzimy 600 milionów dinarów (ok. 5,5 miliona euro – przyp. mhm) dzięki połączeniu wyborów, a zamiast stracić cały rok na procesy wyborcze, to już za miesiąc będziemy mogli zacząć pracować na pełnych obrotach nad ekonomicznym uzdrawianiem państwa”.

Kalkulacje wyborcze

Wytłumaczenie Tadicia brzmi bardzo logicznie i zapewne przysporzy mu wielu zwolenników, lecz z drugiej strony w serbskich mediach pojawiło się jednocześnie wiele komentarzy, w których twierdzi się, iż ta decyzja szefa państwa to czysta kalkulacja wyborcza. Powszechnie bowiem wiadomo, iż Tadić ma większe poparcie niż partia, której przewodniczy, czyli Partia Demokratyczna (DS). Według wszelkich sondaży DS przegrywa nieznacznie w wyścigu do parlamentu ze swoim największym konkurentem Serbską Partią Postępową (SNS) . Wyniki sondażu, który na początku kwietnia przeprowadziła agencja Faktor Plus niewiele się różnią od wyników badania przeprowadzonego miesiąc temu. Według niego koalicja Postępowców z partiami Nowa Serbia i Ruch Siła Serbii (SNS-NS-PSS)  otrzyma 33,4 procent głosów i prowadzi przed koalicją skupioną wokół DS, która ma 29,4 procent. Trzecia jest koalicja Partii Socjalistycznej z ugrupowaniami ją wspierającymi, czyli Partią Zjednoczonych Emerytów Serbii i Zjednoczona Serbia (SPS-PUPS-JS ) z 11,6 procentami poparcia. Próg wyborczy przekroczą też Serbska Partia Radykalna (SRS) Vojislava Szeszelja z 5,7 procentami, Partia Demokratyczna Serbii (DSS) Vojislava Kosztunicy z 5,5 oraz „Preokret” (czyli Partia Liberalno Demokratyczna – LDP Czedomira Jovanovicia i Serbski Ruch Odnowy –SPO Vuka Draszkovicia) mający 6,3 procent głosów. Zjednoczone Regiony Serbii (URS) - według tego badania - nie przekroczą progu wyborczego.

Image

70 procent badanych potwierdziło, że będzie głosować na tę samą partię i jej przewodniczącego jako kandydata na prezydenta . Tu zaczyna się drugie dno decyzji Tadicia o skróceniu swojego mandatu. Otóż dość znanym zjawiskiem jest, iż wyborcy oddają swe głosy „symetrycznie” – jeżeli zaznaczą na karcie do głosowania kandydata jednej partii na prezydenta, to automatycznie zagłosują też na tę samą partię na drugiej i każdej kolejnej karcie do głosowania. Tadić, będąc świadomym swej popularności, najprawdopodobniej z tego właśnie względu zdecydował się złożyć dymisję. Niektórzy otwarcie zarzucają Tadiciowi, że zrzekł się funkcji, którą powierzyli mu obywatele i że zrobił to z powodu interesów partyjnych.  Nie bez znaczenia jest bowiem, iż już 8 lat jest on prezydentem, ale nie zrzeka się przewodnictwa w partii, więc nigdy nie wiadomo w jakiej aktualnie roli występuje.

Do trzech razy sztuka

Poza tym warto w tym miejscu wspomnieć, iż – jeżeli Tadić wygrałby te wybory, to byłaby to jego trzecia prezydentura, mimo iż konstytucja Serbii pozwala jedynie na dwie. Jak do tego doszło? Otóż po raz pierwszy lider DS został prezydentem w 2004 roku, lecz wtedy Serbia istniała jeszcze w ramach federacji Serbii i Czarnogóry. W 2006 roku Czarnogóra ogłosiła niepodległość i automatycznie powstały dwa nowe państwa: Czarnogóra oraz Serbia, która musiała teraz zmienić konstytucję, lecz nie przeprowadziła od razu nowych wyborów i Tadić piastował swą funkcję do lutego 2008 roku, kiedy to odbyły się regularne wybory prezydenckie, które zresztą ponownie wygrał. Teraz będzie kandydował po raz trzeci na stanowisko prezydenta, a po raz drugi na stanowisko prezydenta Serbii jako samodzielnego państwa. Należy podkreślić, iż dwa razy Tadić wygrał w drugiej turze z Tomislavem Nikoliciem, który wtedy był jeszcze kandydatem Serbskiej Partii Radykalnej (w zastępstwie za przebywającego w areszcie w Hadze Vojislava Szeszelja). Nikolić zdobywał wtedy największą ilość głosów w pierwszej turze wyborów, po której Tadić straszył wyborców nacjonalistą, który w przypadku wygranej wciągnie Serbię w kolejne wojny, odwróci ją od Zachodu i zwróci się ku Rosji. Tym razem jednak przywódca SNS Nikolić jest już politykiem oficjalnie głoszącym chęć przystąpienia do UE, nie jest już zaślepionym radykałem, więc retoryka zastraszania prawdopodobnie się nie sprawdzi .

Obserwując przebieg obecnej kampanii i wyniki sondaży, można się spodziewać ponownego pojedynku Tadić – Nikolić w drugiej turze. Świadomi są tego chyba wszyscy, nawet sami kandydaci na prezydenta, których jest obecnie 12 i którzy wiedzą, że mają nikłe szanse dotarcia choćby do drugiej rundy. Muszą jednak kandydować właśnie ze względu na wspomnianą wcześniej tendencję głosujących do głosowania „symetrycznego”. Podobnie zresztą większość jest świadoma, iż żadna z partii nie zdobędzie takiej większości w wyborach parlamentarnych, by móc samodzielnie utworzyć rząd. Dlatego też w ostatnich tygodniach powstają coraz to dziwniejsze przymierza. Zacznijmy chociażby od takiego tworu, jakim jest „Preokret”, czyli koalicja liberalnej partii Czedomira Jovanovicia (też zresztą będzie on kandydował na prezydenta), który jest największym zwolennikiem przyznania się Serbii do wszelkich win i krzywd poczynionych na innych narodach w ostatnich wojnach oraz Vuka Draszkovicia, czyli lidera partii SPO dążącej do utworzenia w Serbii monarchii oraz pragnącej rehabilitacji przywódcy czetników Draży Mihajlovicia.

Image

Jednak najbardziej chyba dziwi nagłe poparcie obecnego rządu dla Vojislava Szeszlja, którego proces przed haskim trybunałem ds. zbrodni wojennych w byłej Jugosławii dobiegł już końca, lecz wyrok nie jest jeszcze znany. Szeszelj, znany ze swoich radykalnych nacjonalistycznych poglądów, którego partia jest przeciwna jakimkolwiek integracjom euroatlantyckim a popiera wszelkie związki z Rosją, otrzymał nagle tuż przed wyborami państwowe gwarancje potrzebne do jego przyjazdu do Serbii. Sam Szeszelj twierdzi, że nawet o owe gwarancje nie prosił. Skąd nagłe zainteresowanie rządu, który doprowadził w końcu do otrzymania przez Serbię statusu kandydata do UE, ściągnięciem do państwa naczelnego serbskiego radykała? Według serbskich komentatorów odpowiedź jest prosta: Szeszelj może odebrać głosy Nikoliciowi. Obydwaj panowie byli jeszcze w ubiegłych wyborach bliskimi współpracownikami – Szeszelj jako formalny przywódca partii radykalnej powierzył miejsce nieformalnego przywódcy Tomislavovi Nikoliciowi. Ten drugi jednak już na początku kadencji nowego parlamentu w 2008 roku wraz z częścią innych posłów z SRS utworzył swoją partię, SNS, będącą za przystąpieniem Serbii do UE. Aktualna kampania szeszeljowców jest więc wymierzona głównie w zdrajcę Nikolicia i jeżeli ich przywódca przyjechałby do kraju, to być może byłby w stanie zaszkodzić SNS.

Żona Szeszelja i mufti

Ciekawym posunięciem jest też wybranie przez radykałów żony Szeszelja, Jadranki, na kandydatkę do wyborów prezydenckich. Mimo iż nigdy nie była ona specjalnie aktywna politycznie, to pod hasłem „Wierna Serbii” (znów nawiązanie do zdrady Nikolicia) może sporo namieszać. W wywiadzie dla serbskiej gazety Press tak oto mówiła o swojej kandydaturze: „Jestem gotowa pomóc swojemu mężczyźnie i SRS, która jest dla niego ważniejsza niż życie” czy też „Serbia wie, że mój mąż powierzył troskę o partii Nikoliciowi, który zdradził i jego, i partię, a zdradzi i Serbię” – taką właśnie retoryką SRS jest w stanie zaszkodzić SNS i jej przywódcy i odebrać mu część, tego bardziej nacjonalistycznie nastawionego, elektoratu.

Kandydatów na prezydenta jest wielu, niektórzy startują w nich, by nie stracić głosów dla swojej partii w wyborach parlamentarnych a niektórzy są poprostu żądni świateł reflektorów. I tak jeszcze większym zaskoczeniem niż Jadranka Szeszlj okazał się być przywódca duchowy Boszniaków z Sandżaku – kontrowersyjny mufti Muamer Zukorlić. Zukorlić już od kilku lat regularnie pojawia się w mediach jako bohater coraz to nowszej afery czy też autor niepoprawnej politycznie wypowiedzi. Często wspomina on o chęci autonomii dla Sandżaku, czym wywołuje oburzenie mediów i polityków.

Według sondażu przeprowadzonego na początku kwietnia przez agencję Faktor Plus w pierwszym kręgu wyborów prezydenckich na kandydata Partii Demokratycznej głosowałoby 35,8 procent obywateli a na kandydata SNS Tomislava Nikolicia 35,7 procent. Badanie przeprowadzone miesiąc przed wyborami na trzecim miejscu uplasowało Ivicę Daczicia – 11,2 procent, na kolejnym Czedomira Jovanovicia z 5,6 procent, a po nim przewodniczącego DSS Vojislava Kosztunicę z 5 procentami głosów, podczas gdy kandydat URS Zoran Stanković otrzymałby 1 procent głosów. Badanie to jednak nie wzięło pod uwagę Jadranki Szeszelj, Muamera Zukorlicia i pozostałych kandydatów, którzy wyłonili się po 8 kwietnia i których kandydatury nie były jeszcze pewne.

Wynik wyborów prezydenckich będzie w dużej mierze zależeć też od wyników wyborów parlamentarnych. Jeżeli bowiem dojdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich (a według wszelkich badań tak będzie), to najważniejsze będzie, komu dadzą poparcie przedstawiciele pozostałych partii. Ich poparcie będzie z kolei zależeć od tego, kto z kim i jak się dogada w sprawie tworzenia rządu. Najważniejszymi graczami będzie tu zapewne (tak jak w ubiegłych wyborach) – Serbska Partia Socjalistyczna oraz „Preokret”. 

Źródła: politika.rs, blic.rs, tanjug.rs, pressonline.rs, eizbori.com