Martin Schulz: wielki przegrany wyborów europejskich?
Młody Schulz dorastał w zniszczonej po wojnie miejscowości Würselen. Jako dziecko uczęszczał do szkoły katolickiej, gdzie był jednym z najlepszych uczniów. Marzył o karierze piłkarskiej, jednak kontuzja przekreśliła jego plany. Tuż po ukończeniu liceum założył własną księgarnię i przyłączył się do niemieckich socjaldemokratów. W wieku 31 lat został najmłodszym burmistrzem niemieckiego landu Nadrenii Północnej Westfalii. Po 11 latach pracy na tym stanowisku zapragnął współuczestniczyć w budowie nieco poważniejszego projektu o nazwie Unia Europejska.
Droga do Parlamentu Europejskiego
- Przez wiele lat byłem burmistrzem i słuchałem tego, co mówili ludzie. To do dziś ważna część mojej pracy – powtarzał wielokrotnie Schulz i zdanie to uczynił mottem swojej pracy. Do Parlamentu Europejskiego został wybrany po raz pierwszy w 1994, gdzie pracował w wielu komisjach m.in. praw człowieka czy wolności obywatelskich. Od 2004 roku przewodniczył socjaldemokratom w PE. Potrafił twardą ręką zapanować nad różnorodnymi nurtami i interesami w tej drugiej co do wielkości grupie euro-parlamentarnej. Od 2009 roku był przedstawicielem ds. europejskich w niemieckim SPD, co dawało mu możliwości wpływania na działanie partii w tym obszarze.
Krytyk i prowokator z niewyparzonym językiem
Newsweek nazywa Schulza „bulterierem lewicy i zajadłym wrogiem prawicy”. Trudno nie przyznać tygodnikowi racji: polityk SPD nie boi się używać mocnych słów pod adresem swoich kolegów i koleżanek. W 2003 roku skrytykował Silvio Berlusconiego, ten zaś w odwecie zaproponował mu rolę kapo w filmie o obozach koncentracyjnych. Ta pozornie błaha kłótnia spowodowała, że o Schulzu po raz pierwszy usłyszała cała Europa.
Byłemu prezydentowi Francji Nicolasowi Sarkozy wypomniał upublicznienie swojego związku z Carlą Bruni. Angeli Merkel zarzucił, że nie radzi sobie z kryzysem. Rząd Jarosława Kaczyńskiego nazwał najbardziej sceptycznym gabinetem w Europie. Zarzucał ówczesnemu premierowi reprezentowanie wartości skrajnie różnych od tych promowanych przez UE. Krytycznie odniósł się wobec deklaracji nieżyjącego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego jako zwolennika kary śmierci. - Mam nadzieję, że polski naród jest na tyle mądry, że szybko odeśle ten rząd do domu - oświadczył niemiecki polityk podczas debaty w PE.
Za każdym razem przed głosowaniem na przewodniczącego PE Schulz zdobył niewiele ponad połowę głosów: 387 na 699 w pierwszej oraz 409 na 751 w drugiej kadencji. Powodem jest arogancja oraz celowa prowokacja, jak podaje die Welt. Ludzie, którzy mieli okazję z nim współpracować podkreślają, że co prawda ma wybuchowy charakter, jednak jest dobrze zorganizowany.
Wielki przegrany
Schulz miał nadzieję na to, że w tym roku zostanie wiceprzewodniczącym KE z ważną teką gospodarczą. Szanse na zwycięstwo były już od początku bardzo małe. Niemieckojęzyczna debata, w której polityk SPD wziął udział wraz z kontrkandydatem Jean-Claude Junckerem, była mało wyrazista. Brakowało w niej wszystkiego: determinacji i rywalizacji między politykami. Przed telewizorami w Niemczech zasiadło zaledwie 1,79 miliona osób. Warto zwrócić także uwagę na poparcie, którego szefowa niemieckiego rządu udzieliła już na początku Junckerowi, co nie pozostało bez znaczenia przy ostatecznym głosowaniu.
Przegrana Schulza miała także związek z przegraną socjalistów. Początkowo wróżono im zwycięstwo, jednak zmieniły to ostatecznie wyniki wyborów do PE. W Niemczech socjaldemokraci wypadli poniżej oczekiwań, bowiem spodziewali się 30 proc., udało się zdobyć tylko 27,3 proc. Europejska Partia Ludowa i Jean-Claude Juncker wygrali przede wszystkim z powodu słabnącego na sile kryzysu gospodarczego i wzrastającego zagrożenie ze strony rosyjskiej. To centroprawicę postrzega się jako ugrupowanie dające nadzieje na „mądre i zdecydowane działania”.
Źródła: Newsweek, DW, Welt, Polska the Times, Euroactiv, Instytut Obywatelski