Niemcy: Niestraszny nam Grexit
240 mld euro – tyle wynosi pomoc finansowa, jakiej UE udzieliła Grecji w latach 2010-2014 celem ratowania kraju przed bankructwem. Zadłużenie nie zmalało przez ten czas, a wręcz przeciwnie – stale się powiększa i wynosi obecnie około 321,7 mld euro [1]. Scenariusz, którego najbardziej się w UE obawiano potwierdził się 25 stycznia 2015 roku w dniu wyborów parlamentarnych w Grecji wraz ze zwycięstwem Syrizy, która swoim wyborcom obiecała umorzenie części ogromnego długu. Jeszcze w 2010 roku Niemcom i Francuzom zależało na tym, aby nie dopuścić do opuszczenia strefy euro przez Grecję. Dzisiaj sytuacja się zmieniła: Berlin liczy się z takim scenariuszem, a Ateny straciły tym samym jeden z najważniejszych argumentów negocjacyjnych w rozmowach o złagodzeniu dyscypliny finansowej. Jak skończy się ten pomocowy maraton?
Niemcy nie lubią dłużników
Aby zrozumieć źródło nieporozumień między Grekami, a Niemcami należy przyjrzeć się niemieckiemu podejściu do pieniędzy, ponieważ nasi zachodni sąsiedzi szczególnie drażliwie traktują wszelkiego rodzaju zobowiązania finansowe. Najlepszym przykładem jest słowo „dług”, które w języku niemieckim znaczy to samo co wina (niem. Schuld). To pokazuje, jakie skojarzenia wzbudza u Niemców posiadanie długów. Powodem takiego nastawienia są trudne doświadczenia z przeszłości: hiperinflacja, którą naród niemiecki przeżył w latach 20–tych XX wieku oraz zjednoczenie kraju w latach 1989-1990 [2]. Dojście do obecnego stanu wymagało cięć w wynagrodzeniach oraz obniżenia wydatków socjalnych. Niemcy pokazały jednak kilkakrotnie, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Grek-lekkoduch
Zadłużenie Greków sięga jeszcze czasów tzw. dyktatury pułkowników (1967-1974). Po upadku reżimu pieniądze pobierały kolejne rządy demokratyczne. W 1981 Grecja została przyjęta do EWG, jednak istnieje przypuszczenie, że w tym wypadku mogło dojść do fałszerstwa statystyk. W momencie, kiedy kraj przyjmował euro, mógł już zaciągać kolejne pożyczki. Rząd na tym korzystał, wydawał jeszcze więcej, doprowadzając do zadłużenia i sytuacji, w której tych długów nie można było już udźwignąć. Pieniądze były przeznaczane m.in. na zbrojenia. W latach 2008-2012 Ateny były jednym z 15 największych nabywców sprzętu wojskowego na świecie. Jednym z głównych greckich kontrahentów w dziedzinie uzbrojenia były Niemcy i stamtąd też pochodziła większość pożyczonego kapitału. Problemem były także inne kwestie m.in nadmierne przywileje socjalne dla różnych grup zawodowych oraz trudności w ściąganiu podatków. Część społeczeństwa składa bowiem deklaracje finansowe o minimalnych zarobkach, żeby nie płacić podatków. Gwoździem do trumny Greków było jednak przyjęcie waluty euro. Gdyby Grecja posługiwała się drachmą, to prawdopodobnie miałaby zdecydowanie wyższe stopy procentowe. Tym samym politycy nie byliby tak skłonni do wydawania pieniędzy, ponieważ koszt byłby znacznie wyższy.
Merkel diabłem Europy
Niemcy nie byli przygotowani na wiadomość z Grecji o gigantycznym długu, którą rząd premiera Jorgosa Papandreu ujawnił w 2009 roku. Berlin znajdował się tuż po wyborach w Bundestagu i chciał się zająć sprawami wewnętrznymi kraju. Nie było to jednak możliwe, gdyż sprawa kryzysu wymagała natychmiastowej reakcji i uzgodnienia w ramach UE wspólnego planu pomocy. Grecy szukali jej w Brukseli oraz wśród największych państw UE: tj. Francji i Niemiec. Zignorowanie problemu mogło doprowadzić do bankructwa i mieć daleko idące konsekwencje dla pozostałych państw grupy, toteż 2 maja 2010 r. kraje strefy euro i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) uzgodniły „pakiet ratunkowy” dla Grecji. W zamian Ateny zobowiązały się do wdrożenia wieloletniego planu wymagających reform, cięć i oszczędności [3].
Polityka „zaciskania pasa” i „oszczędności kosztem społeczeństwa” nie przyniosła widocznych dla obywatela efektów, zaś Angela Merkel stała się w ucieleśnieniem unijnego ucisku. Transparentami „Córko Hitlera, won z Grecji, nie chcemy IV Rzeszy” witali w zeszłym roku szefową niemieckiego rządu obywatele Hellady. Prof. Witold Orłowski twierdzi, że w krajach takich jak Grecja, Hiszpania, Portugalia, Włochy, czy ostatnio Cypr, to właśnie RFN jest obarczana przez wielu obywateli za wszystkie problemy gospodarcze kraju. Berlin stał się „chłopcem do bicia”, chociaż winę za obecną sytuację ponoszą wszyscy: zarówno rządzący, społeczeństwo żyjące ponad stan oraz banki, udzielające kredytu na niesprecyzowanych warunkach.
Przeciąganie liny
Kryzys gospodarczy w Grecji przełożył się na kryzys polityczny: 25 stycznia Grecy poszli na wybory po raz trzeci w ciągu ostatnich trzech lat (poprzednie odbyły się w czerwcu 2012 r.) Zwycięstwo Syrizy (Koalicja Radykalnej Lewicy) mogło być jednoznaczne z wyjściem Grecji ze strefy euro (Grexit). Ultralewicowa partia obiecała swoim wyborcom podniesienie kraju z kolan i przywrócenie mu utraconej godności. Kluczowym hasłem wyborczym było stwierdzenie, że jedynym ratunkiem dla nich będzie zażądanie od Unii Europejskiej, aby bezpowrotnie pożegnała się ze znaczną częścią pieniędzy włożonych w ratowanie greckiego budżetu.
Taka sytuacja nie przeraziła już kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która zaznaczyła w jednej z wypowiedzi, że bierze pod uwagę Grexit. Minister finansów Niemiec Wolfgang Schäuble wzmocnił jeszcze przekaz szefowej niemieckiego rządu, podkreślając, że odejście od programu uzgodnionego z Unią Europejską, MFW i Europejskim Bankiem Centralnym będzie oznaczało konieczność wyjścia Grecji ze strefy euro. Twarde stanowisko Niemiec spowodowało z kolei złagodzenie podejścia nowego greckiego premiera Aleksisa Tsiprasa, który stwierdził, że chce wyłącznie złagodzenia programu oszczędnościowego i nie zamierza rezygnować ze wspólnej waluty.
Do tej pory Berlin był największym płatnikiem UE na rzecz programów restrukturyzacyjnych i najbardziej zagorzałym „kibicem” Grecji w walce z kryzysem. Wszystko zaczęło się jednak zmieniać za sprawą ostatnich działań Tsiprasa, który swojego sukcesu w negocjacjach upatrywał w poróżnieniu członków Unii Europejskiej i zwróceniu Francji, Włoch czy Wielkiej Brytanii przeciwko Niemcom. Jego wysiłki nie przyniosły jednak żadnych rezultatów. Grecy nie poddają się i szukają pieniędzy gdzie indziej. W ostatnim czasie próbują straszyć Niemców pozwem o reparacje wojenne. Przez takie działania Angela Merkel coraz bardziej traci cierpliwość do greckich władz. W ostatnim czasie stwierdziła w jednym z wywiadów, że możliwości dalszej redukcji zadłużenia Grecji nie będzie miała miejsca. Zwróciła również uwagę na to, że już wcześniej prywatne banki, czy fundusze dokonały miliardowych umorzeń. W niemieckiej prasie nie brakuje głosów żalu i oburzenia na to, w jaki sposób Grecja odwdzięcza się za miliardy środków pomocowych. Coraz głośniej słychać nawoływania do porzucenia wyrozumiałości i cierpliwości na rzecz zajęcia twardszego stanowiska wobec buntujących się Greków.
Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow przyjął 11 lutego w Moskwie greckiego ministra spraw zagranicznych Nikosa Kodziasa i zadeklarował gotowość Rosji do udzielenia pomocy nowemu lewicowemu rządowi Grecji, chcąc pozyskać nowego zwolennika w Europie. Szef greckiego rządu podczas wizyty na Cyprze zaprzeczył pogłoskom, jakoby podobną pomoc miał przyjąć i zaznaczył, że cały czas prowadzone są konkretne negocjacje z partnerami w Europie.
Koalicjanci podzieleni w sprawie Grecji
Sceptyczni wobec pomocy byli politycy chadecji. Jeszcze kilka lat temu ówczesny sekretarz generalny CSU Alexander Dobrindt stwierdził, że wyjście Grecji z eurolandu jest nieuniknione. Słowa polityka skrytykował wtedy ówczesny minister spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle (FDP) [4]. Sytuacja w Grecji w dalszym ciągu dzieli Chadeków z Socjaldemokratami. Niemiecki Bundestag znaczną większością głosów zatwierdził w lutym br. uzgodnione między władzami w Atenach i eurogrupą porozumienie w sprawie przedłużenia do końca czerwca programu pomocy finansowej dla Grecji. Minister finansów Wolfgang Schäuble (CDU) przyznał, że dla wielu posłów nie jest to łatwa decyzja, zaś samo głosowanie za projektem było niezgodne z ich sumieniem. Przedłużenie programu dla Grecji wzbudziło największe zastrzeżenia wśród chrześcijańskich demokratów. Więcej wyrozumiałości okazują socjaldemokraci. Minister gospodarki Sigmar Gabriel (SPD) powiedział w ostatnim czasie, że szefowi eurogrupy Dijselbloemowi i KE należy dać czas i szansę na poważne pertraktacje z Grecją oraz dopięcie porozumienia.
Strach przed efektem domina
Niemcy w kontekście aktualnej sytuacji najbardziej obawiają się tzw. efektu domina. Polityka reform i oszczędności jest forsowana przez niemiecki rząd, nie znajduje ona jednak zrozumienia w objętych kryzysem południowych krajach UE m.in. w Hiszpanii, Portugalii, Włoszech, a nawet we Francji. Zwycięstwo Syrizy w Grecji może spowodować zwiększenie aktywności podobnych ugrupowań – czy to lewicowych, czy też radykalnie prawicowych – które będzie łączył sprzeciw wobec polityki unijnej „kosztem społeczeństwa” oraz wobec braku państwowej suwerenności na płaszczyźnie polityki gospodarczej, monetarnej i społecznej. Dla przykładu francuski Front Narodowy (Front National) w zwycięstwie Syrizy mógłby widzieć potwierdzenie dla swoich haseł i swojego programu powrotu do suwerenności narodowej i ograniczania władzy UE.
Nie ma życia poza UE
Przed wejściem w życie Traktatu Lizbońskiego nie istniał prosty sposób umożliwiający państwu członkowskiemu opuszczenie Unii Europejskiej. Obecnie istnieje taka możliwość za porozumieniem stron, dokładne warunki nie zostały jednak sprecyzowane. Umowa wystąpienia państwa członkowskiego musiałaby zawierać warunki współpracy z UE, co pokazuje ze opuszczenie jej nie spowoduje całkowitego uwolnienia się od niej. Rzeczywista niezależność ustawodawcza po opuszczeniu Unii jest niemożliwa, o ile państwo nie oddzieli się definitywnie od jednolitego rynku UE. Dodatkowo należy zadać sobie pytanie na temat czterech podstawowych wolności: wolność przemieszczania się (zatrudnienia), wolność kapitału, wolność usług oraz wolność towarów. Gospodarka to stabilność: stabilne podatki, środowisko polityki ekonomicznej oraz fiskalnej. Jednym z najbardziej prawdopodobnych skutków opuszczenia przez państwo członkowskie Unii Europejskiej jest spadek inwestycji zagranicznych oraz dobrowolny ostracyzm. Wyjście z UE mimo kryzysu nie zastąpi korzyści wynikających z członkostwa.
Co zrobi Grecja?
Najlepszym scenariuszem byłaby dalsza realizacja planu, nawet jeżeli miałby on ulec zmianom, które negocjuje Tsipras. Według wstępnych szacunków urzędu statystycznego Grecji w ubiegłym roku wzrost gospodarczy wyniósł ok. 1,5 proc – Grecka gospodarka zaczęła rosnąć szybciej niż cała strefa euro; co więcej, zaczęła rosnąć po raz pierwszy od połowy 2008 r. Powoli zaczęło też spadać bezrobocie, zarówno ogólne, jak i to wśród młodych ludzi. To ostatnie przekraczało dwa lata temu aż 60 proc. Teraz spadło do 48 proc.
Opuszczenie UE oznaczałoby kompletny chaos dla Grecji. Wprowadzenie nowej waluty nie jest łatwą do przeprowadzenia operacją – trzeba ustalić kurs, wydrukować banknoty, a następnie je dostarczyć do bankomatów i przystosować wszelkie kasy do ich przyjmowania. Ateny musiałyby wrócić do drachmy i zdewaluować swoją walutę w stosunku do euro, co oznaczałoby natychmiastowy wzrost inflacji. Wzrośłby i tak już ogromny dług, a inwestorzy najprawdopodobniej zaczęliby się wycofywać. Bardzo drogi stałby się także import towarów przez Grecję, co w przypadku niektórych grup produktów, jak lekarstwa, żywność, ropa naftowa czy inne surowce spowodowałoby, że warunki życia pogorszyłyby się jeszcze bardziej. Czy Niemcy będą starały się powstrzymać Greków przed opuszczeniem UE? Moim zdaniem nie. Myślę, że Niemcy chętnie zgodzą się na wyjście Grecji ze strefy euro i z pewnością będą domagać się zwrotu pieniędzy, które Grecja jest im winna. Grexit wzmocni wspólną walutę, a na tym skorzystają Niemcy. Powstaje jednak także problem wizerunkowy. Jeśli Grecja ostatecznie ogłosi niewypłacalność, to nie przysporzy to popularności Angeli Merkel.
Zwolennicy opuszczenia UE przez Grecję przekonują jednak, że po początkowym załamaniu, dzięki wymuszonej w ten sposób poprawie konkurencyjności, do Grecji napływać zaczną inwestycje zagraniczne, dzięki niskim cenom będzie ona przeżywać boom turystyczny, a to w konsekwencji spowoduje tworzenie nowych miejsc pracy, wzrost eksportu, a z czasem też w górę pójdzie kurs drachmy.
Sylwia Ławrynowicz
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie Centrum Inicjatyw Międzynarodowych.
http://blog.centruminicjatyw.org/2015/03/18/niemcy_grexit/
[1] Prawie 53 mld euro Grekom pożyczyły w pierwszej fazie kryzysu państwa członkowskie strefy euro. Największą jej część sfinansowały Niemcy, które wyłożyły ponad 15 mld euro. Spory wkład wnieśli również Francuzi (11 mld euro) oraz Włosi (10 mld euro). http://www.rmf24.pl/ekonomia/news-kto-i-ile-pozyczyl-grecji-niemcy-najwiecej,nId,1601644#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
[2] kurs wymiany pomiędzy marką niemiecką a marką NRD ustalono na 1:1, co spowodowało z dnia na dzień upadek większość zakładów przemysłowych na terenach byłego NRD, gdyż zakłady te nie mogły się utrzymać na rynku z powodu przestarzałej technologii i niskiej wydajności pracy.
[3] Deficyt budżetowy miał zostać sprowadzony z 13,6 proc. PKB w 2009 roku do 2,6 proc. w roku 2014; http://forsal.pl/artykuly/563240,historia_kryzysu_zadluzenia_w_grecji.html
[4] Jak zaznaczył, wypowiedzi tego typu to „mobbing” wobec Grecji, który szkodzi nie tylko Atenom, ale i wizerunkowi samych Niemiec , w: http://www.bankier.pl/wiadomosc/Niemcy-podzieleni-w-sprawie-pomocy-dla-Grecji-2621973.html