Aleksander Siemaszko: Pół wieku z braćmi Castro
50 lat po obaleniu Fulgencio Batisty zimnowojenny kubański dinozaur musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Pisząc o Kubie siłą rzeczy poruszamy się pomiędzy dwoma datami, znakującymi epokę Fidela Castro, jej początek i koniec. Pierwszego stycznia 1959 roku siły rewolucjonistów z Ruchu 26 Lipca wkraczają do Havany. Wiodą ich bracia Castro - Raul i Fidel, Ernesto „Che” Guevara i Camillo Cienfuegos. Wojna domowa dobiega końca, generał Fulgencio Batista przegrał. Wczesnym porankiem samolot wiozący na pokładzie dyktatora i jego najbliższą rodzinę oraz współpracowników odlatuje w kierunku Dominikany. Według powtarzanych później plotek przedstawiciele obalonego reżimu wywieźli ze sobą ponad 700 milionów dolarów w gotówce i dziełach sztuki.
W ciągu paru następnych lat setki tysięcy Kubańczyków zdecyduje się na opuszczenie swojej ojczyzny. Niektórzy będą uciekać przed wymiarem sprawiedliwości sądzącym osoby odpowiadające za tajemnicze zniknięcia przeciwników Batisty. Inni, a będzie ich więcej, uznani za wrogów komunizmu będą zmuszeni wyjechać w obawie przed represjami nowej, rewolucyjnej władzy. Dla innych opuszczenie Kuby oznacza po prostu szanse na godne, dostatnie życie, o jakim w realiach gospodarki centralnie planowanej mogli wyłącznie marzyć.
Karaibskie Las Vegas
Swą niepodłegłość w 1902 roku Kuba uzyskała z woli i łaski Waszyngtonu. Usunięcie Hiszpanów z Hawany pozwoliło na dogodną penetrację wyspy przez amerykański kapitał, który de facto zmonopolizował sektor cukrowy, bankowy i surowcowy. Mimo że zasady współpracy pomiedzy Stanami a Kubą zmieniły się w 1934 roku, wraz z porzuceniem większości zobowiązań wynikających z poprawki Platta (m.in. umożliwiającej Amerykanom podjęcie interwencji na wyspie z tak błahych powodów jak wysokość zadłużenia młodego państwa) nadal północny sąsiad dbał o utrzymanie jednoznacznie proamerykańskiego kursu Hawany, czy to wpływając na wybranych już polityków czy wspomagając zza kulis rozmaite przewroty wojskowe. W 1952 roku na czele takiego przewrotu stanął były prezydent Kuby, generał Fulgencio Batista.
Autorytarne rządy Batisty wymykają się jednoznacznej ocenie. Z jednej strony, wątpliwościom nie ulega zdecydowanie brutalny i antydemokratyczny charakter reżimu, prześladowania opozycji i szerząca się korupcja. Tym niemniej, sytuacja gospodarcza Kuby za rządów wojskowych poprawiła się. Wyspa czerpała ogromne zyski z hazardu i turystyki, z których przynajmniej część transferowana była do miejscowej ludności. Otwarcie Kuby na świat niosło jednak kolejne zagrożenia - rosnące nierówności społeczne i przestępczość. Przez swych przeciwników rząd oskarżany był o utrzymanie wasalnych stosunków z Amerykanami, przez co znalazł się na celowników miejscowych komunistów, wspieranych przez Związek Sowiecki. Rosnące z biegiem lat niezadowolenie społeczne pogarszało sytuację Batisty. Mimo że wydawało się, że generałowi przyświeca szczęśliwa gwiazda - zdławił bunt zorganizowany przez Fidela Castro w 1953 roku, rozbił rodzące się w 1956 roku spiski w wojsku i studenckie protesty - to atakowany z wszystkich stron dyktator kontrolował coraz mniejsze połacie kraju.
Pół wieku komunistycznej dyktatury jest dla Kuby czasem nędzy, przemocy i ideologicznej indoktrynacji. Ale przede wszystkim - był to teatr jednego aktora, epoka Fidela Castro. Kubański przywódca nie tylko dzierżył stery rewolucji, ale był też jej sztandarem. Jego natchniony wzrok spoglądał na przechodniów z patriotycznych plakatów. Zwyczaj wygłaszania długich, acz pełnych żaru przemówień znany był nie tylko mieszkańcom wyspy, ale i na całym świecie. Wszyscy wiedzieli kim był „Fidel”. „Raul”, imię pozbawione nazwiska nic nikomu nie mówiło. Zrozumienie tej sytuacji jest konieczne do pojęcia, co w sferze symbolicznej oznacza 24 lutego 2008 roku - dzień, w którym Fidel przekazał urząd prezydencki swemu bratu Raulowi, szarej eminencji reżimu. Główny aktor zszedł ze sceny, zastąpił go dubler.
Raul reformator?
Zmiana na szczytach władzy zapoczątkowała zwyczajową w takich przypadkach lawinę komentarzy w mediach, które wyrażały nadzieję na przeprowadzenie przez nową ekipę reform, które doprowadzą do stopniowej demokratyzacji Kuby, a przynajmniej - poszerzenia zakresu swobód. Nadzieje te rozwiewane były przez sceptyków, którzy przypominali, że przez lata to właśnie Raul uchodził za bardziej twardogłowego z braci, zaś jako minister obrony odpowiada za liczne przypadki tortur i tajemniczych zaginięć przeciwników systemu. Jak (rzekomo) mówią sami Kubańczycy - Raul nie ma krwi na rękach tylko dlatego, że woli wieszać.
Przyznać trzeba, że nowa ekipa wykonała parę politycznych gestów wobec wspólnoty międzynarodowej - ratyfikowała dwie konwencje dotyczące przestrzegania praw człowieka, uwolniła część więźniów politycznych czy zliberalizowała reżim nabywania odtwarzaczy DVD, skuterów i innych przedmiotów osobistych. Nie są to jednak zmiany o charakterze znaczącym, w przeszłości zaś Hawana dokonywała zdecydowania bardziej spektakularnych prób reform systemu, jak odejście od polityki państwowej ateizacji w 1992- w niczym jednak nie podważało to dominacji kubańskiej kompartii. Nie ma się co łudzić - Raul nie jest w stanie przeprowadzić jakichkolwiek reform naruszających podstawy współtworzonego przez siebie systemu. W przeciągu najbliższych paru lat Kubie nie „grozi” ani demokratyzacja ani nawet pójście chińska drogą - w kierunku wolnorynkowego autorytaryzmu. Z powodu podeszłego wieku siedemdziesięciosiedmioletniego Raula Castro wysiłki obecnej ekipy skupiać się będą raczej na poszukiwaniu jego następcy, względnie- pewnego modus vivendi elit politycznych Kuby po śmierci obu braci.
Rząd i Komitet Centralny coraz bardziej zaczynają przypominać breżniewowską gerontokrację- średnia wieku członków kubańskiego KC wynosi siedemdziesiąt lat! Trudno wymagać od zdziadziałych rewolucjonistów reformatorskiego zapału. Obserwować należy młodszych funkcjonariuszy reżimu - takich jak przywódca młodych twardogłowych, minister spraw zagranicznych Felipe Perez Roque; a także, pamiętając o specyfice kontynentu - kubańską armię, która z pewnością nie zawahałaby się mieszać w politykę dla „dobra ludu”.
Pół wieku po triumfalnym zwycięstwie, komunistyczna Kuba, dzieło życia braci Castro dryfuje w nieznanym kierunku. Podłączeni pod wenezuelska kroplówkę z tanią ropą, kubańscy nestorzy stracili siły i wizję; ich desperackie trzymanie się steru przynosi jednak póki co rezultaty - brak jest potencjalnych kandydatów na kubańskiego ojcobójcę. Bez zmian na szczytach władzy Hawanie grozi dalszy marazm i stagnacja. A Kubańczycy nogami wybiorą Florydę, nie Kubę.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.