Establishment znowu przegrał z rumuńskimi nacjonalistami
Unieważnienie ubiegłorocznych wyborów prezydenckich w Rumunii nie zmieniło preferencji wyborców. Ponownie zagłosowali oni na kandydata nacjonalistów, a przeciwnicy establishmentu dodatkowo zwiększyli swoje poparcie. Wygrana George Simiona w pierwszej turze doprowadziła już do poważnych zmian na szczytach władzy.
W niedzielę rano Simion przybył do lokalu wyborczego w towarzystwie Călina Georgescu, wykluczonego ze startu w wyborach po unieważnieniu ubiegłorocznego głosowania. Był to wyraźny sygnał dla wyborców opozycyjnej narodowej prawicy, która zjednoczyła się w obliczu decyzji podjętej pól roku temu przez Sąd Konstytucyjny. Należy bowiem przypomnieć, że w ubiegłym roku Simion i Georgescu startowali oddzielnie, choć w przeszłości współpracowali w ramach kierowanego przez Simiona Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR).
Antysystemowcy rosną w siłę
Pół roku temu obaj politycy uzyskali łącznie 3,4 miliona głosów. Teraz, przy podobnej frekwencji, Simion samodzielnie uzyskał poparcie ponad 3,8 miliona wyborców. Sam ten fakt pokazuje, że unieważnienie ubiegłorocznych wyborów, wraz z zatrzymaniami Georgescu i jego współpracowników, na niewiele się zdało. Wręcz przeciwnie, stawiane mu zarzuty nie przeszkodziły rumuńskim nacjonalistom w rozszerzeniu grona swoich wyborców.
Po ogłoszeniu sondażowych wyników głosowania Simion podkreślił, że jest kontynuatorem polityki Georgescu, który jego zdaniem powinien być prezydentem Rumunii. Ponadto zarzucił swoim konkurentom walkę o władzę jedynie w celu jej posiadania, a nie dokonywania rzeczywistych zmian w krajowej polityce.
Tego rodzaju antyestablishmentowa retoryka wyraźnie spełnia oczekiwania Rumunów. Nieufność i narastająca niechęć do rządzących elit oraz samego państwa powoduje, że zarzuty stawiane nacjonalistom nie są uznawane za wiarygodne lub zupełnie nie przeszkadzają ich wyborcom. Zaangażowanie wymiaru sprawiedliwości i służb specjalnych nie przywróci nagle zaufania do dominujących od lat partii centroprawicowych oraz centrolewicowych.
Drugi zwycięzca
Symptomatyczny jest nie tylko sam wynik lidera AUR, ale także porażka wspólnego kandydata rządzącej koalicji Rumuńskiej Partii Socjaldemokratycznej (PSD), Partii Narodowo-Liberalnej (PNL) i Demokratycznego Związku Węgrów w Rumunii (UDMR). Crin Antonescu uzyskał o prawie 87 tysięcy głosów mniej od burmistrza Bukaresztu Nicușora Dana, wspieranego głównie przez pozaparlamentarne ugrupowania konserwatywne i liberalne. Tym samym Antonescu już po raz drugi w swojej politycznej karierze zajął trzecie miejsce i nie dostał się do drugiej tury wyborów.
Dan odniósł sukces mimo dużo mniejszych wydatków na kampanię. Według wyliczeń publikowanych przez rumuńskie media, sztab Antonescu dysponował kwotą 80 milionów lei, ugrupowanie Simiona przeznaczyło 26,9 milionów lei, z kolei start Dana kosztował 17,8 miliona lei. Lider nacjonalistów i burmistrz Bukaresztu weszli więc do drugiej tury bazując na emocjach społecznych, których nie jest już w stanie zagospodarować establishment, mający przecież do dyspozycji zarówno duże środki finansowe, jak i kontrolowaną przez siebie administrację państwową.
Dan będzie miał teraz wyjątkowo trudne zadanie. Wprawdzie przegranym pierwszej tury wyborów udawało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale nigdy różnica między oboma kandydatami nie była tak duża. Dodatkowo Simion mając przewagę 1,8 miliona głosów nad Danem będzie mógł zapewne liczyć na poparcie elektoratu czwartego w stawce Victora Ponty. Były socjaldemokratyczny premier Rumunii uzyskał w niedzielę 1,2 miliona głosów, a w swojej kampanii deklarował, że jako prezydent desygnowałby Georgescu na stanowisko szefa rządu.
Trzęsienie ziemi
Porażka wspólnego kandydata PSD, PNL i UMDR wywołała trzęsienie ziemi w samej elicie rządzącej. Dzień po wyborach ze swojej funkcji zrezygnował premier Marcel Ciolacu, a zarząd socjaldemokratów jednogłośnie podjął decyzję o opuszczeniu koalicji rządowej. Krytycy Ciolacu uważają, że ustąpił zbyt późno i z tego powodu był obciążeniem dla kampanii Antonescu. W listopadzie ubiegłego roku lider PSD sam zajął bowiem trzecie miejsce w wyborach prezydenckich.
Wzajemne oskarżenia wśród rozpadającej się koalicji rządowej zaczynają się zresztą mnożyć. Centroprawica zarzuca centrolewicy także niedostateczną mobilizację elektoratu wiejskiego. Jeden z czołowych polityków PNL, senator Vasile Blaga, zasugerował z kolei, że PSD w rzeczywistości „próbuje grać na dwa fronty”. Socjaldemokraci po obradach swojego zarządu nie zdecydowali się poprzeć Dana, co zdaniem Blagi może być przygotowywaniem gruntu pod ich przyszłą koalicję z nacjonalistami Simiona. Jeszcze dalej we wzajemnych oskarżeniach poszedł poseł PNL Robert Sighiartău, według którego PSD wystawiło w wyborach prezydenckich swojego niezależnego kandydata w postaci Ponty. W tym kontekście należy przypomnieć, że Ponta w lutym opuścił socjaldemokratów, sprzeciwiając się poparciu kandydatury Antonescu.
Inni politycy narodowych liberałów również nie gryźli się w język. Porażka Antonescu jest ich zdaniem następstwem kurczowego trzymania się urzędu przez Ciolacu, który zupełnie zignorował swoją ubiegłoroczną porażkę wyborczą i wraz ze swoim środowiskiem nie chciał wprowadzić żadnych zmian. Niektórzy parlamentarzyści PNL mówią natomiast o sabotowaniu kolejnych trzech wyborów przez PSD, nazywając błędem „toksyczny” sojusz swojej partii z centrolewicowym ugrupowaniem.
***
Zgodnie z obowiązującym prawem, urząd szefa rządu będzie sprawował tymczasowy premier. Został nim dotychczasowy wicepremier i minister spraw wewnętrznych Cătălin Predoiu, ponadto od lutego pełniący obowiązki przewodniczącego centroprawicy. Jak zresztą prześmiewczo zauważył portal HotNews.ro, „tymczasowy prezes PNL został mianowany przez tymczasowego prezydenta Rumunii na stanowisko tymczasowego premiera”. Rumuńscy politycy mają teraz 45 dni na uformowanie nowej większości rządowej, dlatego można spodziewać się, że rozmowy na ten temat nabiorą dynamiki dopiero po rozstrzygnięciach drugiej tury wyborów prezydenckich.
Maurycy Mietelski
fot. AUR (PDM 1.0)