Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Aleksander Siemaszko: Republikańskie prawybory: decydujące starcie?

Aleksander Siemaszko: Republikańskie prawybory: decydujące starcie?


04 marzec 2012
A A A

Super Tuesday, czyli wtorkowe, jednoczesne prawybory republikańskie w dziesięciu stanach zadecydują nie tylko o tym, kto zdobędzie nominację, ale mogą mieć wpływ na wynik wyborów prezydenckich w listopadzie.

Przed rokiem wydawało się, że republikańskie prawybory mają jednego, wyraźnego faworyta: byłego gubernatora Massachusets, Mitta Romneya. Ten miliarder z branży usług finansowych i korporacyjnych przejęć, absolwent Harvardu i syn byłego gubernatora Michigan jest ucieleśnieniem wyobrażenia o elitach północno-wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Jedyne co odróżnia go od typowego WASP-a jest wiara: Romney jest mormonem i to głęboko wierzącym; co roku przeznacza na rzecz Kościoła Świętych w Dniach Ostatnich ok. 10% swoich dochodów.
 
Kłopoty faworyta
 
Romney był wysoko oceniany jako umiarkowanie prawicowy gubernator liberalnego stanu, który zazwyczaj skłania się ku Partii Demokratycznej. Starał się nie wdawać w batalie ideologiczne z dominującymi w stanowej legislatywie Demokratami, acz nie wahał się skorzystać z prawa weta by nie dopuścić do przeprowadzenia niektórych radykalnych postulatów lewicowych. Za jego kadencji obniżano podatki i utrzymywano zrównoważony budżet, wprowadzono też uniwersalne ubezpieczenie zdrowotne, podobne w swych założeniach do reformy przeprowadzonej przez administrację Baracka Obamy. Romney jest kandydatem republikańskiego establishmentu. Nie budzi jednak entuzjazmu bazy Grand Old Party oraz oddolnych ruchów ewangelicznych czy herbacianych: jest dla nich za mało konserwatywny, zbyt daleki od prawicowej ortodoksji. Jego sytuację pogarsza fakt, że chcąc pozyskać republikańskich wyborców wielokrotnie zmieniał zdanie w podstawowych kwestiach, takich jak aborcja czy reforma służby zdrowia. W rezultacie, stracił poparcie wielu wyborców niezależnych a zdecydowani konserwatyści i tak uważają, że zachowuje się jak chorągiewka na wietrze. Co prawda udało mu się zażegnać niebezpieczeństwo płynące ze strony prawicowo – populistycznych kandydatów takich jak Michelle Bachmann, Herman Cain czy Rick Perry, to jednak pod ostrzałem dawnego Przewodniczącego Izby Reprezentantów Newta Gingricha i byłego senatora z Pensylwanii Ricka Santorum, jego dotychczasowo pewna kampania zachwiała się. Wciąż odnosi zwycięstwa (m.in. na Florydzie czy w Michigan), jednakże wielu obserwatorów wskazuje, ze wykrwawia się on w ciągłych bitwach ze swymi konkurentami.
 
Pretendenci do tronu
 
Sytuacja trzech rywali Romneya: Ricka Santorum, Newta Gingricha oraz libertarianina z Teksasu, Rona Paula jest bardzo zróżnicowana. Santoru dzięki zwycięstwu w Iowa stał się faworytem obozu konserwatywnego. Jego religijne poglądy oraz pewna doza prowincjonalnego populizmu pozwalają mu zdobyć poparcie gorzej wykształconych wyborców, tzw. błękitnych kołnierzyków. Santorum zwyciężył w Colorado, Minnesocie i Missouri – stanach, dotkniętych deindustrializacją, leżących w słabo zaludnionych regionach USA. Gingrich, początkowy faworyt prawicy wygrał jedynie w Karolinie Południowej, po czym zaliczył ogromny spadek poparcia – tyleż spowodowany jego kontrowersyjnymi wypowiedziami co milionami wydanymi na kampanię negatywną przez powiązane z Romneyem tzw. Super PACs (quasi-niezależne osoby prawne, dysponujące nieograniczonymi przez prawo funduszami, które mogą przeznaczyć na kampanię wyborczą dopóki nie konsultują się wprost ze wspieranym przez nie kandydatem). Ron Paul nie wygrał w żadnym stanie – cierpliwie zbiera jednak poparcie delegatów zajmując dobre drugie lub trzecie miejsca w stanach takich jak Maine, Washington czy Nevada. Jego celem jest doprowadzenie do takiej sytuacji, w której na konwencji Partii Republikańskiej „jego” głosy będą konieczne w celu wyłonienia jednego kandydata – i wykorzystać ten moment na promocję swojego wolnorynkowego i pacyfistycznego programu.
 
Pola bitew
 
Super Tuesday zapowiada się na ciężką batalię dla Romneya. Wśród dziesięciu stanów są co prawda takie, w których zwycięstwo Romneya jest praktycznie pewne – jak rodzime Massachusets czy Vermont, są też jednak miejsca, w których będzie musiał stoczyć zażarte bitwy: Georgia (rodzimy stan Gingricha, który jeżeli chce pozostać w wyścigu musi tam zwyciężyć), Alaska czy Tennessee. Poparcie jakie otrzyma Romney w stanach południowych będzie dla niego i partyjnych elit testem: na ile kandydat ten jest w stanie wzniecić entuzjazm wśród najbardziej wiernych wyborow prawicy: religijnych mieszkańców południa? Jeżeli Santorum wygra w takich stanach jak Virginia czy Oklahoma, to potwierdzi on swój status konserwatywnego faworyta, zmuszając Romneya do ścigania się o poparcie wyborców prawicy, tym samym spychając GOP coraz bliżej ściany.

Wielką niewiadomą pozostaje Ohio. To duży stan, wysyłający znaczna liczbę delegatów a przy tym wewnętrznie zróżnicowany. Znajdują się tam zarówno typowo republikańskie bogate przedmieścia i tereny rolnicze, jak też i centra przemysłowe – niegdyś głosujące na Demokratów, od lat osiemdziesiątych począwszy uznawane za będące bazą tzw. Reagan Democrats, czyli wyborców, którzy przynajmniej potencjalnie gotowi są głosować na kandydata Republikanów. Kłopot w tym, że Romney nie jest w stanie zdobyć ich poparcia – oskarżany jest o elitaryzm i przedstawiany, zarówno przez Demokratów jak i republikańskich konkurentów, jako oderwany od życia miliarder. Jego rozmaite gafy, taki jak publiczne ogłaszanie, że „lubi zwalniać ludzi”, nie przysparzają mu w trapionej wysokim bezrobociem Ameryce poklasku.
 
Uśmiech Obamy
 
Możliwe są tak naprawdę trzy scenariusze. Romney może wygrać Super Tuesday w przekonującym stylu, raz na zawsze ucinając spekulacje na temat swojej kandydatury. Triumf Ricka Santorum również pozostaje możliwy do wyobrażenia – na południu cieszy się on stabilnym poparciem, a jego „robotnicze” korzenie mogą się podobać w Ohio. Wreszcie, możliwy jest jeszcze jeden scenariusz, który najbardziej ucieszyłby obecnego lokatora w Białym Domu, a mianowicie względny remis. Romney wygrałby tam, gdzie wszyscy przewidują, ze wygra: w stanach bogatych, raczej liberalnych, leżących na północy USA, Santorum utrzymałby zaś poparcie konserwatystów. Prowadziłoby to do przedłużającej się wojny na wyniszczenie pomiędzy kandydatami GOP. W przeciwieństwie do długich prawyborów wśród Demokratów z 2008 roku, które pozwoliły wyborcom zapoznać się z Barackiem Obamą a w konsekwencji zbudować dla niego stabilną bazę poparcia, obecny wyścig wśród Republikanów przypomina krwawą wojnę domową: wszyscy przegrywają. Jeszcze pół roku temu z Obamą wygrywali zarówno teoretyczny, nienazwany kandydat prawicy jak i Romney czy nawet Ron Paul. Obecnie, poparcie dla wszystkich uczestników prawyborów konsekwentnie spada, a Obamie udało się odzyskać zaufanie społeczne. Do pewnego stopnia jest to zasługą napływających dobrych danych o gospodarce amerykańskiej. Jednakże wyniszczająca kampania oparta na czarnym PR, którą prowadzą praktycznie wszyscy kandydaci z pewnością przyczynia się do erozji poparcia Republikanów; brudy wyciągane poszczególnym politykom rzutują na całą partię.

Co więcej, dobre wyniki osiągane przez Ricka Santorum spychają partię na prawo. Jego nieprzejednania postawa w kwestiach takich jak związki homoseksualne, służba wojskowa gejów i lesbijek czy nawet antykoncepcja odstraszać mogą wielu umiarkowanych wyborców w tzw. swing states, stanach „wahających się”. Poruszanie tematów tzw. wojen kulturowych zmusza pozostałych „kandydatów na kandydata” do zajęcia jakiegoś stanowiska, zazwyczaj – z obawy przed utratą zdyscyplinowanego elektoratu - bliskiego konserwatystom. Mówi się, ze prawybory w GOP wygrywa się dochodząc do prawej ściany a następnie, w czasie wyborów, wytrwale dążąc ku centrum. Jednak w tym roku Republikanie mogą zbyt późno spostrzec, że z drogi którą obrali nie ma powrotu.