Błażej Popławski: Uchodźcy kenijscy i wzrost cen kawy
Do Busii z Nairobi jedzie się pół dnia, o ile autobus ma pełny zapas kół. W dwóch trzecich drogi mija się Kisumu, największą metropolię kenijską nad Jeziorem Wiktoria. Miasto to od dwóch tygodni stanowi centrum opozycji wobec Mwai Kibakiego. Od ogłoszenia wyników grudniowych wyborów sytuacja w mieście stała się krytyczna. Na ulicach trwały starcia zwolenników Raila Odingi z siłami policji. Część Nilotów, w obawie przed atakiem bantuskich Kikuyu, zdecydowała się na wyjazd z miasta. Naturalnym kierunkiem ucieczki jest Busia, przejście graniczne z Ugandą. Co chwilę z centrum Kisumu odjeżdżają do niego matatu, niewielkie busiki, mieszczące 15-20 osób. Za 300-600 szylingów (cena wzrosła proporcjonalnie do popytu), czyli za 5-10 USD można dotrzeć do przejścia.
Busia jest niewielkim miasteczkiem położonym po dwóch stronach granicy. Z obu stron nosi tę samą nazwę. W dzień powszedni przed wyborami pokonywało je od kilku do kilkunastu tysięcy osób (podawane przez pograniczników ugandyjskich i kenijskich dane statystyczne różnią się od siebie). Większość stanowili mieszkańcy Kenii, usiłujący kupić po niższych cenach w Ugandzie produkty spożywcze etc, bądź kierowcy tirów.
Busia to wrota do Ugandy. To początek życiodajnej arterii, którą płynie całe bogactwo do Kampali. Obecnie Busia to także obóz dla uchodźców.
Od wyborów i wybuchu walk w Kisumu w sumie granicę przekroczyło prawie 5000 osób, z czego większość przebywa w okolicy Busii. Ugandyjczycy nie są przygotowani na przyjęcie fali uchodźców. Brakuje podstawowych środków sanitarnych, lekarstw. W szkole podstawowej w Busii utworzono prowizoryczne kliniki dla Kenijczyków chorych na AIDS. W lipcu odwiedziłem dwa ośrodki znajdujące po kenijskiej stronie. Rozmowa z członkinią Lekarzy Bez Granic uzmysłowiła skalę problemu pandemii AIDS w regionie przygranicznym. Autostrada, setki tirów, gigantyczne bezrobocie – to tylko niektóre z katalizatorów przyspieszających rozprzestrzenianie się AIDS w regionie. Obecnie, po serii zamieszek w Kisumu, setki Luo próbują przedostać się w stronę Ugandy. Kierowcy matatu błyskawicznie podnieśli ceny – często jedyną możliwością ewakuacji jest skorzystanie z „pomocy” kierowców tirów.
Rząd Ugandy nie potrafi i nie może sobie jednocześnie pozwolić na zatrzymanie uchodźców. Prezydent Museweni potrzebuje argumentów legitymizujących za granicą jego de facto autorytarne rządy. Nie mniej ważnym czynnikiem są zyski z handlu z Kenią. Jak wcześniej wspomniałem, przejście graniczne i droga z Kisumu do Kampali stanowią podstawową trasę odżywiającą gospodarkę ugandyjską w paliwo, generatory, kawę, herbatę, samochody. Tylko w przeciągu ostatniego tygodnia, zapchanie granicy uchodźcami zmniejszyło zyski z handlu o ponad 80 procent. Wedle szacunkowych danych, Uganda średnio traci od 27 grudnia 850 milionów szylingów dziennie (czyli niespełna 1,5 mli PLN). Eksport zmalał o ¾, import o ponad połowę. W całym Rogu Afryki powoli, lecz symptomatycznie rosną ceny kawy.
Władze z Kampali zdecydowały się zatem na rozwiązanie tymczasowe. Mini-obozy dla uchodźców, niewielkie kliniki dla zarażonych wirusem HIV to pomysły prowizoryczne obliczone głównie na pozyskanie międzynarodowej opinii publicznej. Kontekst stanowi konieczność reanimowania wymiany handlowej i zwiększenia zysków z ceł. Niektórzy z analityków przewidują, że kryzys w Kenii zwiększy recesję w Ugandzie. Wedle większości wskaźników ekonomicznych, Uganda rozwijała się o połowę wolniej niż Kenia. Obecna sytuacja w Kenii zachwieje i tak słabą gospodarką Ugandy. Widać to doskonale na pojedynczym casusie Busii – zablokowanie jednego przejścia granicznego odbiło się na gospodarce całej Ugandy, wymusiło pozorowane, niewielkie działania Kampali, a w całym Rogu Afryki objawiło się odczuwalnym wzrostem cen kawy.