Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Polityka Opinie Polityka Brazylijska prawica skazana na Bolsonaro

Brazylijska prawica skazana na Bolsonaro


16 marzec 2023
A A A

Jair Bolsonaro miał wrócić ze Stanów Zjednoczonych do Brazylii w lutym, ale teraz mówi już o marcu. Były brazylijski prezydent najwyraźniej rzeczywiście obawia się ewentualnego poniesienia konsekwencji za szturm swoich zwolenników na budynki rządowe w stolicy kraju. Nic więc dziwnego, że na tamtejszej prawicy pojawiają się politycy chcący zająć jego pozycję, mający jednak problem z przekonaniem do siebie konserwatywnego elektoratu.  

Bolsonaro od 30 grudnia ubiegłego roku przebywa na Florydzie. Udał się tam jeszcze przed zaprzysiężeniem nowej głowy państwa, czyli Luli da Silvy, z którym przegrał październikowe wybory prezydenckie. Jak sam twierdzi, zdecydował się wyjechać do USA,  żeby „naładować akumulatory”. Teraz dodaje też, że nie chciał sprawiać żadnych problemów nowej administracji oraz „nie być o nic oskarżonym”.

Delikatnie mówiąc to mu się jednak nie udało. Kłopoty Luli już tydzień po zaprzysiężeniu sprawili zwolennicy Bolsonaro, którzy nie potrzebowali nawet obecności swojego przywódcy w kraju, aby przeprowadzić szturm na budynki rządowe znajdujące się w brazylijskiej stolicy. W ten sposób sprawili problemy liderowi nieformalnego ruchu „bolsonarystycznego”, bo teraz byłej głowie państwa grozą konsekwencje za wydarzenia z 8 stycznia, porównywane powszechnie do ataku wyborców Donalda Trumpa na amerykański Kapitol.

Sam Bolsonaro w niedawnym wywiadzie dla „The Wall Street Journal”[1] powiedział, że mimo toczących się postępowań (niektóre dotyczą zarzutów karnych) nie ma żadnego związku z zamieszkami w Brasilii, gdyż „nawet go tam nie było”. Zdecydował się takeż na wyraźne uznanie swojej wyborczej przegranej, czego wcześniej de facto nie uczynił. Zadeklarował bowiem, że nie twierdzi, aby „doszło do oszustwa”, chociaż „sam proces wyborczy był stronniczy”.

Mgliste plany

Pod koniec stycznia prawnik byłego prezydenta Brazylii powiedział brytyjskiej stacji BBC, że jego klient zamierza wnioskować u amerykańskich urzędników imigracyjnych o sześciomiesięczną wizę. Jego słowa stały w sprzeczności z deklaracjami samego Bolsonaro, który niedługo po wydarzeniach w Brasilii zapowiadał powrót do kraju jeszcze w lutym. Teraz lider brazylijskiej prawicy postanowił wprowadzić jeszcze większe zamieszanie, bo we wspomnianej rozmowie z „The Wall Street Journal” ogłosił, że zamierza powrócić do ojczyzny już w marcu.

Co więcej, Bolsonaro chce dalej kształtować brazylijską politykę. W rozmowie z amerykańskim dziennikiem zadeklarował wprost, że po przyjeździe do kraju stanie na czele prawicowej opozycji wobec lewicowych rządów Luli. Zarzucił przy tej okazji swojemu następcy „planowanie powrotu do przeszłości” w postaci rozwiązań gospodarczych, które zdaniem tamtejszej prawicy doprowadzą do większego zadłużenia państwa i odstraszenia zagranicznych inwestorów. Konserwatywna część brazylijskiej sceny politycznej zamierza tymczasem promować wolny rynek i ograniczenie ingerencji rządu w gospodarkę, a także tradycyjne wartości rodzinne.

Jednocześnie polityk Partii Liberalnej (PL) nie był w stanie określić swojej przyszłej roli w brazylijskiej polityce. Bolsonaro powiedział, że być może będzie kandydował na senatora w najbliższych wyborach parlamentarnych, lecz równie dobrze może też ponownie ubiegać się o najważniejszy urząd w państwie. Na pewno w wyborcze szranki nie stanie jego żona Michelle, która według swojego męża „nie ma tak grubej skóry” jak on. Tym samym Bolsonaro zdementował plotki na ten temat, pojawiające się od kilku tygodni głównie wśród jego zwolenników.

Zdania podzielone

Były prezydent, o ile rzeczywiście wróci do Brazylii, zamierza na razie poświęcić się wsparciu innych polityków ze swojego obozu. Bolsonaro we wspomnianej rozmowie sam nazwał siebie „narodowym liderem prawicy”, dlatego przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi chce udzielić poparcia konserwatywnym kandydatom w blisko 5 tysiącach miast.

Pytanie ilu z nich rzeczywiście będzie zabiegało o bezpośrednie wsparcie. Bolsonaro przypomina, że co prawda przegrał ubiegłoroczne wybory prezydenckie, ale jednocześnie prawica wygrała głosowanie na gubernatorów w najbardziej rozwiniętych brazylijskich stanach. Ostatnie sondaże wskazują jednak na spadek jego poparcia w związku z zamieszkami z początku stycznia. Dodatkowo niektórzy konserwatywni politycy skrytykowali wówczas zachowanie nie tylko zwolenników Bolsonaro, ale także postępowanie jego samego.

Przeważają jednak głosy poparcia dla byłego prezydenta. Wielu polityków uważa go za naturalnego kandydata w kolejnych wyborach na głowę państwa, które odbędą się w 2026 roku, bo żaden z prawicowych działaczy nie cieszy się równie dużą popularnością i nie posiada takiej charyzmy. Podobnie uważa zresztą sam Bolsonaro, wyraźnie stroniąc od fałszywej skromności. W jego opinii w przyszłości może rozwinąć się kariera gubernatorów wybranych w ubiegłorocznych wyborach, ale na poziomie federalnym tylko on jest w stanie zmobilizować konserwatywny elektorat.

Nad utrzymaniem wpływów Bolsonaro wśród brazylijskiej prawicy czuwa jego najstarszy syn Flávio, który w przyszłym roku chciałby kandydować na stanowisku burmistrza Rio de Janeiro. Na razie jako senator przygotowuje się natomiast do objęcia funkcji lidera mniejszości w Kongresie Narodowym. Jak sam twierdzi, w ten sposób zamierza bronić czteroletniego dziedzictwa rządów swojego ojca.

Bez konkurencji

Jak już wspomniano, nie wszyscy prawicowi politycy oceniają pozytywnie postępowanie Bolsonaro. Niektórzy zarzucają mu nie tylko popełnienie błędów w postaci wyjazdu z kraju przed inauguracją Luli oraz braku jednoznacznego uznania wyników ubiegłorocznych wyborów. Ich zdaniem lider konserwatystów nie zrealizował wszystkich swoich obietnic dotyczących prywatyzacji publicznych przedsiębiorstw czy ukrócenia korupcji w Brazylii, a także zbyt chętnie obsadzał różne stanowiska wojskowymi.

Tym samym nie każdy członek prawicowych ugrupowań jest „bolsonarystą”. Widać to najlepiej na przykładzie samej PL. Wspomniany syn Bolsonaro nie ukrywa nawet, że w chwili obecnej w partii widoczny jest wyraźny podział na zwolenników jego ojca oraz starszych działaczy. Rodzina Bolsonaro przystąpiła bowiem do ugrupowania przed dwoma laty, gdy tymczasem liberałowie przez większą część swojej trwającej od 2006 roku historii byli częścią lewicowych rządów. Nie wszyscy politycy PL są więc zwolennikami jednoznacznie prawicowego kursu partii.

Trudno się temu dziwić, zwłaszcza po szturmie „bolsonarystów” na budynki rządowe w stolicy Brazylii. Jeśli wymiar sprawiedliwości skaże bowiem byłego prezydenta, może on zostać pozbawiony praw publicznych i nie będzie mógł wystartować w kolejnych wyborach prezydenckich. W takiej sytuacji ryzykowne jest stawianie na jedną kartę, gdy dodatkowo trudno przewidzieć reakcję fanatycznych zwolenników Bolsonaro na jego ewentualne ukaranie.

Czy brazylijska prawica ma w tej sytuacji „plan B”? W tej chwili wydaje się, że nie, a były prezydent ma rację mówiąc o braku innych polityków mogących dorównać mu charyzmą. Po wydarzeniach z 8 stycznia sygnały o chęci objęcia przywództwa po Bolsonaro zgłaszali między innymi gubernator stanu Minas Geiras Romeu Zema, były wiceprezydent Hamilton Mourão i nowy gubernator São Paulo Tarcísio de Freitas, ale żaden z nich nie cieszy się powszechnym poparciem wśród prawicowych wyborców. Jak widać przynajmniej na razie „bolsonaryzm bez Bolsonaro” nie wydaje się być możliwy.

Maurycy Mietelski 

fot. Palácio do Planalto (CC)

 

[1] https://www.wsj.com/articles/bolsonaro-says-he-will-return-to-brazil-in-march-to-lead-opposition-b57411f9?mod=article_inline