Szpitale zamiast stadionów. Generacja Z przejęła marokańskie ulice
Ubiegłotygodniowe protesty w Królestwie Maroka wymykały się pod kontroli tamtejszych służb bezpieczeństwa. To znak, że władze w Rabacie muszą znaleźć skuteczną odpowiedź na społeczne niezadowolenie. W przeciwnym razie przed piłkarskimi mistrzostwami świata w 2030 roku czekają je wizerunkowe kłopoty.
Trwające od prawie dwóch tygodni demonstracje w marokańskich miastach pochłonęły w sumie trzy ofiary śmiertelne. Zastrzelone przez policję miały zostać osoby próbujące przejąć broń z komisariatu Żandarmerii Królewskiej w miejscowości Lqliâa w południowej części kraju. W pozostałych miastach obyło się bez ofiar śmiertelnych, ale zapanowanie nad tłumem przysporzyło siłom bezpieczeństwa sporo kłopotów. Światowe media obiegły więc nagrania i zdjęcia przedstawiające płonące banki, plądrowane sklepy oraz zniszczone radiowozy.
Zdrowie (nie jest) najważniejsze
Najczęstszym hasłem protestujących przytaczanym przez agencje informacyjne było „są stadiony, gdzie są szpitale?”. W ten sposób demonstranci nawiązywali do nowych państwowych inwestycji. Maroko za pięć lat będzie wraz z Hiszpanią i Portugalią współorganizować mistrzostwa świata w piłce nożnej, dlatego musi spełnić szereg wymagań stawianych przez międzynarodową federację piłkarską FIFA. Najważniejszym z projektów infrastrukturalnych jest dostosowanie stadionów do wyśrubowanych wymagań. Królestwo łącznie ma przeznaczyć na cele związane z mundialem blisko pięć miliardów dolarów.
Według krytyków władz, w tym samym czasie niedoinwestowane pozostają najważniejsze usługi publiczne. Nawiązanie do szpitali było nieprzypadkowe, bo w połowie września Marokiem wstrząsnęła informacja o śmierci ośmiu kobiet. Zmarły one w ciągu zaledwie jednego sierpniowego tygodnia w szpitalu w Agadirze, który w 2030 także będzie gościł mecze piłkarskiego mundialu. Przyczyną zgonów kobiet w ciąży było niedofinansowanie opieki zdrowotnej, a więc głównie brak nowoczesnego sprzętu i zbyt mała liczba pracowników. Do placówki okrzykniętej „szpitalem śmierci” udał się minister zdrowia i opieki społecznej Amine Tahraoui, który tylko rozwścieczył mieszkańców Agadiru. Polityk słuchając krytyki ze strony jednego z obywateli miał powiedzieć, aby poszedł on protestować do Rabatu.
Kilka dni po zakończeniu zamieszek Tahraoui tłumaczył, że jego słowa nie były skierowane do mieszkańców, lecz do jednego z urzędników odbywających wraz z nim inspekcję w szpitalu, a poza tym zostały one wyrwane z kontekstu. Szef marokańskiego resortu zdrowia stara się przekonywać, iż sektor opieki zdrowotnej znajduje się dopiero w fazie niezbędnych reform. Zarazem potwierdził on zarzuty stawiane rządzącym przez protestujących. Zdaniem Tahraouiego publiczne placówki nie są w stanie konkurować obecnie z sektorem prywatnym, dlatego odchodzą z nich lekarze i pielęgniarki. Do innych niedociągnięć systemu opieki zdrowotnej polityk zaliczył brak nowoczesnych systemów informatycznych i utrzymujące się wysokie ceny leków.
Nie tylko sektor ochrony zdrowia ma podobne problemy, będące efektem wieloletnich zaniedbań. Demonstrujący uważają, że niedofinansowany jest też system edukacyjny, a prywatne szkoły oferują dużo wyższy poziom od publicznych placówek. Sytuacja w marokańskiej edukacji od kilku lat regularnie jest przyczyną protestów środowisk nauczycielskich, choć zdaniem samych władz problemy mają charakter przejściowy i są związane z trwającą od prawie dekady reformą szkolnictwa. Nie chodzi zresztą tylko o jakość samej edukacji. Wiosną tego roku związki zawodowe nauczycieli demonstrowały przeciwko przemocy w szkołach, po tym jak były uczeń śmiertelnie pobił swoją nauczycielkę.
Nieefektywność państwa widoczna jest ponadto na przykładzie skutków trzęsienia ziemi sprzed dwóch lat. We wrześniu 2023 roku w regionie Marrakesz-Safi w jego wyniku zginęły prawie trzy tysiące osób. Od tego czasu wiele osób mieszkających w epicentrum trzęsienia ziemi wciąż pozostaje bez dachu nad głową, zaś opieszałość urzędników w dostarczaniu im pomocy finansowej jest źródłem odbywających się raz na jakiś czas protestów. W tym roku za rzekome rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji na temat administracji państwowej został skazany jeden z miejscowych aktywistów.
Bez perspektyw
Dostęp do lepszej edukacji wcale nie gwarantuje młodym Marokańczykom przepustki do kariery. Bezrobocie w królestwie wynosi prawie 13 proc., natomiast jest ono największe wśród najmłodszej generacji mieszkańców w wieku od 18 do 24 lat i wynosi wśród nich 35,8 proc. Wprawdzie wśród absolwentów szkół wyższych jest ono dużo niższe, ale i tak utrzymuje się na poziomie blisko 19 proc., w tym 33 proc. wśród kobiet kończących uniwersytety.
Problemem jest nie tylko samo znalezienie pracy. Warunki zatrudnienia w Maroku według danych opublikowanych przez Demokratyczną Organizację Pracy są wyjątkowo niestabilne. Młodzi Marokańczycy w zdecydowanej większości nowych miejsc pracy nie otrzymują formalnych umów, stąd też dwie trzecie z nich wykonuje swoje obowiązki zawodowe w ramach szarej strefy.
W opinii związków zawodowych dużym problemem jest niedostosowanie systemu edukacji do wymogów rynku pracy. Umiejętności absolwentów rozmijają się z oczekiwaniami przedsiębiorców, bo brakuje w tej sprawie odpowiedniej koordynacji na szczeblu rządowym. Państwo z tego powodu nie dostosowuje swoich polityk publicznych do marokańskiej rzeczywistości. Jest bowiem zbyt wcześnie, aby widoczne były efekty pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych, które przed trzema laty w ramach pomocy dla państw rozwijających się, dofinansowały piętnaście ośrodków kształcenia zawodowego na terenie całego Maroka.
Związki zawodowe wraz z protestującymi uważają, że fiasko poniosła dotychczasowa polityka gospodarcza rządu. W ostatnich latach uruchomił on programy wsparcia dla marokańskich przedsiębiorstw, które nie zapobiegły jednak fali bankructw wśród firm. Rocznie swoją działalność zamyka blisko 30 tysięcy podmiotów gospodarczych, mających na ogół problem z płaceniem podatków.
„Pokolenie Z” na ulicach
Bariery uniemożliwiające młodym Marokańczykom wejście na rynek pracy powodują, że są oni głównymi uczestnikami antyrządowych protestów. Tak zwane „pokolenie Z”, wychowane już w świecie pełnym nowoczesnych technologii, dodatkowo najsprawniej posługuje się nowymi formami komunikacji. Demonstranci skrzykiwali się za pośrednictwem platformy Discord, a dokładniej serwera „GenZ212”, nawiązującego swoją nazwą zarówno do generacji dominującej wśród uczestników protestów, jak i do numeru kierunkowego do Maroka.
Za pośrednictwem mediów społecznościowych marokańska młodzież dyskutuje nad swoimi postulatami i formułuje oczekiwania wobec rządu Aziza Achannusza oraz króla Muhammada VI. Zamiast inwestowania w infrastrukturę sportową oczekują oni głównie poprawy jakości systemu edukacji i służby zdrowia, a także prowadzenia faktycznej walki z korupcją.
Uczestnicy ruchu starają się nie zaogniać relacji z samym monarchą. Przedmiotem krytyki z ich strony są głównie premier Achannusz oraz największe ugrupowania reprezentowane w marokańskim parlamencie. Król Muhammad powinien ich zdaniem zdymisjonować nieefektywny i skorumpowany rząd,.„GenZ212” w swoim oświadczeniu skierowanym do monarchy nawiązało do ustawy zasadniczej, przyjętej po protestach w ramach „Arabskiej wiosny”, zarzucając gabinetowi Achannusza nierespektowanie konstytucyjnych praw gwarantowanych społeczeństwu.
Marokańskie „pokolenie Z” wyraźnie dystansuje się więc od partii politycznych i związków zawodowych. W jego postulatach widoczny jest zresztą sprzeciw wobec całej marokańskiej elity. Koalicyjny rząd składający się z Narodowego Zgromadzenia Niezależnych (RNI), Partii Autentyczności i Postępu (PAM) oraz Partii Niepodległości (PI) składa się głównie z technokratów i biznesmenów, których część z pewnością czerpie zyski z taniej siły roboczej czy z prywatyzacji usług publicznych.
Wymusić ustępstwa
Marokański król w obliczu dużych protestów jest gotów do ustępstw. Pokazały to najlepiej wydarzenia ze wspomnianej „Arabskiej wiosny” z lat 2011-2012, gdy dokonano reform konstytucyjnych i przekazano tym samym większe uprawnienia premierowi oraz parlamentowi. Ówczesne zmiany utorowały drogę do władzy islamistycznej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (PJD), która dopiero cztery lata temu oddała rządy ugrupowaniom rojalistów.
Pytanie, na jak daleko posunięte zmiany monarcha zdecyduje się teraz. Rząd Achannusza dopiero dwa tygodnie po rozpoczęciu protestów odniósł się do postulatów protestujących, zgadzając się oficjalnie na organizację przez nich demonstracji oraz proponując im dialog Deklaracje rządzącej koalicji nie zadowoliły ruchu „GenZ212”. Ustąpienie obecnego gabinetu wydaje się on aktualnie traktować jako swoja najważniejsze żądanie. Sam rząd wydaje się być z kolei niezdolny do realnego podjęcia dialogu społecznego. Portale zajmujące się tematyką bliskowschodnią zauważają, że przedstawiciele władzy wciąż lekceważąco wypowiadają się na temat manifestacji swoich przeciwników.
Zdaniem portalu Morocco World News, należy brać pod uwagę dwa możliwe scenariusze. W pierwszym Muhammad VI korzysta ze swoich konstytucyjnych uprawnień, aby odwołać premiera Achannusza. Byłoby to jednak ryzykowne, ponieważ wykorzystanie nadzwyczajnych przepisów mogłoby stworzyć precedens, w którym każde kolejne ruchy protestacyjne domagają się odwołania rządu właśnie w ten sposób. Drugi scenariusz zakłada złożenie wotum nieufności przez opozycję. W ubiegłym roku próbowała ona bez skutku odwołać koalicyjny gabinet, natomiast teraz taki ruch mogłoby poprzeć najsłabsze ugrupowanie koalicji, czyli Partia Niepodległości.
Wiele będzie zależało od piątkowego posiedzenia marokańskiego parlamentu. Izba Reprezentantów zaczyna wówczas swoją jesienną sesję, a w jej trakcie, zgodnie z obowiązującą tradycją, sam monarcha nakreśli program rządu na najbliższy czas. Dzień wcześniej w całym Maroku mają odbyć się demonstracje organizowane przez ruch „GenZ212”. Jego działacze po kilku dniach przerwy wzywają Marokańczyków do masowej obecności na protestach, aby wywarli oni nacisk na władzę w sprawie poprawy sytuacji ekonomicznej społeczeństwa.
Maurycy Mietelski