Chińska wizyta warta 20 mld euro
Wizyty kanclerzy Niemiec w takich krajach jak Chiny mają specyficzny charakter. Występują w nich w roli przedstawiciela handlowego, którego celami są promocja rodzimych przedsiębiorstw i ułatwianie im interesów. Chiny to zaś dla Niemiec wysoce lukratywny rynek.
Po Brazylii i Indiach przyszedł czas na Chiny. W sierpniu kanclerz Angela Merkel złożyła wizytę w Brasilii, stolicy największego kraju Ameryki Południowej, a na początku października pojawiła się na 3 dni w New Delhi. Od początku XXI wieku wraz z imponującym rozwojem tzw. gospodarek wschodzących (głównie krajów BRIC – Brazylii, Rosji, Indii i Chin), rosło znaczenie tychże państw w polityce zagranicznej Niemiec. Niemcy, jako mocarstwo handlowe, szybko postawiło na zbliżenie z tymi krajami, widząc w nich ogromny potencjał rozwoju kontaktów gospodarczych. Szybko rozwijające się mocarstwa wschodzące wykazywały i nadal wykazują zapotrzebowanie na produkty, stanowiące trzon niemieckiego eksportu. Wizyty kanclerzy w krajach BRIC (najpierw Gerharda Schrödera, potem Angeli Merkel) przybrały specyficzny charakter. Szefowie niemieckiego rządu zaczęli występować w roli pośredników handlowych, promujących niemieckie przedsiębiorstwa i zabiegających o lukratywne kontrakty dla nich. Charakterystyczną cechą stały się liczne delegacje gospodarcze na najwyższym szczeblu (prezesi największych koncernów), towarzyszące kanclerzom podczas wizyt.
15 lat imponującego wzrostu
Pod względem handlu, spośród krajów BRIC, Chiny szybko zajęły pierwsze miejsce (przed drugą Rosją, z którą kontakty gospodarcze uległy załamaniu podczas kryzysu w 2008 roku, a później ponownie od 2013 roku wskutek spowolnienia gospodarczego nad Wołgą). Handel niemiecko-chiński ostatnich 15 lat to historia imponującego rozwoju, którego szczyt przypadł właśnie na lata światowego kryzysu. Od 2000 roku eksport Niemiec do Chin wzrósł ponad siedmiokrotnie (z 10 mld do 74 mld euro), podczas gdy import blisko czterokrotnie (z 19 mld do 79 mld euro). Chiny są obecnie trzecim partnerem handlowym Niemiec, największym spośród państw pozaeuropejskich. Z rocznymi obrotami w wysokości 154 mld euro wyprzedzają w tym zestawieniu Stany Zjednoczone, ustępując miejsca jedynie Francji i Holandii (dla porównania obroty handlowe z Polską wyniosły w 2014 roku 87 mld euro, z Rosją – 67 mld). Biorąc pod uwagę potencjał rozwoju i tempo wzrostu, wkrótce ta kolejność może ulec zmianie na korzyść Państwa Środka. Chiny są największym odbiorcą niemieckich samochodów, czyli produktów najważniejszego z punktu widzenia niemieckiej gospodarki sektora, ale są także na szczycie listy, gdy chodzi o maszyny, chemię, farmaceutyki, elektronikę. Dla Chin Niemcy są obecnie szóstym partnerem w handlu.
Wymianie handlowej towarzyszy równie imponujący wzrost niemieckich inwestycji w Chinach, których łączna wartość osiągnęła już 40 mld euro (w 2000 roku 5 mld). Zaangażowanie gospodarcze w Chinach wykazuje nawet 5 tysięcy niemieckich firm, dla porównania w Indiach działa ich 1,6 tys. (Więcej w artykule: „Słoneczne partnerstwo Niemiec i Indii”).
Samoloty warte 16,5 mld euro
Nic więc dziwnego, że Pekin stał się adresem, pod którym chętnie pojawiają się szefowie niemieckiego rządu. Już za czasów Gerharda Schrödera przyjęto niepisaną zasadę, że „najwyżsi przedstawiciele handlowi” RFN składają w Chinach w miarę możliwości jedną wizytę rocznie. Rządząca Niemcami już dziesiąty rok Angela Merkel złożyła w zeszłym tygodniu (29-30.10) swoją ósmą wizytą w Pekinie. Jak zwykle towarzyszyła jej znamienita delegacja gospodarcza (m.in. prezesi Volkswagena, Siemensa, Airbusa, giełdy we Frankfurcie i in.). Według znanego scenariusza doszło do podpisania wielu lukratywnych kontraktów. Zwycięzcą polowania okazał się być niemiecko-francuski koncern lotniczy Airbus, który podpisał z Chińczykami dwa kontrakty – pierwszy na dostawę 130 samolotów pasażerskich wartych 15,5 mld euro (!), będący najwyższym kontraktem w historii Chin, oraz drugi na zakup 100 helikopterów za blisko 1 mld euro. Łączna suma umów niemieckich firm podpisanych podczas tej wizyty osiągnęła pułap ponad 20 mld euro.
Ogromne kontrakty to nie jedyny gospodarczy efekt wizyty. Niemcy i Chiny podpisały umowę dot. bezpieczeństwa w Internecie i eliminowania szpiegostwa gospodarczego. Niemieckie firmy od lat skarżyły się na kradzież własności intelektualnej przez chińską konkurencję, co kładło cień na atmosferę relacji. Od czasu, gdy zaczęła wzrastać liczba patentów zgłaszanych przez chińskie przedsiębiorstwa, które odkryły zalety ochrony własności intelektualnej, w Państwie Środka najwidoczniej zdecydowano o intensyfikacji działań w zakresie zwalczania jej kradzieży. Podczas konferencji prasowej z Angelą Merkel premier Li Keqiang parokrotnie wyraźnie opowiedział się za energicznymi działaniami w tym kierunku, swoją stanowczością zaskakując nawet stronę niemiecką. Faktyczna realizacja tych zapowiedzi z pewnością znacznie przysłużyłaby się dalej idącemu zaangażowaniu Niemców w Chinach. Czy tak będzie, zobaczymy w przyszłości.
Niemiecka szansa Chin
Zaangażowanie to może się okazać Chińczykom niezbędne. Chiński model rozwoju gospodarczego zaczął w ostatnich latach wykazywać oznaki wyczerpania. Po raz pierwszy od wielu lat wzrost PKB w Państwie Środka ma spaść poniżej 7% (jakkolwiek dziwnie brzmi to w Europie, gdzie 4-proc. wzrost wydaje się być ogromnym sukcesem). Niektórzy mówią nawet o możliwym poważnym kryzysie gospodarczym, którego konsekwencje odczułby cały świat. Z pewnością odczułyby go niemieckie firmy, silnie zaangażowane na chińskim rynku. Ewentualne spowolnienie gospodarcze odbiłoby się bowiem na popycie na niemieckie dobra eksportowe. A Chiny, przypomnijmy, to trzeci odbiorca eksportu z Niemiec.
Chiny potrzebują strukturalnego zwrotu ku gospodarce nowoczesnej, opartej na nowoczesnych technologiach. Tutaj swoją szansę dostrzegają Niemcy. „Długookresowo Chiny potrzebują więcej importu wysokich technologii. Skąd miałyby one przyjść? Amerykanie i Japończycy niechętnie sprzedają cokolwiek swoim rywalom. Wówczas zostają praktycznie tylko Niemcy” – tłumaczy Shen Ling, ekonomista z Uniwersytetu Szanghajskiego. Podczas konferencji prasowej premier Chin wyraził szczególne zainteresowaniem współpracą w dziedzinie tzw. „Przemysłu 4.0”, czyli połączenia produkcji przemysłowej z technikami informacyjnymi, lub też inaczej – jej cyfryzacja. Koncepcja „Industrie 4.0” jest intensywnie promowana przez rząd Merkel. Berlin chce by niemiecka gospodarka zadomowiła się w światowej czołówce pod względem innowacyjności.
W rozwoju więzi gospodarczych ma ponadto pomóc porozumienie inwestycyjne między Chinami a Unią Europejską, a nawet strefa wolnego handlu, o którą zaapelował Li Keqiang, a czemu przyklasnęła oczywiście Angela Merkel. Niemcy zabiegają o przyspieszenie podobnych negocjacji m.in. ze Stanami Zjednoczonymi (umowa TTIP), Indiami i Japonią. Zniesienie barier inwestycyjnych i handlowych ma dać w zamyśle Niemiec dodatkowy impuls do rozwoju relacji gospodarczych państw Unii Europejskiej ze wspomnianymi krajami. We wszystkich przypadkach szacuje się, że niemieckie przedsiębiorstwa znajdą się w czołówce beneficjentów.
Michał Kędzierski