Czeski raj dla populistów
Czeskie wybory parlamentarne zgodnie z przewidywaniami zakończyły się zwycięstwem ruchu byłego premiera Andreja Babisza. Relatywnie dobrze poradziły sobie ugrupowania antysystemowe, choć w Izbie Poselskiej nie znalazło się miejsce dla antyzachodniej lewicy. Jest już niemal pewne, że przez najbliższe cztery lata Republiką Czeską będą rządzić populiści.
Ruch ANO 2011 będzie miał 80-sobową reprezentację w liczącej 200 miejsc Izbie Poselskiej. Centroprawicowa koalicja „Razem” (Spolu) straciła 19 mandatów i wprowadziła do izby niższej parlamentu 52 posłów. Na trzecim miejscu uplasował się współrządzący dotąd Czechami samorządowy ruch Burmistrzów i Niezależnych (STAN) z 22 mandatami. Czeska Partia Piratów rok po opuszczeniu koalicji rządowej uzyskała wynik pozwalający na wprowadzenie do Izby Poselskiej swoich 18 przedstawicieli. Dopiero na piątym miejscu znalazł się nacjonalistyczny Świt Demokracji Bezpośredniej (SPD). Wraz z mniejszymi prawicowymi sojusznikami będzie on reprezentowany przez 15 posłów. Po raz pierwszy w parlamencie znalazło się się 13 przedstawicieli prawicowego ruchu Kierowców dla Siebie (Motoristé sobě). Pięcioprocentowego progu wyborczego, mimo korzystnych sondaży, nie przekroczyła lewicowa koalicja „Dosyć!” (Stačilo!).
Razem do przegranej
Licząca początkowo pięć partii koalicja rządowa przejmowała władzę w niezwykle trudnym momencie. Czechy zmagały się ze spowolnieniem gospodarczym i wysoką inflacją, czyli z następstwami pandemii koronawirusa. Dwa miesiące po powołaniu gabinetu Rosja rozpoczęła z kolei inwazję na Ukrainę, dlatego rząd Fiali musiał dodatkowo szybko rozpocząć poszukiwania alternatywnych kierunków dostaw surowców energetycznych.
W tej sytuacji przeprowadzenie zapowiadanych, gruntownych reform ekonomicznych było niezwykle trudne. Centroprawicowej koalicji udało się przede wszystkim wdrożyć reformę emerytalną, przewidującą stopniowe podnoszenie wieku emerytalnego do 67 lat, a także zakładającą zmniejszenie świadczeń dla kolejnych roczników kończących swoją aktywność zawodową. Właśnie te zmiany wraz z wysokimi cenami przy równocześnie zmniejszającej się sile nabywczej Czechów można uznać za główny przyczyny porażki Spolu. Reforma emerytalna cieszyła się bowiem śladowym poparciem społecznym.
Sojusz wyborczy tworzony przez konserwatywną Obywatelską Partię Demokratyczną (ODS), liberalno-konserwatywne TOP 09 oraz Unię Chrześcijańską i Demokratyczną – Czechosłowacką Partię Ludową (KDU-ČSL) zapłacił także za liczne afery związane ze swoimi koalicjami w rządzie. Konserwatyści sami nie byli zresztą wolni od podobnych problemów. Wydaje się, że najbardziej zaszkodziła im głośna sprawa z przełomu maja i czerwca bieżącego roku. Na jaw wyszła wówczas tzw. „afera bitcoinowa”, dotycząca darowizny na rzecz Ministerstwa Sprawiedliwości, którą w formie kryptowalut przekazał przedsiębiorca skazany za nielegalny handel bronią i obrót narkotykami. Sprawa doprowadziła do dymisji ministra sprawiedliwości Pavla Blažka z ODS-u i tym samym do kolejnego kryzysu rządowego.
W uzyskaniu wyższego wyniku nie pomogła sama kampania wyborcza prowadzona przez Spolu. Kompletnie niewidoczni byli w niej liderzy TOP 09 i KDU-ČSL, najwyraźniej już dużo wcześniej pogodzeni z porażką. Główną twarzą kampanii był więc sam premier, który w prowadzonych przez Pew Reaserch Center badaniach był najgorzej ocenianym spośród kilkudziesięciu szefów rządów na całym świecie. Fiala musiał więc liczyć się z protestami swoich przeciwników w trakcie wieców wyborczych Spolu, zarzucających mu dbanie o Ukraińców kosztem Czechów.
Można ponadto odnieść wrażenie, że centroprawica w swojej kampanii wyborczej postawiła na tematy interesujące jedynie jej najwierniejszy elektorat. Złośliwi mogą z kolei stwierdzić, że poruszanie głównie tematyki międzynarodowej, a dokładniej straszenie Czechów „zwrotem na Wschód” pod potencjalnymi rządami Babisza, miało przykryć nieudolność rządzących w polityce wewnętrznej.
Przegrana w wyborach może kosztować Fialę nie tylko utratę stanowiska premiera, ale także funkcji przewodniczącego ODS. Już dwa tygodnie przed wyborami w mediach pojawiły się spekulacje na temat osoby jego potencjalnego następcy. Faworytem do przejęcia schedy po Fiali, kierującym konserwatystami od 2014 roku, ma być minister transportu Martin Kupka. Ma o tym świadczyć zwłaszcza fakt, że był on właściwie jedynym politykiem całej koalicji Spolu próbującym dotrzeć do społeczeństwa z programem pozytywnym.
Za Babisza było lepiej
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że rządząca koalicja wręcz podarowała Babiszowi władzę na tacy. ANO jeszcze nigdy nie było tak silne, o czym świadczyły już ubiegłoroczne wybory samorządowe, wybory do części Senatu oraz wybory do Parlamentu Europejskiego. Ugrupowaniu założonemu przez jednego z najbogatszych Czechów nie zaszkodziły w żaden sposób ciągnące się za nim oskarżenia. W czerwcu sąd uchylił mianowicie wyrok uniewinniający go od zarzutu wyłudzenia dotacji z Unii Europejskiej.
Babiš w trakcie kampanii starał się nie tylko wytykać błędy rządzącym, lecz również przypominać o gospodarczym prosperity z czasów jego rządów. Czechy przed 2021 rokiem znajdowały się w trójce państw członkowskich Unii Europejskiej o najbardziej stabilnych finansach publicznych. Rekordowo niskie było bezrobocie, zaś siła nabywcza wynagrodzeń stale rosła.
Z pewnością duży wpływ na sukces ANO miała też wzbierająca prawicowa fala w światowej polityce Ugrupowanie Babisza w ciągu swojej kilkunastoletniej działalności przeszło transformację od partii wielkomiejskich wyborców do populistycznego ugrupowania, które w ciągu ostatnich kilku lat zbliżyło się do europejskiej prawicy. Babiš w ubiegłym roku wraz z premierem Węgier Viktorem Orbanem i liderem Wolnościowej Partii Austrii Herbertem Kicklem ogłosił powstanie Patriotów dla Europy, czyli jednej z dwóch najbardziej prawicowych grup w Parlamencie Europejskim. Nieprzypadkowo były czeski premier jest często porównywany do prezydenta Stanów Zjednoczonych, Donalda Trumpa. Jednym z symboli partii Babisza jest zresztą charakterystyczna czerwona czapka z napisem „Silne Czechy”, stylizowana na analogiczny gadżet trumpowskiego ruchu „Make America Great Again”.
Paradoksalnie, ANO w ciągu ostatnich lat jednocześnie zagospodarowało dotychczasowy elektorat lewicy. Babiš w swojej kampanii nawiązywał do czasów ekonomicznego prosperity sprzed pandemii koronawirusa, a także obiecywał zwiększenie świadczeń socjalnych. Powrót ANO do władzy ma również oznaczać przywrócenie ulg podatkowych zlikwidowanych przez rząd Fiali. Dla elektoratu tej partii ważne jest ponadto podwyższenie świadczeń emerytalnych, zmniejszonych w ramach reformy emerytalnej przeprowadzonej przez ustępujące władze. Nie można zarazem zapominać o zapowiedziach Babisza dotyczących ograniczenia wsparcia dla Ukrainy. W tym aspekcie również konkurował on o elektorat z pozaparlamentarną lewicą.
Słodko-gorzki wynik prawej strony
Sporym zaskoczeniem jest słaby wynik SPD. Nacjonaliści Tomiego Okamury cieszyli się w sondażach stabilnym poparciem na poziomie około 13 proc. Ostatecznie na SPD i startujące razem z nim mniejsze ugrupowania prawicowe zagłosowało jedynie 7,78 proc. wyborców, co równało się ze stratą pięciu miejsc w izbie niższej czeskiego parlamentu. Dodatkowo jedną trzecią reprezentacji parlamentarnej nacjonalistów będą stanowić członkowie sojuszniczych partii.
Okamura najprawdopodobniej utracił część poparcia na rzecz Kierowców dla Siebie. Prawicowe ugrupowanie jeszcze nieco ponad miesiąc przed wyborami nie przekraczało w sondażach progu wyborczego. Ostatecznie partia kierowana przez Petra Macinkę nie tylko będzie miała swoich posłów, ale stała się obok SPD naturalnym partnerem koalicyjnym dla ANO.
Kierowcy w kampanii przedstawiali siebie jako „jedyną prawicową partię w Czechach”. Przynajmniej deklaratywnie mieli oni konkurować nie tyle z SPD, co z kierowaną przez Fialę konserwatywną Obywatelską Partię Demokratyczną (ODS). Choćby dla bardziej eurosceptycznej części wyborców ODS-u rozczarowaniem mogła być polityka obecnego rządu wobec Unii Europejskiej, w tym stawiany przez koalicjantów konserwatystów postulat przyjęcia waluty euro. Trzeba także pamiętać, że Kierowcy są wspierani przez byłego prezydenta Vaclava Klausa, czyli założyciela i wieloletniego przewodniczącego ODS-u.
Lewica dogorywa poza parlamentem
Drugą kadencję z rzędu w Izbie Poselskiej zabraknie reprezentacji czeskiej lewicy. Jeszcze tydzień przed wyborami, gdy po raz ostatni można było publikować wyniki sondaży, wydawało się to praktycznie niemożliwe. Koalicja „Dosyć!” cieszyła się stabilnym poparciem gwarantującym bezproblemowe przekroczenie progu wyborczego. Dodatkowo w ubiegłym roku sojusz kierowany przez Komunistyczną Partię Czech i Moraw (KSČM) wprowadził swoich dwóch przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego i uzyskał dobry wynik w wyborach do rad krajów (odpowiedniki polskich sejmików).
Wzmocnienie lewicowego sojuszu o Czeską Partię Socjaldemokratyczną (SOCDEM) miało być dodatkowym gwarantem sukcesu. Z powyborczych wypowiedzi czeskich analityków wynika jednak, że elektoratowi socjaldemokratów nie przypadł szczególnie do gustu mariaż z komunistami. W lipcu spowodował on zresztą rozłam w samej partii, z której na znak protestu przeciwko dołączeniu do „Dosyć!” odeszło wiele znanych nazwisk.
Lewicowej koalicji kierowanej przez przewodniczącą KSČM Kateřinę Konečną najwyraźniej nie udało się wytrzymać konkurencji ze strony… prawicowych ugrupowań. ANO okazało się bardziej przekonujące dla wyborców w kwestiach socjalnych, dlatego zagospodarowało ono bardziej umiarkowany elektorat socjaldemokratów. Komuniści nie byli natomiast w stanie przelicytować SPD i Kierowców w swoim sprzeciwie wobec „dyktatu Brukseli” oraz dalszego wsparcia militarnego dla Ukrainy.
Nieprzekroczenie progu wyborczego kosztowało już stanowiska liderów SOCDEM-u. Cały komitet wykonawczy centrolewicy, na czele z przewodniczącą Janą Maláčovą, podał się do dymisji i zwołał nadzwyczajny kongres partyjny. O rezygnacji nie mówi z kolei kierownictwo komunistów. Mimo to sytuacja KSČM może stać się trudna, bo ugrupowanie zaciągnęło kredyt na kampanię wyborczą, a zabezpieczeniem dla pożyczki jest jego siedziba w Brnie.
Dobry wynik w cieniu kampanii
Zadowolone ze swojego wyniku mogą być STAN i Piraci. Obie partie poradziły sobie zgodnie z sondażowymi oczekiwaniami, mimo że w trakcie kampanii nie cieszyły się wielkim zainteresowaniem mediów. Dziennikarze wyraźnie skupiali się na rywalizacji między ANO i Spolu oraz na spodziewanych wysokich wynikach antysystemowych ugrupowań prawicowych i lewicowych.
STAN-owi wyraźnie opłacił się kurs obrany przez przewodniczącego partii i ministra spraw wewnętrznych, Víta Rakušana, choć był on bardzo złożony i mocno ryzykowny. W czasie kampanii Rakušan z jednej strony starał się dystansować od niepopularnego gabinetu Fiali, pozycjonując STAN jako alternatywę zarówno dla ANO, jak i dla sojuszników z ODS-u. Z drugiej przedstawiał swoje ugrupowanie jako pomost między koalicją Sporu i Piratami, gdyby powstrzymanie Babisza przed przejęciem władzy ponownie zależało od szerokiego porozumienia sił proeuropejskich. Rakušan zorganizował w tym celu nawet spotkanie przy piwie z Fialą, które zostało zbojkotowane przez Piratów.
Piraci przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi znaleźli się w najtrudniejszej sytuacji. Przed rokiem po klęsce opuścili oni koalicję rządową, a startując przed czterema laty razem ze STAN-em uzyskali tylko cztery mandaty do Izby Poselskiej. Zmiana przewodniczącego z Ivana Bartosza na burmistrza Pragi Zdenka Hřiba wyraźnie ożywiło ugrupowanie. Dodatkowo Piraci zyskali dużą popularność wśród kobiet, dlatego będą stanowiły one większość ich klubu poselskiego.
Mniejszości nie będzie
Przed wyborami Babiš wielokrotnie powtarzał, że interesuje go przede wszystkim stworzenie rządu jednopartyjnego. Wprawdzie nie wierzył w możliwość zdobycia przez ANO samodzielnej większości, ale chciał kierować mniejszościowym gabinetem wspieranym w parlamencie przez inne ugrupowania. Oznaczałoby to powtórkę z lat 2018-2021, gdy koalicyjny rząd ANO oraz SOCDEM-u nie miał większości w Izbie Poselskiej i musiał liczyć na poparcie ze strony KSČM.
Tym razem samodzielne rządy Babisza będą trudne do zrealizowania, a właściwie niemożliwe, o czym świadczy stopniowa zmiana stanowiska przez samego lidera ANO. Jeszcze w powyborczą niedzielę utrzymywał on, że nie chce widzieć w rządzie SPD, które w zamian za poparcie jego gabinetu miało najwyżej liczyć na stanowisko przewodniczącego Izby Poselskiej. Dwa dni później Babiš zgadzał się już na udział nacjonalistów w swoim gabinecie, choć mieliby oni być reprezentowani jedynie przez wyznaczonych przez siebie ekspertów.
W nowym rządzie mogliby natomiast znaleźć się politycy Kierowców, na szczeblu Parlamentu Europejskiego współpracujący z ANO w ramach narodowo-konserwatywnej grupy Patriotów dla Europy. W tym przypadku problemem mogą być jednak oczekiwania honorowego przewodniczącego prawicowej partii. Filip Turek we wtorek rano wyraził zainteresowanie objęciem funkcji ministra spraw zagranicznych, co przy jego eurosceptycznych poglądach może być nie do zaakceptowania dla prezydenta Petra Pavla.
Pavel z pewnością będzie chciał wykorzystać wszystkie swoje uprawnienia do powstrzymania zmiany kursu w polityce zagranicznej. Czeski prezydent po niedzielnym spotkaniu z liderem ANO podkreślał, że zależy mu na kontynuowaniu przez nowy gabinet dotychczasowego programu dostarczania amunicji dla Ukrainy. Babiš uważa obecny system wsparcia za nieprzejrzysty, z kolei jego potencjalni koalicjanci zarzucali rządowi Fiali wspieranie Ukrainy kosztem Czech. Kierowcy w swoim programie wyborczym wprost nawoływali do zmiany paradygmatu czeskiej polityki zagranicznej, która miałaby być nastawiona na interesy zamiast „eksportowania wartości”.
Maurycy Mietelski
fot. VOX Espana / Wikimedia Commons CC0).