Dominik Niszcz: Azja - czy warto już inwestować w akcje?
- Dominik Niszcz
Z perspektywy inwestora długoterminowego właśnie teraz warto zainteresować się rynkami, które oferują najwyższe stopy zwrotu, a do takich z pewnością należą dynamicznie rozwijające się kraje azjatyckie.
Podczas gdy na szczycie hossy większość doradców proponowała inwestycje w akcje, obecnie, po ich przecenie, najpopularniejszym produktem inwestycyjnym stały się fundusze gwarantujące ochronę kapitału lub po prostu lokaty bankowe. Z perspektywy inwestora długoterminowego właśnie teraz warto zainteresować się rynkami, które oferują najwyższe stopy zwrotu, a do takich z pewnością należą dynamicznie rozwijające się kraje azjatyckie.
Ponadto to ten region został dotknięty najsilniejszą przeceną od szczytów hossy. Co prawda w krótkim terminie miejscowe gospodarki będą musiały borykać się ze spowolnieniem, a narastająca presja inflacyjna zmusza władze do zacieśniania polityki monetarnej, ale należy to traktować jako naturalny przejaw cyklu ekonomicznego. W dłuższym okresie perspektywy wzrostu pozostają nadal obiecujące.
Obecne i oczekiwane kursy walut zachęcają do inwestycji
W ostatnich tygodniach złoty znacznie się osłabił, natomiast umocnienie dolara i powiązanych z nim walut azjatyckich zdaje się nabierać tempa. Ciągle jednak porównując obecny stan z wartościami historycznymi, kurs naszej waluty pozostaje na bardzo wysokich poziomach. O dalszy wzrost będzie trudno, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jeszcze kilka lat temu główne waluty azjatyckie były dla Polaka warte prawie dwa razy więcej niż obecnie.
W ciągu ostatnich 30 lat japoński jen umocnił się w stosunku do dolara trzykrotnie, do euro dwukrotnie. Podobna perspektywa może w dłuższym okresie (np. do czasów naszej emerytury, kiedy Polska będzie już od dawna w strefie euro) stać przed walutami Chin czy Indii. Skupmy się jednak na samych akcjach krajów azjatyckich, które mogą zwielokrotnić walutowe zyski europejskiego inwestora.
Indie – chwilowa zadyszka, nowe technologie, finanse i sektor usług ciągle perspektywiczne
Jeśli przyjrzeć się z bliska gospodarce indyjskiej, widać duży problem z deficytem na rachunku obrotów bieżących, między innymi w związku z wysokimi cenami ropy, której Indie importują coraz więcej. W ostatnich miesiącach spowodowało to wzrost negatywnego nastawienia do rynku subkontynentu, co z kolei wymogło dalszą presję na spadek wartości zarówno krajowej waluty, jak i giełdy. Choć w krótkim terminie sytuacja wygląda nieciekawie, dla inwestora długoterminowego nie powinna stanowić powodu do niepokoju. Wręcz przeciwnie – ceny surowców spadają, a akcje są o 30% tańsze w porównaniu z początkiem roku. Ponadto znaczące osłabienie wskaźników ceny do zysku na rynku pozostającym tak daleko za gospodarkami dojrzałymi stanowi całkiem dobrą okazję do rozpoczęcia zakupów, które ze względu na spodziewane krótkoterminowe wahania cen lepiej jednak rozłożyć w czasie. Sektory takie jak IT, przemysł farmaceutyczny czy nastawione na lokalny rynek przedsiębiorstwa z branży finansowej lub innych usług (np. media i rozrywka) dla bogacącej się klasy średniej powinny generować znacznie wyższe stopy wzrostu zysków w stosunku do krajów rozwiniętych. Wskaźnik C/Z bombajskiego rynku spadł do 15, o 30% poniżej trzyletniej średniej i o połowę wobec szczytów z ubiegłego roku. Stosunek ceny do zysków prognozowanych na lata 2008 i 2009 jest na poziomie zbliżonym do spółek z amerykańskiego indeksu S&P, co implikowałoby podobne oczekiwane tempo wzrostu obu gospodarek. W to jednak, choćby w świetle konwergencji, raczej trudno uwierzyć. Nawet uwzględniając parytet siły nabywczej, PKB na mieszkańca jest w Indiach na poziomie 13-krotnie niższym niż w Stanach Zjednoczonych, zaś w ujęciu nominalnym różnica jest aż 45-krotna (!).
Japonia – światowi liderzy czekają na przebudzenie gospodarki
Wykres japońskiego Nikkei 225 za ostatnie trzy lata wygląda tak, jakby Kraj Wschodzącego Słońca hossy w ogóle nie doświadczył. W rzeczywistości osiągnął swoje lokalne maksimum już na początku 2006 roku, (choć i tak daleko do wartości z lat 80-tych) i od tamtego czasu, mimo że światowe indeksy wrastały jeszcze przez rok, spadł do dziś o 20%. Japonia pozostaje ciągle drugą gospodarczą potęgą świata. Przykładowo, giełda w Tokio ustępuje kapitalizacją tylko Nowemu Jorkowi, a wartość notowanych tam spółek trzydziestokrotnie przekracza kapitalizacje polskich firm obecnych na GPW. Japońskie przedsiębiorstwa to w wielu wypadkach światowi liderzy w branżach takich jak elektronika i pochodne, nowoczesne technologie, energetyka nuklearna, przemysł samochodowy (np. Honda uważana za skazaną na odbiorców z dojrzałych gospodarek amerykańskiej czy japońskiej, podbija perspektywiczne rynki Ameryki Łacińskiej i Azji). Japońskie rozwiązania w dziedzinie projektów przyjaznych środowisku czy szeroko pojętej inżynierii nie mają sobie równych w innych krajach. Wystarczy, że otoczenie makroekonomiczne stanie się bardziej sprzyjające, a ceny akcji wielu liderów w swoich dziedzinach będą w stanie wzrosnąć przynajmniej dwukrotnie. Liczne korporacje japońskie otwierają się na zasady światowego corporate governance - co ciekawe pod znaczącym wpływem swoich pracowników, często związanych dożywotnio z daną firmą, liczących na wyższe emerytury z pracowniczych programów w wyniku skuteczniejszego zarządzania kapitałem. Firmy wypłacają coraz większe dywidendy i w porównaniu do czasów dominacji keiretsu są znacznie bardziej efektywne i przejrzyste dla potencjalnych inwestorów.
Chiny – stabilne sektory zyskują na wzroście rodzimego popytu, nowi liderzy przemysłu podbijają zagranicę
Według prognoz ekonomistów, w czasach, gdy dzisiejsi studenci będą zbliżać się do wieku emerytalnego, Chiny będą największą światową gospodarką. Wiele marek, o których dziś jeszcze nie słyszymy już za kilka, kilkanaście lat mogą być międzynarodowymi liderami, a obecne na rodzimym rynku gigantyczne przedsiębiorstwa z sektora telekomunikacji czy użyteczności publicznej oraz banki i ubezpieczycieli czekają lata dynamicznego rozwoju. Stosunek C/Z dla szanghajskiej giełdy po wielu kwartałach irracjonalnie wysokich poziomów spadł dziś do jak najbardziej normalnej wartości - około 15 dla roku 2008, nieznacznie ponad 13 notowane w Hong Kongu. To właśnie na szanghajskim indeksie będzie coraz mocniej skupiała się uwaga kapitału zainteresowanego chińską gospodarką (kosztem bardziej przyjaznej zagranicznym inwestorom giełdy w Hong Kongu, gdzie, co ciekawe, spółką o największej wadze w indeksie pozostaje z udziałem 15% brytyjski HSBC).
Japońska bańka spekulacyjna – przestroga przed nadmiernym optymizmem
Jeśli spojrzymy na indeksy japońskie, to dziś znajdują się ciągle w 1/3 rekordowej wartości, jaką osiągnęły pod koniec osiemdziesiątych (choć dla inwestora zagranicznego w dużym stopniu spadki kompensował umacniający się jen). Japonia była jednak wówczas krajem, gdzie ceny nieruchomości i zarobki należały do najwyższych na świecie, dalszy wzrost był bardzo utrudniony. Dzisiejsze Chiny i Indie znacznie odbiegają od standardów zachodnich pod względem zarobków i cen. Dlatego szczyt notowań giełdowych sprzed roku wcale nie musi oznaczać, że następne ożywienie światowej gospodarki nie przyniesie kolejnych rekordów. Dystans do nadrobienia wciąż pozostaje ogromny. Warto w tym miejscu wspomnieć, że jeszcze biedniejsze kraje Azji, jak Wietnam czy Bangladesz, też najpewniej czekają lata dynamicznego rozwoju.
Jeśli chodzi o obecne w Polsce fundusze inwestujące na rynkach azjatyckich, krótki rzut oka na wyniki inwestycyjne pokazuje, że nie wiodło im się najlepiej. Roczna stopa funduszu Akcji Chińskich i Azjatyckich AIG wynosiła na początku września -38%. Lepiej radziło sobie ING z funduszem Chiny i Indie (-19%) czy Pioneer z funduszem Akcji Rynków Dalekiego Wschodu (-18%). Duży wpływ na różnice w prezentowanych stopach zwrotu mają relacje kursowe. Często zdarza się też, że spory udział w aktywach akcyjnych funduszy stanowią instrumenty bezpieczne, co przy ewentualnych wzrostach na rynkach akcji będzie proporcjonalnie obniżało zyski klienta TFI (tak jak w ostatnim roku łagodziło straty). Należy się pocieszać, że z czasem możliwości bezpośredniego inwestowania w Azji będą prawdopodobnie coraz większe i obejmą choćby certyfikaty inwestycyjne powiązane z wybranymi indeksami akcji. Ponieważ nasze dzisiejsze prawo wymusza na funduszach emerytalnych brak dywersyfikacji geograficznej, warto o długoterminowych inwestycjach zagranicznych pomyśleć samemu. Odpowiedź na tytułowe pytanie, czy warto już kupować azjatyckie akcje jest zatem twierdząca – tak, w dłuższym terminie jest to jak najbardziej wskazane. Czas na rozpoczęcie wydaje się całkiem odpowiedni, choć należy pamiętać, że łapanie dołków w krótkim okresie jest nie lada sztuką – lepiej rozłożyć inwestycje na kilka najbliższych kwartałów.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.