Jakub Gajda: Klan Karzajów w ofensywie
- O! Wreszcie mówi w swoim ojczystym języku! - komentują sarkastycznie.
Reputacja "amerykańskiej marionetki" towarzyszy Hamidowi Karzajowi odkąd stanął na czele tymczasowego rządu w grudniu 2001 roku. Kontakty z CIA i długie lata niejasnych związków ze Stanami Zjednoczonymi były plamą na wizerunku i honorze Pasztuna, bo Pasztun winien być człowiekiem wolnym i niezależnym - tak jak prawdziwemu góralowi przystało.
Krytykowany, choć nie taki zły
Z drugiej strony, Karzaj był najodpowiedniejszym kandydatem na urząd prezydenta w kraju, który miał budować swoją tożsamość niemal od zera, po latach wyniszczających wojen z najeźdźcą i konfliktów etnicznych. Zwolennik pokoju, edukacji i pacyfistycznych poglądów Abdula Ghaffara Chana - Gandiego z Pogranicza (1890 - 1988), przez dwie kadencje usilnie zabiegał o dialog między zwaśnionymi na tle etnicznym i religijnym Pasztunami i Hazarami, a także próbował skłonić do negocjacji skazane na banicje ugrupowania - Ruch Talibów i Hezb-e-Eslami.
Karzaj jako prezydent lekkiego życia nie ma. Przeżył już kilka zamachów i jest nieprzerwanie atakowany w światowych i lokalnych mediach jako oszust wyborczy, marny watażka, który de facto kontroluje tylko skrawek Afganistanu, no i przede wszystkim marionetka Zachodu. Dużo zmartwień dostarczał Hamidowi Karzajowi także jego młodszy brat - Ahmed Wali, który jako gubernator Kandaharu i formalny przywódca klanu Popalzajów, najprawdopodobniej był jednym z największych bossów narkotykowych w całym Afganistanie. Ahmed Wali Karzaj zginął w zamachu w 2011 roku. Prezydent opłakał brata. Wygasło jednocześnie źródło największych kontrowersji.
Kadencja prezydenta Karzaja kończy się mniej więcej za rok. Wszyscy zastanawiają się, kto przejmie tę ogromną odpowiedzialność? Kto stanie na czele wciąż pogrążonego w chaosie państwa, na które zwrócone są oczy całego świata i kto weźmie na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo, które w "afgańskie ręce" wkrótce przekażą Amerykanie i ich sojusznicy?
Ameryka i Zachód wycofując lwią część swych wojsk, z pewnością nie chcą, by Afganistan wpadł w ręce jakichkolwiek sił antyzachodnich. Dużo mówi się o potencjalnych kandydatach, ale nie ma wśród nich ludzi godnych zaufania, murowanych i wpływowych faworytów. Co dla Zachodu znacznie gorsze, przy spełnieniu odpowiednich wytycznych, swojego kandydata będą mogli wystawić nawet talibowie. A jeśli proste, religijne i zawiedzione ostatnimi latami transformacji społeczeństwo afgańskie wybierze na następcę Karzaja jakiegoś antyamerykańskiego "fanatyka"?
Grunt to rodzinka
Nie jest tajemnicą, że z zachodniego punktu widzenia, najlepiej by było, gdyby kurs polityczny obrany w Afganistanie przez Hamida Karzaja został utrzymany. Partnerstwo z Zachodem (pomimo, że Hamid Karzaj śmie czasem nawet krzyczeć, gdy Amerykanie bombardują pasztuńskie wioski), strategiczne partnerstwo w regionie z Indiami oraz sceptyczne nastawienie do Pakistanu, Iranu, Rosji i Chin są Waszyngtonowi i całemu NATO jak najbardziej na rękę.
Tylko co zrobić, kiedy odporny na stres (warto zwrócić uwagę, jak Karzaj wciąż dobrze i zdrowo wygląda, mimo setek tysięcy zmartwień na głowie) i szalenie dyplomatyczny prezydent nie może, po raz trzeci legalnie, usadowić się na kabulskim tronie? W takiej sytuacji najlepiej znaleźć innego... Karzaja.
Nie przypadkiem bracia prezydenta Afganistanu, w ostatnim czasie aktywniej angażują się w politykę. Mahmud Karzaj - były właściciel sieci restauracji w San Francisco, Bostonie i Baltimore, zrezygnował właśnie z amerykańskiego obywatelstwa - co formalnie umożliwia mu kandydowanie na najwyższy urząd w państwie. Jakkolwiek Mahmud Karzaj zaprzecza, jakoby chciał zająć miejsce Hamida, po krótkiej chwili przyznaje, że wcale nie wyklucza udzielenia wyborczego poparcia swemu... innemu starszemu bratu - Kajumowi Karzajowi, o ile ten poprosi go o polityczną współpracę.
Kajum Karzaj będzie najprawdopodobniej kandydował, gdyby jednak się nie zdecydował, jest jeszcze kilku braci, kuzynów i wujków - Karzajów. Potencjalni kandydaci w zbliżających się wyborach, obawiają się, że klan utrzyma w swych rękach prezydenturę po 2014 roku i nic się w Afganistanie nie zmieni...
Afganowie, bez względu na to, gdzie się znajdują, nadal wyznają starą, Bożą i plemienną prawdę o świecie - im więcej spłodzisz synów i im lepsze zapewnisz im wykształcenie, tym spokojniejszą starość i większą dumę przyniosą tobie oraz twoim przodkom. Co tam zachodni konsumpcjonizm, co tam jakieś systemy emerytalne? Silna rodzina to prawdziwa potęga!