Karol Wasilewski: Doniesienia z frontu
Narkobiznes jest olbrzymim problemem krajów Ameryki Łacińskiej. Silne grupy przestępcze destabilizują życie w kraju. Stanowią także alternatywę dla biednych, którzy nie widząc innych szans na poprawę swojej sytuacji, często zasilają szeregi karteli. Jak państwa regionu walczą z narkotykami? Czy wygrana w tej batalii jest możliwa?
Źródło zła
Śmiało można by rzec, że na początku była Kolumbia. Kraj, który do tej pory jest największym producentem narkotyków na świecie. Potencjalne możliwości produkcyjne kokainy tego andyjskiego państwa szacuje się wciąż na 410 ton. Mimo tego, dla wielu państw może być wzorem do naśladowania.
W Kolumbii możliwość zysku z uprawy i handlu narkotykami dostrzegły najpierw grupy przestępcze. W latach osiemdziesiątych sprawą zainteresowała się także potężna partyzantka. Początkowo pozwalała na uprawę rośliny na kontrolowanych przez siebie terenach. Oczywiście nic za darmo. Otrzymywała bowiem w zamian odpowiedni procent zysku z procederu. Z biegiem czasu, po rozbiciu czołowych karteli (z Medellin i Celi) przejęła część ich infrastruktury i udziałów w rynku. Doniesienia o brutalnych morderstwach stały się codziennością. Mordowano polityków, dziennikarzy, sędziów. Mafia posunęła się nawet do zabójstw kandydatów na prezydenta (w latach 80. zginęło ich trzech), ministra sprawiedliwości czy prokuratora generalnego. Dziś problem nadal istnieje, jednak według wielu ekspertów nie stanowi już zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego kraju. Kolumbijskie władze, aby okiełznać problem narkobiznesu, podjęły szereg działań. Duże znaczenie miał przede wszystkim Plan Kolumbia, uchwalony w 1999 r. Zakładał on niszczenie upraw oraz szeroko rozumianą walkę z narkobiznesem. Między innymi dzięki niemu dziś obszar uprawy koki szacuje się na 68 tysięcy hektarów (jeszcze w 2005 roku było to 144 tysiące hektarów). Do sukcesu przyczyniła się także polityka Alvaro Uribe. Były już prezydent zezwolił na niszczenie upraw na szeroką skalę. Zdecydował się także na ekstradycję do USA Kolumbijczyków, którym były stawiane zarzuty związane z narkotykami. Amerykańskie więzienia to ponoć jedna z niewielu rzeczy, których boją się nieobliczalni gangsterzy. Rząd skoncentrował się także na niszczeniu karteli jednego po drugim. Nie rozpraszał sił walcząc na wielu frontach.
Dziś Kolumbia chwalona jest w międzynarodowych raportach. Departament Stanu USA wskazuje, że pomimo wciąż ogromnej skali problemu, poczyniła i czyni nadal ogromne postępy. Ten zgnębiony problemem narkobiznesu kraj pokazał drogę, którą powinny kroczyć inne państwa regionu, aby odnieść sukces w tej trudnej batalii.
Meksykańska kampania
Liczba ofiar wojny z kartelami narkotykowymi, wypowiedzianej przez prezydenta Felipe Calderona przekroczyła już 30 tysięcy (od 2006 r.). Rok 2010 jest najtragiczniejszy, jeśli chodzi o bilans ofiar. Prezydent zdaje się tym jednak nie zniechęcać. Obiecał, że zakończy problem karteli raz na zawsze i tej obietnicy stara się dotrzymać. Twierdzi, że zdecydowana większość poległych to członkowie gangów.
Meksyk jest chyba najczęściej goszczącym w serwisach informacyjnych państwem latynoamerykańskim. Siłę karteli meksykańskich porównuje się obecnie do kolumbijskich za ich „dni świetności”. O ich pracowitości nieustannie informują media. Raz na jakiś czas do opinii publicznej przebija się wiadomość o odnalezieniu kolejnego masowego grobu. Pomimo zapewnień prezydenta, coraz częściej śmierć ponoszą niewinni ludzie. Zdarzało się, że przestępcy rozstrzeliwali nastolatków urządzających imprezę, gdyż sądzili, że należą do konkurencyjnego gangu. Pod koniec listopada zastrzelili Hermilę Garcię, która była szefową policji w Meoqui. Kobiety coraz częściej obejmują wysokie stanowiska w służbie mundurowej. W październiku szefową policji w pewnym przygranicznym mieście została Marisol Valles. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ma 20 lat. Część dziennikarzy łudziło się, że być może gangsterzy nie będą mordowali kobiet. Przestępcy pokazali jednak, że „wspierają” ideę równouprawnienia. Zabójstwa stały się w Meksyku codziennością. W 2010 przekroczono barierę 1000 morderstw na miesiąc. Istnieją obawy, że fala przemocy dotrze również do względnie spokojnej stolicy. Wszystko to powoduje, że wielu dziennikarzy i ekspertów (m.in. George Friedman) zastanawia się czy Meksyk można uznać za państwo upadłe. Calderon dzielnie odpiera te zarzuty.
Faktycznie analizując działania władz meksykańskich, trudno stwierdzić ich bierność. W odpowiedzi na wysoki poziom korupcji w policji,prezydent postanowił użyć wojska. Obecnie około 50 tysięcy żołnierzy i policjantów walczy z narkotykami. Skutkiem ubocznym jest eksplozja przemocy, gdyż gangsterzy walczą teraz nie tylko między sobą. Atakują również armię. Prezydent stara się także wziąć przykład z Kolumbii. W 2009 roku 107 przestępców było ekstradowanych do Stanów Zjednoczonych. Istnieje także współpraca trójstronna Meksyku, USA i Kolumbii. W ramach niej przynajmniej dwa razy w roku spotykają się; przedstawiciel amerykańskiej DEA, ministerstwa obrony Kolumbii i Prokurator Generalny Meksyku, aby przedyskutować działania przeciwko narkobiznesowi. Kolumbijscy policjanci przyjeżdżają także do Meksyku jako instruktorzy. Mimo aktywnej postawy, Calderon jest krytykowany przez wiele środowisk. Wypomina mu się skalę przemocy oraz zarzuca, że wojna z kartelami często ociera się o łamanie praw człowieka. W odpowiedzi na to, w 2009 roku doszło w Meksyku do postulowanej reformy sądownictwa i policji. Zapewne potrzeba będzie czasu, aby reformy dały zamierzony efekt. Calderonowi niestety nie pozostało go dużo. Jego kadencja kończy się za 2 lata.
Kropka nad i
Luiz Inacio Lula da Silva niedługo przestanie być prezydentem Brazylii. Jego rządy przyczyniły się do wepchnięcia Kraju Kawy na właściwe tory. Wyciągnął z biedy wielu rodaków. Dzięki powiązaniu socjalnego programu Bolsa Familia z obowiązkiem szkolnym, przyczynił się do tego, że niemal 100% dzieci w wieku 7-14 lat uczęszcza do szkół. Szacuje się, że w tym roku brazylijska gospodarka urośnie o kolejne 7,5%, tworząc 2 miliony miejsc pracy. Notowania kochanego przez Brazylijczyków Luli, po blisko 8 latach rządzenia, znajdują się na niewyobrażalnie wysokim poziomie 83%. W styczniu przekaże władzę Dilmie Rousseff, którą sam namaścił na to stanowisko. W Brazylii odbędą się także następne Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, a w 2016 r. Igrzyska Olimpijskie. Z tego powodu, należało zrobić porządek także z brazylijską przestępczością. Pod koniec listopada 2010 r. w Brazylii doszło do starć między policją a mafią, które trwały blisko tydzień. Śmierć w nich poniosło około 45 osób. Policja i wojsko zajęły najpierw fawelę Vila Cruzeiro. Przestępcy uciekli jednak do faweli Alemao. Siły zbrojne otoczyły dzielnicę. Wystosowano ultimatum. Po jego upływie wkroczono na teren kompleksu. Siły zbrojne chodziły od domu do domu, odkrywając tajemnice faweli. Domy gangsterów były wyposażone według najwyższych standardów. Nic dziwnego więc, że przy tak jaskrawo współistniejących przy sobie nędzy i bogactwie, łatwo było zwerbować chętnych do pracy na rzecz gangów. Służby zajęły ogromne ilości broni, amunicji i narkotyków. Przedstawiciele policji twierdzili, że spodziewali się większego oporu ze strony przestępców. Dlatego też w obawie przed zasadzką, fawelę penetrowano bardzo ostrożnie. Prezydent Lula powiedział, że operacja ta jest dopiero początkiem walki z przestępczością w Rio de Janeiro. Obiecał także władzom miasta, że rząd federalny udzieli wsparcia w każdej postaci. W ten sposób wyznaczył więc swojej następczyni kolejne pole do działania. Wydaje się, że oczyszczanie Kraju Samby z przestępczości będzie kontynuowane. Posunięcie Luli wydaje się być celowe. Rozpoczynając proces samemu, zapewnił Dilmie poparcie społeczeństwa w tej sferze przynajmniej na jakiś czas.
Narkobiznes jest problemem wielu krajów latynoamerykańskich. Dramatyczna sytuacja w Meksyku wydaje się niemalże sielankowa w porównaniu do tej w niektórych państwach regionu. Wskaźnik morderstw na 100 tysięcy mieszkańców wynosi w Meksyku 11,6. W Hondurasie, Salwadorze i Gwatemali wskaźnik wynosi odpowiednio 60,9; 51,8 i 49. Wydaje się jednak, że wspomniane wyżej państwa są obecnie najważniejsze dla stosunków międzynarodowych. Kolumbia wskazała drogę, jak walczyć z narkotykami i jak w tej batalii odnosić sukcesy. Meksyk jest krajem o olbrzymim potencjale, o który najbardziej w tej chwili martwi się społeczność międzynarodowa. Krajem, który stara się sprawdzić „na własnej skórze” czy kolumbijskie rozwiązania mają charakter uniwersalny. W Brazylii natomiast odbędą się największe imprezy sportowe świata. Kraj Kawy musi więc zadbać o bezpieczeństwo przyjezdnych. Wszelkie ewentualne uchybienia byłyby ogromną klęską wizerunkową. Jeśli te trzy państwa ograniczą swoje problemy wewnętrzne do rozsądnych rozmiarów, być może będzie to znak, że cała Ameryka Łacińska również może wyzwolić się ze swego nałogu.
Artykuł ukaże się również w kolejnym numerze Przeglądu Spraw Międzynarodowych "Notabene"