Krytyka Kissingera
Urodzony w 1923 roku w Niemczech, były amerykański sekretarz stanu Henry Kissinger wypowiedział się podczas Forum Ekonomicznego w Davos na temat trwającego konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Jego słowa zszokowały, podobnie jak niedawna wypowiedź papieża Franciszka. Według Kissingera Ukraina powinna być gotowa na oddanie części swojego terytorium Rosji i na powrót do granic sprzed wybuchu wojny. Stwierdził że, wojna w Ukrainie nie może trwać dłużej, a Zachód powinien zmusić Kijów do zaakceptowania ustaleń negocjacyjnych, które nie idą w parze z oczekiwaniami i celami ukraińskich władz.
„Negocjacje muszą rozpocząć się w ciągu najbliższych dwóch miesięcy, zanim wywołają wstrząsy i napięcia, których nie będzie łatwo przezwyciężyć. Idealną linią podziału powinien być powrót do status quo ante. Prowadzenie wojny poza tym punktem nie byłoby kwestią wolności Ukrainy, ale nową wojną przeciwko samej Rosji” - powiedział.
Kissinger to postać zasłużona w świecie stosunków międzynarodowych. Plasująca go wśród autorytetów dotyczących kwestii wojny i pokoju. Cieszący się autorytetem dyplomata. Wypowiadane przez niego opinie na temat stosunków międzynarodowych były zawsze w Polsce cenione i podchodzono do nich bez odrobiny krytycyzmu.
Jeszcze kilkanaście lat temu nie kwestionowano jego ocen, ani nie odważano się z nimi polemizować. Takiej polemiki nie podjął również „Wprost”. W opublikowanym w 2001 roku numerze 51/52 ukazał się artykuł pt. „Doktryna Kissingera”. Od redakcji czytelnik miał sposobność dowiedzieć się, że Henry Kissinger, będąc sekretarzem stanu w gabinecie prezydenta Nixona, doprowadził do unormowania stosunków z Chinami i byłym ZSRR. Według redakcji, to właśnie jemu Stany Zjednoczone zawdzięczają wynegocjowanie porozumienia pokojowego z komunistycznym Wietnamem. Jednym słowem, z krótkiej prezentacji Kissingera czytelnik mógł odnieść wrażenie, że był on wybitnym politykiem, zasłużonym dla pokoju światowego. Jego zdanie miało i ma zatem znaczenie opiniotwórcze, które bezwzględnie należy brać pod uwagę przy ocenie współczesnych stosunków międzynarodowych i zmian zachodzących na współczesnej mapie politycznej świata. Było to dosyć uproszczone rozumowanie, nie uwzględniające lub pomijające celowo całokształt działalności Kissingera jako polityka. Usprawiedliwieniem może być fakt, że nikt nie jest doskonały a polityk w szczególności.
Jakim politykiem był naprawdę Kissinger? Nieskazitelnie czystym bojownikiem o wolność i demokrację w wydaniu amerykańskim, czy politykiem kierującym się w swojej działalności interesem narodowym nierozerwalnie związanym z działaniami, które nie zawsze idą w parze z pojęciem prymatu demokracji.
W latach 1968-1974 Kissinger był osobą nie mającą nic wspólnego z wytrawnym dyplomatą, za jakiego niektórzy chcieliby go w tym okresie uważać. Prowadzona przez niego polityka była nieskuteczna i właściwie kryminalna. Doprowadziła de facto do przedłużenia wojny w Wietnamie, wplątała Kambodżę w spiralę toczącego się u jej granic konfliktu, spowodowała masakry w Indonezji (wydarzenia na Timorze), zabójstwo prezydenta Allende w Chile. Wywołała wojnę domową na Cyprze, przyczyniła się do konfliktu w Bangladeszu. Niektórzy dziennikarze i znawcy tematyki międzynarodowej twierdzą nawet, że należało postawić Kissingera przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze za zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości, jak również za morderstwo dokonane na prezydencie Allende. Lista zbrodni Kissingera przewyższa według nich o wiele te, za które był sądzony Miloszević.
Zagłębiając się w dostępne dokumenty ilustrujące działalność polityczną Kissingera można wyrobić sobie pogląd na temat metod jego postępowania w sferze stosunków międzynarodowych. Zrozumieć jak demokratyczne Stany Zjednoczone wspierały zbrodnie w wymiarze międzynarodowym oraz motywacje, jakimi kierował się Kissinger. A były to: cynizm, pieniądze i władza. Zjawisko stare jak świat. Nic odkrywczego. Ktoś może powiedzieć, że są to normalne cechy każdego wytrawnego polityka. Racja. Czy jednak w każdym przypadku prowadzą one do zbrodni?
W artykule „The Washington Post” z 30 stycznia 2001 roku zamieszczono recenzję książki „Zbrodnie pana Kissingera” autorstwa Christophera Hitchensa pt. „Bomba zrzucona na Henry Kissingera”, a The Guardian” w dniu 26 lutego 2001 roku zamieścił następującą recenzję tej publikacji: „W swojej nowej wybuchowej książce Christopher Hitchens wyjaśnia, dlaczego Henry Kissinger, czczony jak szef państwa, zapraszany i honorowany przez wielkich tego świata, powinien być sądzony za zbrodnie przeciwko ludzkości”. A to tylko jedna z wielu publikacji ukazujących prawdziwe oblicza tego polityka.
Trochę faktów na potwierdzenie negatywnej roli Kissingera w kształtowaniu światowej polityki międzynarodowej. Pozytywnej z punktu widzenia interesów amerykańskich. Na jesieni 1968 roku Richard Nixon wraz z Kissingerem doprowadzili do zerwania rozmów pokojowych w Paryżu, dotyczących Wietnamu. Chodziło przede wszystkim o sabotowanie strategii wyborczej wiceprezydenta Huberta Humphreya, opartej na jego przedwyborczym haśle zakończenia wojny w Wietnamie. W tym celu Nixon wraz ze swoim doradcą (Kissingerem), który był głównym pomysłodawcą całego przedsięwzięcia, złożyli obietnicę juncie południowowietnamskiej, że jej żywot będzie przedłużony o kilka lat. Taktyka okazała się skuteczna, gdyż w przededniu amerykańskich wyborów w listopadzie 1968 roku junta wycofała się z trwających rozmów pokojowych, grzebiąc tym samym nadzieje na zwycięstwo wyborcze demokratów. Cztery lata później administracja Nixona bezskutecznie usiłowała położyć kres toczącej się wojnie, proponując rozwiązania wcześniej deklarowane przez administrację Johnsona. Z tą jednak różnicą, że w międzyczasie zginęło 56 tys. Amerykanów i 1,5 mln Wietnamczyków. Nie mówiąc o ofiarach w Kambodży i Laosie. Polityka Kissingera w Indochinach doprowadziła ponadto do ustanowienia krwawego reżimu Czerwonych Khmerów w Kambodży, którego ofiarą padły miliony niewinnych ludzi.
Kissinger wykonał także krecią robotę w Ameryce Południowej. Po zwycięstwie kandydata lewicy w wyborach w Chile w 1970 roku, stwierdził, że nie widzi żadnych powodów, dla których miałby uniemożliwić „aby pewien kraj przeszedł na stronę komunizmu z uwagi na nieodpowiedzialność jego obywateli”. Wiedząc lepiej, co jest dobre dla obywateli Chile, Kissinger wziął czynny udział, wraz z m.in. ówczesnym dyrektorem CIA, Richardem Helmsemem i dyrektorem odpowiedzialnym w CIA za tzw. operacje specjalne, Thomasem Karamessinesem, w przygotowaniach do puczu wojskowego Pinocheta i zamordowaniu prezydenta Allende. Kissinger, co należy podkreślić, na własne życzenie był na bieżąco i szczegółowo informowany o zbrodniach Augusto Pinocheta.
Wpływ Kissingera na bieżącą politykę międzynarodową Stanów Zjednoczonych był wprost proporcjonalny do zajmowanych przez niego stanowisk. Od 1969 roku stał na czele National Security Agency (NSA), która określa i nadzoruje wszystkie działania dyplomatyczne i wojskowe USA. Po ponownym wyborze na prezydenta w listopadzie 1972 roku Nixon mianował go również sekretarzem stanu, co odpowiada funkcji ministra spraw zagranicznych. Obie funkcje pełnił do stycznia 1977 roku, tj. momentu przejęcia władzy przez Jimmy ego Cartera.
Henry Kissinger cieszy się obecnie spokojnym życiem emeryta, udziela licznych wywiadów i doradza wielu prestiżowym firmom na całym świecie. Utworzona przez niego w 1982 roku spółka Kissinger Associates przynosiła 8 mln USD dochodów rocznie, a wśród członków zarządu znajdowali się byli wpływowi politycy amerykańscy, jak chociażby były ambasador Lawrence Eagleburger. W 1984 roku został prezesem Kissinger Associates i zawarł w jej imieniu lukratywne kontrakty, m.in. z koncernem produkującym samochód Yugo i finansującym zarazem machinę wojenną Miloszevicia. Dziesięć lat później Kissinger wypowiadał się publicznie za nieinternowaniem w wewnętrzne sprawy Bałkanów.
Polityka Kissingera w Indochinach doprowadziła do klęski Stanów Zjednoczonych. Przegrały rywalizację z ZSRR. Ameryka Łacińska do dziś rozlicza się ze swoją przeszłością choć Pinochet uniknął kary. Timor i Cypr należą do niechlubnej spuścizny po Kissingerze, z którą obecnie boryka się dyplomacja międzynarodowa.
To fakty. Dla jednych dowód na to, że nie był nigdy mężem opatrznościowym amerykańskiej dyplomacji. Dla pozostałych dowód, że był mistrzem swoim fachu. Fachu, któremu na imię interes polityczny. A tym interesem nadrzędnym był interes jego partii. I z tego zadania wywiązywał się bezbłędnie. Na początku przytoczyłem opinię o Kissingerze zamieszczoną we „Wprost” w 2001 roku. I w pełni się z nią zgadzam. Był wybitnym politykiem i z jego zdaniem nadal powinniśmy się liczyć. Bez względu na jego zakulisowe działania. Dyplomacja nie jest sztuką samą w sobie. Działanie w imię wzniosłych ideałów. To rzemiosło którego celem jest osiągnięcie korzyści. Korzyści oczekiwanych przez realizujący je podmiot. I o tym należy pamiętać. Liczą się skutki podejmowanych działań a nie ich wymiar moralny.
Kontrowersyjna dla niektórych wypowiedź Kissingera wpisuje się w ten nurt pojmowania dyplomacji, a szerzej stosunków międzynarodowych. Dlatego trudno się zgodzić z opinią niektórych publicystów, uznających wypowiedz Henry'ego Kissingera na temat Ukrainy za wypowiedz starego człowieka pokazującą zarazem upadek myślenia politycznego, prymitywizmu argumentacji. Wręcz odwrotnie. To wyraz jasności umysłu człowieka, który wie, że po wojnie nastanie pokój. Pokój, który musi być oparty na zachowaniu twarzy przez każdą ze stron konfliktu. Brutalne, ale oddające sedno sprawy.
Andrzej Daros
Może Ci się spodobać: