Litewscy konserwatyści przegrali referendum na swój temat
Związek Ojczyzny przegrał wybory parlamentarne na Litwie, będące swoistym referendum na temat jego polityki. Klęska rządzącej koalicji spowodowała, że konserwatystami nie będzie już dowodził wnuk pierwszego prezydenta odrodzonej Litwy. Teraz nad stworzeniem nowej koalicji pracuje zwycięska Litewska Partia Socjaldemokratyczna, która już napotykana pierwsze problemy.
W niedzielę Litwini po dwóch tygodniach ponownie poszli do urn, aby wybrać swoich przedstawicieli w drugiej turze wyborów w okręgach jednomandatowych. Związek Ojczyzny – Litewscy Chrześcijańscy Demokraci (TS-LKD) liczył, że nadrobi stratę wobec Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej (LSDP). Tak się jednak nie stało. Socjaldemokraci zdobyli łącznie 52 mandaty, a konserwatyści zaledwie 28. Tym samym LSDP w porównaniu do wyborów sprzed czterech lat zyskało aż 39 mandatów, natomiast TS-LKD straciło 22 miejsca w Seimasie.
Winny Landsbergis
Była to druga dotkliwa porażka konserwatystów w tym roku. Co prawda wbrew sondażowym prognozom wygrali oni czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego, ale cieszyły się one niewielkim zainteresowaniem Litwinów. Dużo większą mobilizację wśród nich wywołały wybory prezydenckie, a w nich TS-LKD poniosło już sromotną klęskę. Partia podobnie jak pięć lat wcześniej wystawiła tą samą kandydatkę, czyli premier Ingridę Šimonytė, która w drugiej turze zdobyła niecałą jedną czwartą głosów i musiała uznać wyższość prezydenta Gitanasa Nausėdy.
Wybory parlamentarne jedynie przelały czarę goryczy, dlatego po ogłoszeniu ich wyników z funkcji przewodniczącego konserwatystów zrezygnował Gabrielius Landsbergis. Szef litewskiej dyplomacji sam poniósł prestiżową porażkę, bo nie udało mu się odnowić mandatu w jednomandatowym okręgu wyborczym w Kownie. Zapowiedział więc, że przynajmniej na razie wycofuje się z polityki. Z funkcji wiceprzewodniczącego TS-LKD zrezygnował z kolei Jonas Survila, uważany za głównego stratega partii.
Wnuk pierwszego prezydenta odrodzonej po radzieckiej okupacji Litwy, Vytautasa Landsbergisa, zasadniczo nie miał innego wyjścia. Według litewskich komentatorów jego porażka we własnym okręgu wyborczym pokazała, że jest on skrajnie niepopularny nie tylko wśród Litwinów, ale nawet wśród samych wyborców konserwatystów. Innym zarzutem stawianym TS-LKD był brak wiary w zwycięstwo, co spowodowało, iż w czasie kampanii wyborczej ugrupowaniu zabrakło silnego przywództwa politycznego.
Szef sztabu wyborczego konserwatystów, Mindaugas Lingė, postrzega porażkę jako wynik mobilizacji „sił prokremlowskich”, które „były zainteresowane zmianą krajobrazu politycznego Litwy”. Faktem jest, że wyborcy zmobilizowali się przeciwko TS-LKD, o czym świadczy frekwencja podczas drugiej tury wyborów. Była ona najwyższa właśnie w okręgach, w których o mandat rywalizowali właśnie centroprawicowi politycy. Poza Landsbergisem najbardziej dotkliwą porażkę poniosła minister edukacji, sportu i nauki Radvilė Morkūnaitė-Mikulėnienė.
Różne losy liberałów
Niepopularność rządu Šimonytė przełożyła się na wyniki koalicjantów TS-LKD. Spośród nich najmniejsze straty poniósł Ruch Liberalny (LS), który w nowym składzie Seimasu będzie miał łącznie 12 posłów, czyli o jednego mniej niż w poprzedniej kadencji. Liberałom udało się dodatkowo odnieść ważne zwycięstwa w jednomandatowych okręgach wyborczych, bo to właśnie ich kandydat pokonał w Kownie Landsbergisa.
W dużych miastach LS udało się przejąć mandaty należące dotychczas do TS-LKD, natomiast w mniejszych ośrodkach nastąpiła niezwykle ciekawa zmiana. Liberałowie w jednomandatowych okręgach wyborczych stracili bowiem łącznie trzy mandaty na rzecz populistycznego i nacjonalistycznego „Świtu Niemna” (PPNA).
Do Seimasu nie dostał się natomiast żaden kandydat najmniejszego koalicjanta konserwatystów. Partia Wolności znalazła się pod progiem w wyborach proporcjonalnych, a żaden jej z jej trzech kandydatów w drugiej turze nie był też w stanie zwyciężyć w jednomandatowym okręgu. Porażkę poniosła między innymi szefowa progresywnego ugrupowania, Aušrinė Armonaitė, cztery lata temu wybrana do parlamentu w okręgu dla litewskiej diaspory.
Lider LS komentując wyniki drugiej tury stwierdziła, że ugrupowanie twardo stąpa po ziemi, ale jednocześnie nie dostrzegła poważniejszych błędów popełnionych w czasie kampanii. Najprawdopodobniej wpływ na kiepski wynik wolnościowców miała przede wszystkim sama obecność w niepopularnym rządzie. Dodatkowo wyborcy LS mogli być zawiedzeni niespełnieniem obietnic sprzed czterech lat, czyli brakiem legalizacji marihuany i związków osób tej samej płci.
Socjaldemokracja rozgrywa
Nautralnie najbardziej zadowoleni ze swojego wyniku są zwycięzcy wyborów. Zwłaszcza, że LSDP odniosło największy sukces w swojej dotychczasowej historii, sięgającej jeszcze końca XIX wieku. Socjaldemokraci wprawdzie już raz wygrali wybory parlamentarne, ale nigdy dotąd nie mieli tak dużej liczby mandatów. Pięćdziesięciu dwóch posłów w liczącym 141 miejsc w Seimasie czyni ich więc głównym rozgrywającym.
Dotychczas wydawało się, że powyborcza układanka będzie stosunkowo prosta. LSDP jako swoich potencjalnych koalicjantów uznawało Związek Demokratów „Dla Litwy” (DVSL) i Litewską Partię Rolników i Zielonych (LVŽS), czyli ugrupowania prawicowe w sferze wartości i centrolewicowe w kwestiach ekonomicznych. Sprawa skomplikowała się już po drugiej turze, bo DVSL jako partia powstała w wyniku rozłamu w LVŽS niekoniecznie chcą współpracować ze swoimi dawnymi kolegami. Między innymi z tego powodu socjaldemokraci są obecnie otwarci na współpracę z liberałami.
Największą niespodzianką jest jednak rezygnacja z objęcia stanowiska szefa rządu przez szefową LSDP. Vilija Blinkevičiūtė trzy dni po wyborach ogłosiła, że nie obejmie urzędu ze względów zdrowotnych. Według mediów decyzja miała być ogłoszona jeszcze podczas niedzielnego wieczoru wyborczego, kecz z nieznanych powodów tak się ostatecznie nie stało. Temat ten miał być także poruszany przez Blinkevičiūtė podczas rozmowy z prezydentem Nausėdą.
Negocjacje na temat powołania nowej większości zapowiadają się więc interesująco, bo rozmowy mogą stać pod znakiem wielokrotnej zmiany akcji. W łonie samej lewicy nie ma bowiem w tej sprawie jednomyślności. Starsze pokolenie jej polityków chciałoby współpracować z demokratami i chłopami, z kolei dla młodszej generacji lepszym partnerem z powodów ideologicznych byliby liberałowie.
Maurycy Mietelski
fot. Lithuanian Ministry of Foreign Affairs / Flickr.com (CC BY-NC-ND 2.0).