Magdalena Górnicka: Kampanię o reelekcję czas zacząć?
Najbliżsi współpracownicy prezydenta Obamy mają już przygotowywać grunt pod przyszłą kampanię prezydencką.
Barack Obama wybrał tę pierwszą drogę. Nic dziwnego - przecież jego prezydentura to moment przełomowy - nie tylko dlatego, że jest pierwszym afroamerykańskim prezydentem, lecz dlatego, że uosabiając zmianę, obudził w ludziach nadzieję. "Momentum" dobrze zadziałało (choć pamiętajmy, że nie bez problemów) przy okazji uchwalenia pakietu antykryzysowego dla amerykańskiej gospodarki.
Im dalej od wyborów i inauguracji, tym "momentum" Obamy słabło. Najboleśniejszym tego przykładem jest reforma ubezpieczeń medycznych.
Od początku tego roku Barack Obama wydaje się zmieniać strategię i co raz wyraźniej patrzeć na wybory w 2012 roku jako ostateczny mandat do zaprowadzania zmiany.W tym kontekście, "ciche" przygotowania do kampanii, to całkiem naturalne następstwo zmiany strategii.
Poza tym, pamiętajmy, że kampania wyborcza w USA jest znacznie dłuższa i bardziej wyczerpująca niż w Polsce czy jakimkolwiek innym kraju europejskim. Bill Clinton rozpoczął kampanię o reelekcję w marcu po pierwszych tzw. wyborach mid-term do Kongresu (na jesieni). George W. Bush - także po pierwszych wyborach mid-term, lecz w kwietniu.
Dodatkowo, urzędujący prezydent jest w sytuacji naturalnego faworyta: teoretycznie, ma szerszy dostęp do mediów i więcej okazji do zaprezentowania się, jednak w rzeczywistości - oprócz kandydowania, musi przede wszystkim rządzić. Co więcej, to do jego posunięć odnosić się będą pozostali kandydaci - zarówno krytykując go, jak i przedstawiając alternatywne rozwiązania najbardziej palących problemów.
Doradcy Obamy - póki co - prowadzą na razie prywatne rozmowy. Prezydent miał zaznaczyć, że chciałby, aby charakter jego przyszłej kampanii przypominał kampanię z 2008 roku. Największą sensacją tych doniesień jest jednak możliwe opuszczenie Białego Domu przez Davida Axelroda, który miałby wrócić do Chicago, by zregenerować siły przed kampanią w 2012 roku. Głównym graczem nowej kampanii ma być David Plouffe - menedżer kampanii sprzed dwóch lat. Duża rola przypadnie zapewne też Anicie Dunn, byłej dyrektor ds. komunikacji w Białym Domu.
Nie zapowiada się natomiast, by z Białego Domu miał odejść rzecznik prasowy, Robert Gibbs, obecny szef komunikacji, Dan Pfeiffer, czy doradczyni Baracka Obamy - Valerie Jarrett.
Zaufani doradcy z Democratic National Commitee (DNC) wyglądają natomiast możliwych republikańskich rywali.
Najprawdopodobniej menedżerem wyścigu o reelekcję zostanie Jim Messina, wcześniej pracujący u boku Davida Plouffe'a przy wyborach generalnych w 2008 roku.
Wszystko wskazuje na to, że - tak jak poprzednio - kwatera główna sztabu wyborczego Obamy także będzie mieściła się w Chicago.
Jak przyznają prezydenccy doradcy, im dalej od Waszyngtonu, tym mniej "życzliwych", oferujących uwagi i propozycje. Teraz może być jednak trudniej ściągnąć najważniejszych doradców do Chicago - część z nich bowiem przeniosła się za prezydentem do Waszyngtonu.
Obama może - przykładem George'a W. Busha ubiegającego się o reelekcję - umieścić swoją kwaterę główną w stanie Wirginia - blisko Waszyngtonu, lecz jednocześnie na w miarę neutralnym terytorium: Wirginia to bowiem tzw. swing-state, gdzie raz wygrywają Demokraci, a raz Republikanie.
W przypadku Baracka Obamy, kluczowe może okazać się odpowiednie "obudzenie" lokalnych aktywistów. Chociaż po zwycięskich wyborach, Obama próbował przełożyć entuzjazm z czasów kampanii na poparcie dla takich spraw, jak reforma systemu ubezpieczeń medtycznych, to nie do końca się to sprawdziło. Znaczna część lokalnych liderów kampanii Obamy to ludzie bardziej z środka sceny politycznej, dalecy od ideologicznego zaangażowania w życiu codziennym.Inna będzie też specyfika kampanii: entuzjazm na pewno będzie bardziej sprofesjonalizowany.