Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Magdalena Górnicka: USA - trochę skromniejszy hegemon?

Magdalena Górnicka: USA - trochę skromniejszy hegemon?


27 maj 2010
A A A

Nowa strategia bezpieczeństwa narodowego bardziej przypomina strategię zarządzania przedsiębiorstwem, niż bezpieczeństwem Stanów Zjednoczonych. I jest to przedsiębiorstwo, które wyciągnęło wnioski z kryzysu i, zamiast wchodzić na kolejne rynki, chce być najlepsze w tym, co robi.

Ameryka „zahartowana wojną” i „zdyscyplinowana wyniszczającym kryzysem gospodarczym” musi znać kres swoich możliwości – czytamy w 52-stronicowym dokumencie.

„Wszystkimi trudnościami nowego stulecia nie można obarczać tylko Ameryki” – napisał we wstępie prezydent Barack Obama – „Nasi adwersarze z chęcią widzieliby Stany Zjednoczone  podkopujące własną pozycję na arenie międzynarodowej przez zbytnie rozciąganie swoich sił”.

Mimo wszystko – USA pozostają potęgą: do tej pory nie wyrósł dla nich równorzędny (pod względem militarnym) rywal. Co więcej – nic nie zapowiada, żeby takowy w ogóle miał wyrosnąć!

Głównym wyzwaniem dla bezpieczeństwa USA  nie jest zmiana układu w strukturze, lecz zmiana samej struktury stosunków między państwami. Postępuje rozproszenie siły – zamiast jednego, dwóch czy nawet kilku (jak w G-8) ośrodków, mamy ich kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt.
Konsekwencją takiego spojrzenia na stosunki międzynarodowe jest poparcie USA dla zastąpienia „starej” G-8 grupą G-20, w składzie której znalazły się Chiny, Indie i Brazylia.
Zgodnie z założeniami przedstawionymi w strategii bezpieczeństwa narodowego USA - jest to wynik „pragmatycznego spojrzenia na dzisiejszy świat”.

Jak zapewniał w komentarzach Ben Rhodes, jeden z najbliższych współpracowników Baracka Obamy ds. bezpieczeństwa i pisarz przemówień prezydenta poświęconych sprawom zagranicznym, nowa strategia po prostu „uznaje rzeczywistość”, a nie ją kreuje.
Takim kreowaniem miałoby być – jak możemy się domyślić – trwanie w utopijnej wizji George’a W. Busha, w której Ameryka rządzi i dzieli bez oglądania się na innych.

W nowej strategii Stany Zjednoczone niekoniecznie muszą być Chrystusem narodów, nawet nie Mojżeszem  (jako depozytariuszem Bożych przykazań), który był w końcu przywódcą czasu zmian. Jeśli już – to Jozuem, który rozpoczętą przez Mojżesza drogę dokończył. Takiego porównania w odniesieniu do samego prezydenta Obamy użył w „The New Yorker” David Remnick – późniejszy autor jego biografii zatytułowanej „The Bridge”.

Owszem, nowa strategia musi kontynuować pewne elementy strategii poprzedniej – choćby w związku z Irakiem i Afganistanem, lecz i tutaj widoczna jest zmiana ujęcia problemu: USA nie toczą już wojny z islamizmem czy islamem, lecz – pomimo tego, że są aktualnie de facto w stanie wojny ze światem muzułmańskim, tym, co naprawdę muszą zwalczać, jest „groźny ekstremizm”.

Pomimo braku wyrażenia możliwości ataku wyprzedzającego przeciwko państwom, jak i pozapaństwowym aktorom stosunków międzynarodowych (tak, jak to było napisane w strategii bezpieczeństwa z 2002 roku), Obama nie wykluczył wyraźnie możliwości uderzenia przez USA jako  pierwsi.

Największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych jest  broń masowego rażenia, zwłaszcza broń jądrowa. Jednak wyraźnie zarysowane zostały w nowej strategii zagrożenia związane ze zmianami klimatu czy cyberterroryzmem.

Susan Rice, amerykańska ambasador przy ONZ, nazwała nową strategię: „Wyraźnym odejściem od głównych założeń strategii prezydenta Busha”.

Mimo wszystko, elementy założeń strategii poprzednika widać – np. w przypadku kwestii powoływania się na ustawę o tajemnicy państwowej, zgodnie z którą pewne informacje – mające kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa państwa wobec zagrożenia terrorystycznego – mogą być wstrzymane przed udostępnieniem ich sądom.

Dodatkowo w strategii znalazła się jasna deklaracja „utrzymania globalnej przewagi militarnej, która gwarantowała nam bezpieczeństwo w minionych dekadach, a także była podstawą bezpieczeństwa globalnego”.

Krytycy – bo i tych nie brakuje – zarzucają nowej strategii, że w tym odchodzeniu od wizji poprzednika obecny prezydent poszedł za daleko w odżegnywaniu się od roli Ameryki jako dominującej potęgi, czyniąc zbytnie ustępstwa na rzecz zaproszenia na scenę innych aktorów, a co więcej – uzgadniając z nimi ważne decyzje!

Także decyzje związane z użyciem siły. Jak już wiemy – nowa strategia takiego użycia nie wyklucza (nawet nie stwierdza jednoznacznie, że USA nie uderzą jako pierwsze), lecz obwarowuje je wyczerpaniem innych dróg rozwiązania problemu – przede wszystkim – działań Rady Bezpieczeństwa ONZ czy NATO.

Dokładne sformułowanie brzmi następująco: „Stany Zjednoczone rezerwują sobie prawo do jednostronnych akcji, jeśli okaże się to konieczne do obrony bezpieczeństwa naszego państwa i naszych interesów, jednak będziemy szukać możliwości użycia siły w ramach przyjętych standardów, które tym rządzą”.

Ale bezpieczeństwo militarne to tylko jeden element składowy bezpieczeństwa narodowego USA – co Barack Obama podkreśla znacznie bardziej wyraźnie niż jego poprzednik. W nowej strategii przeczytać możemy na przykład, że kluczowe znaczenie dla potęgi USA ma kwestia redukcji deficytu!
Jako dziedziny o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa narodowego, podkreślane są również – oprócz gospodarki – edukacja, zmiany klimatyczne, energetyka i nauka.

„Nasze bezpieczeństwo narodowe zaczyna się już w domu” – oznacza to, że polityka wewnętrzna jest ściśle związana z bezpieczeństwem USA – ba, stanowi jego podstawowy fundament!
Warto również zwrócić uwagę na odejście od „szerzenia demokracji” jako podstawowego celu amerykańskiej polityki zagranicznej – jednak nie jest to tak dalekie odejście, jak można by sądzić: USA będą bowiem popierać „wszystkie demokratyczne ruchy” i wspierać „rozwój instytucji demokratycznych w kruchych demokracjach”.  Przypomina to nieco założenia sformułowane w doktrynie Trumana.
Co więcej – Barack Obama idzie dalej – włącza bezpieczeństwo gospodarcze i rozwój do praw człowieka.

Nowa strategia nie przechodzi milcząco wobec rosnącego potencjału wojskowego Chin (zapowiedź monitorowania), zapowiada zbudowanie „wielowymiarowych i stabilnych” stosunków z Rosją, ale przy zapewnieniu o „promowaniu rządów prawa w tym państwie oraz  wspieraniu uniwersalnych wartości”.
Nie zapomniano także o sąsiadach Rosji i o ważnym zapewnieniu wspierania ich suwerenności.
Nowym strategicznym partnerem USA mają stać się Indie, a wschodząca pozycja Brazylii na arenie międzynarodowej jest „przyjmowana z wielkim zadowoleniem” przez Stany Zjednoczone.

Kto jest głównym wrogiem Stanów Zjednoczonych?
Odpowiedzi na to pytanie udzielił  John Brennan doradca prezydenta ds. walki z terroryzmem:

„USA nie toczą wojny z terroryzmem, bo terroryzm to nic więcej, niż po prostu taktyka. Nie toczymy też wojny z terrorem, bo terror to stan umysłu – a my, jako Amerykanie, odmawiamy życia w strachu”.

Wrogiem, z którym USA toczą walkę, jest Al-Kaida i jej terrorystyczne przybudówki.

Ciągłość niektórych kwestii – pomimo ważnego zerwania w innych – wydaje się w nowej strategii znacząca. Jednak wynika to z założeń, które wpisano wprost do nowego dokumentu: chodzi o zapewnienie lepszego świata dla przyszłych pokoleń.

W amerykańskiej nauce taka wrażliwość na los przyszłych pokoleń – zwłaszcza swoich dzieci i wnuków – określana jest jako generativity. Co więcej – socjologowie podkreślają często, że to specyficznie amerykańska cecha.
 
I – co niezwykle cenne – jest ona wspólna dla osób o różnych orientacjach politycznych.  Dlatego kontynuacja pewnych linii strategii bezpieczeństwa George’a W. Busha nie wynika ani ze słabości, ani z oportunizmu obecnej administracji, lecz ze wspólnego dla obu prezydentów celu: zapewnienia lepszego świata dla przyszłych pokoleń. Zasadnicza różnica istnieje „tylko” co do sposobów, jakimi można to osiągnąć.