Marek Muszyński: Ben Bernanke - człowiek, który wie co robi?
Deprecjacja dolara postępuje, pokonując kolejne rekordy, jednak jedyną osobą, która się tym zdaje nie przejmować jest Ben Bernanke. Czy ma rację?
Amerykański model bankowości centralnej w odróżnieniu od europejskiego nie ma jednoznacznie wyznaczonego celu dla swojej polityki. Podczas gdy w Europie Jean Claude Trichet martwi się inflacją, w tym samym czasie Ben Bernanke może dokonać wyboru: stymulujemy wzrost czy walczymy z inflacją. Jak na razie ciągle wybiera to pierwsze, mimo że inflacja coraz bardziej przyspiesza. A trzeba pamiętać, że wysoka inflacja może być czynnikiem tłumiącym wzrost gospodarczy.
Dyskusyjny jest również wpływ deprecjacji dolara na konkurencyjność amerykańskiego eksportu. Trudno pobudzać sprzedaż za granicę produktów wysokoprzetworzonych, których znaczną część wartości stanowią komponenty i surowce sprowadzone z zagranicy, poprzez osłabianie waluty. Faktycznie można by je taniej sprzedać, ale co z tego skoro rosną koszty ich produkcji?
Dodatkowo szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej musi się liczyć z rosnącą potęgą Chin. Każda decyzja o zmianie struktury rezerw walutowych Państwa Środka ma wpływ na wartość dolara, o czym się już zdążyliśmy przekonać.
Niezbędne jest również utrzymanie pozycji dolara jako waluty światowej. Ten status zapewnia budżetowi Stanów Zjednoczonych nieograniczony kredyt, z którego skwapliwie korzysta. Prezydent Bush tak się do tego przyzwyczaił, że zwiększając wydatki wojenne, doprowadził do rekordowej dziury budżetowej. Załamanie pozycji dolara sprawiłoby Amerykanom ogromne problemy, na szczęście do takiego obrotu spraw jeszcze nam daleko.
Bernanke, tak jak jego poprzednik, stara się również przekonać amerykańskich obywateli, że kryzys jest niemożliwy, nierealny. Stara się im wmówić, że American Dream może trwać wiecznie. Tym samym nie tylko nie przygotowuje ich na ciężkie dni, które wcześniej czy później nadejdą, ale, co ważniejsze, sam nie wierzy, że recesja może przynieść coś dobrego. A recesja to prawdziwe oczyszczenie z tego co w gospodarce zbędne i słabe. W czasie posuchy gospodarczej upadają najsłabsi: bankrutują te firmy, które nie dają rady przy wzmożonej konkurencji. Efektywność gospodarki rośnie, a po bessie w końcu przychodzi hossa. To naturalny bieg rzeczy. Po dopłacać do mniej konkurencyjnych, skoro można mieć lepszych i tańszych?
Nad tymi problemami powinien się zastanowić Bernanke i jeszcze raz podjąć decyzję czy dalej zamierza obniżać stopy. Zwłaszcza w momencie, kiedy na świecie trwają podwyżki stóp i kapitał ze Stanów Zjednoczonych ucieka jeszcze szybciej, co dodatkowo osłabia dolara.