Marek Muszyński: WTO nie zaskoczyło
Po raz kolejny negocjacje toczone w cyklu rundy z Doha pozostają bez rezultatu. Czy doczekamy się kiedykolwiek ich zakończenia?
W styczniu 1956 roku rozpoczęła się druga runda Genewska negocjacji w ramach GATT. Zakończyła się po 5 miesiącach. Dziś taki wynik nie tylko jest nieosiągalny, ale politycy nawet o nim nie marzą.
Po tej rundzie każda kolejna trwała dłużej. Przy każdej kolejnej bowiem przy stole negocjacyjnym zasiadało coraz więcej ludzi, dlatego, że GATT szybko się rozszerzał, aż w końcu, dzięki swojemu zasięgowi przekształcił się Światową Organizację Handlu (WTO).
87 miesięcy od rozpoczęcia rundy minie dopiero w lutym przyszłego roku, więc sukcesów należy się spodziewać dopiero na kolejnej konferencji ministerialnej.
To co utrudnia negocjacje, to wielkość organizacji. WTO powiększyła się znacznie i liczy teraz 153 państwa członkowskie. Nawet w trakcie rozmów w Genewie przyjęto kolejne państwo – Republikę Zielonego Przylądka. Natomiast w 1956 roku w negocjacjach brało udział tylko 26 państw.
Różnica ogromna, dlatego na konferencji spotykali się tylko przedstawiciele państw najważniejszych. Nie jest to może zbyt sprawiedliwe, ale znacznie ułatwia rozmowy i daje większe szanse na przełom. Oczywiście państwa mniejsze nie są całkowicie dyskryminowane. Są reprezentowane, chociażby przez większe państwa ze swego regionu, których potrzeby są podobne.
Chyba jednak czynnikiem najbardziej spowalniającym negocjacje jest materia spraw, którą zajmuje się ta runda. Nie dość, że lista jest bardzo długa, to tematy negocjacji bardzo delikatne.
Trudno się dziwić, że Bogata Północ broni swojej niezależności rolniczej w momencie, kiedy jest coraz mniej potrzebna reszcie świata. To nie tylko strach przed bankrutującymi rolnikami, pukającymi do drzwi gabinetów polityków. To również obawa przed oddaniem kontroli nad produkcją żywności Biednemu Południu. Czy nie będą wtedy szantażować głodem, aby uzyskać kolejne ustępstwa?
Kraj Rozwijające się natomiast nie odpuszczą możliwości ochrony dopiero raczkującego przemysłu. Tu również dominuje strach, który nie minie dopóki rodzimy przemysł nie oprze się mocno na rodzimych konsumentach.
Strach z obu stron można przełamać tylko w jeden sposób. Poprzez wzajemne zaufanie. Życzę politykom obu stron, aby wreszcie sobie zaufali.