Marta Abd Elsamie: Bitwa na krzyże w Hurghadzie - okiem obserwatora
Około stu egipskich chrześcijan wyszło na ulice Hurghady we wtorek (11.10.2011), by zjednoczyć się z Koptami strajkującymi w stolicy w niedzielę (09.10.2011) i uczcić pamięć zabitych podczas tego wydarzenia.
W obliczu śmierci dwudziestu pięciu osób podczas niedzielnych zamieszek w Kairze, możnaby obserwować protest w Hurghadzie w zadumie nad kruchością życia i nienawiścią pomiędzy ludźmi tej samej rasy. Możnaby spodziewać się kolejnych poważnych w skutkach zamieszek, pełnych przemocy i aktów agresji. Koniec końców całość wydała się jednak zaskakująco podobna do warszawskiej bitwy o krzyż pod Pałacem Prezydenckim.
Grupa dzierżąc drewniane krzyże przemieszczała się po deptaku Hurghady, w okolicach hoteli Sindbad i Marlin Inn. Funkcjonariusz policji kierował samochody udające się w stronę strajkujących inną drogą. W odległości 500m od protestujących zarówno egipscy obywatele, jak i turyści, spacerowali beztrosko, jak każdego innego dnia. Restauracje z telebimami pełne były kibiców sportowych oglądających trwający mecz.
Krzyki słychać było z daleka. Głoszono hasła nawołujące do bilansu ofiar kairskich zamieszek. Nad głowami protestujących falowały drewniane krzyże. Czuć było napięcie wewnątrz grupy strajkujących, kontrastujące niesamowicie ze spokojem obserwatorów. Miałam nieodparte wrażenie, że wprawdzie nie chcą nikogo zaatakować, ale chcieliby zostać zaatakowani. Aby cały świat, reprezentowany w tym momencie przez turystów z różnych przecież zakątków globu, na własne oczy zobaczył prześladowania jakich doświadczają w tym muzułmańskim kraju.
Nikt nie chciał jednak dokonać pierwszego aktu przemocy. Sądziłam, że przełomowym momentem okaże się chwila, gdy przechodzący przez ulicę strajkujący napotkali na swej drodze jadący samochód. Mając na uwadze rozsławione wjeżdzanie opancerzonych pojazdów armii egipskiej w tłum, spodziewałam się chociażby wybitych szyb, porysowanego lakieru i protestujących na dachu pojazdu. Nie tym razem. Wciąż wykrzykiwano te same hasła, energicznie wymachiwano krzyżami, ale samochód pozostał nietknięty.
Najbardziej agresywnym aktem okazała się być walka "na krzyże" pomiędzy protestującymi. Strajkujący uderzali się nawzajem po pośladkach odbiegając lekko od grupy. Najwyraźniej nie mogli dojsć do porozumienia, gdy część grupy chciała przenieść demonstrację w inne miejsce.
Na drugim planie, obok bezstronnych (bądź stronniczych) obserwatorów, stało kilku funkcjonariuszy policji, wraz z dwoma stróżami porządku wyższej rangi. Ci ostatni oddawali się przyjaznym pogawędkom między sobą, tudzież witali napotkanych znajomych.
Na ratunek wszystkim przyszedł koptyjski duchowny, który zaapelował do strajkujących o przeniesienie się pod kościół i tym samym bitwa na krzyże w Hurghadzie została zakończona.