Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Martyna Sochocka: Czy FSB znowu wysadzi Rosję?


02 styczeń 2008
A A A

Aby przekonać Rosjan do Putina w 1999 roku, jelcynowska familia musiała rozpocząć drugą wojnę z Czeczenią. Do czego tym razem mogłaby się posunąć FSB, aby zapewnić przekazanie władzy wskazanemu przez Putina kandydatowi na prezydenta?

Rok 1999 był rokiem kryzysowym dla rosyjskich władz. Po licznych aferach korupcyjnych Borys Jelcyn musiał znaleźć następcę, który w wyborach parlamentarnych zdystansowałby blok polityczny Jewgienija Primakowa i Jurija Łużkowa, i zapewniłby ciągłość władzy kremlowskiej familii. W sierpniu Szamil Basajew wkroczył do Dagestanu w celu utworzenia tam północno-kaukaskiego kalifatu. Przyczyniło się to do powstania szeregu teorii spiskowych mówiących o jego finansowaniu przez rosyjskie elity polityczne, które chciały wybuchu kolejnej wojny z Czeczenią. Za inspiratora sierpniowych wydarzeń uwżano również należącego do świty Jelcyna, oligarchę Borysa Bieriezowskiego, z którym Basajew utrzymywał liczne kontakty. We wrześniu 1999 roku doszło z kolei do serii zamachów bombowych w rosyjskich miastach (Moskwa, Bujnaksk, Wołgodońsk). FSB niezwłocznie oskarżyła o to Czeczenów. Kulisy tych wydarzeń znalazły swoje odbicie w, zakazanej na terenie Rosji, książce Aleksandra Litwinienki - „Wysadzić Rosję”. Były agent Federalnej Służby Bezpieczeństwa oskarżył rosyjskie służby specjalne o przeprowadzanie ataków terrorystycznych, aby móc wyruszyć na Kaukaz Północny z hasłami „operacji antyterrorystycznej”. Skorzystał na tym przede wszystkim jeden człowiek – nikomu nie znany urzędnik, przyszły następca Jelcyna w fotelu prezydenta – Władimir Putin. Obiecał „ścigać terrorystów nawet w wychodku” i dlatego, w oczach społeczeństwa rosyjskiego, stał się jedynym rozwiązaniem problemu czeczeńskiego. W marcu 2000 roku odniósł bezapelacyjne zwycięstwo w pierwszej turze wybrów prezydenckich.

W 2007 roku, tym razem Władimir Putin stanął przed problemem przekazania władzy w taki sposób, aby nie utracić wpływu na proces decyzyjny. 11 grudnia 2007 roku prezydent ogłosił swoje poparcie na najwyższy urząd w państwie, dla Dymitrija Miedwiediewa, a sam najprawdopodobniej obejmie stanowisko premiera. Taki rozwój wydarzeń jest jak najbardziej zadowalający dla tych, którzy obawiali się, że 2008 rok przyniesie całkowitą dezintegrację władzy w Rosji i utratę jej międzynarodowego znaczenia. Dlatego zarówno rok 1999, jak i 2007 były tak istotne nie tylko dla elit politycznych, ale i dla społeczeństwa rosyjskiego.

Istnieje jednak jeszcze jedna paralela, która być może łączy rok 2007 z 1999. 10 sierpnia 2007, w sąsiadującej z Czeczenią republice rozpoczęła się zakrojona na szeroką skalę „operacja antyterrorystyczna”, która miała być odpowiedzią na destabilizujące działania - zyskujących coraz większe poparcie wśród mieszkańców Inguszetii - radykałów muzułmańskich. Inguszetia jest w tej chwili najbardziej niestabilną republiką Północnego Kaukazu, gdzie porwania dla okupu, ostrzeliwania wojsk federalnych czy nawet przypadki zabijania zamieszkujących republikę Rosjan znalazły się na porządku dziennym. Należy jednak pamiętać, że to przede wszystkim polityka Kremla i nieudolność marionetkowego prezydenta, Murata Ziazikowa, stały się przyczyną zwracania się większości Inguszy ku fundamentalistom religijnym. Sytuację w regionie zaostrza również, nadal nieuregulowany, spór z Osetią Północną o rejon prigorodny i informacje o planach włączenia Inguszetii do Czeczenii. Pomimo oficjalnych zapewnień o końcu "operacji antyterrorystycznej", wojna w Czeczenii nadal trwa, a fundamentalisci muzułmańscy rozszerzają swoją aktywność na kolejne republiki.

Trzy dni po wkroczeniu oddziałów rosyjskich do Inguszetii miało miejsce kolejne wydarzenie, które można by powiązać z akcją mająca na celu pozostawienie u władzy Władimira Putina. 13 sierpnia doszło do eksplozji, w wyniku której wykoleił się „Newski Ekspres” jadący na trasie Moskwa – Petersburg. Pomimo braku jakichkolwiek przesłanek, szef FSB, Mikołaj Patruszew od razu zakwalifikował to wydarzenie jako akt terrorystyczny, stwierdził, że „zagrożenie ekstremizmem i terroryzmem w Rosji nie zostało ostatecznie zlikwidowane” i zapowiedział zwiększenie środków bezpieczeństwa przed kampanią wyborczą. W toku śledztwa prowadzonego z artykuły 205 kk. (terroryzm), ustalono, że do wysadzenia torów użyto 2 kg trotylu. Do zamachu przyznała się muzułmańska organizacja „Rijadus Salichijn”, a więc ta sama, która organizowała m. in. atak terrorystyczny na Dubrowce z października 2004 roku. Zamach z 13 sierpnia został wykorzystany propagandowo przez rosyjskie służby specjalne, który mogły znowu otwarcie mówić o istnieniu zagrożenia terrorystycznego i konieczności zwiększenia roli FSB.

Nie ma żadnych dowodów, które mogłyby świadczyć o zaangażowaniu w ten zamach rosyjskiej FSB, ale władze Federacji Rosyjskiej mogłyby skorzystać na tym wydarzeniu, gdyby Putin dążył do kolejnej wojny na Kaukazie Północnym. Atak terrorystyczny podsyciłby niechęć do Czeczenów, a prezydent kolejny raz mógłby zostać postrzegany jako jedyny obrońca społeczeństwa rosyjskiego. Gdyby miały miejsce kolejne zamachy bombowe, proputinowski blok, który wygrał grudniowe wybory, najprawdopodobniej zyskałby wolną rękę dla swoich działań na Kaukazie Północnym. Nic nie wskazuje również na to, aby rosyjskie służby specjalne lub „partia wojny” mogły być inspiratorami niepokojów w Inguszetii, aby w ten sposób przekonać społeczeństwo, że obecny prezydent, lub wskazany przez niego następca, jest jedynym gwarantem bezpieczeństwa i stabilności na południu Federacji Rosyjskiej. Samo zaangażowanie wojsk federalnych w Inguszetii nie jest dowodem na dążenie Rosji do wywołania kolejnej wojny, choć moment podjęcia decyzji o tej interwencji może przywoływać wspomnienie wydarzeń sprzed ośmiu lat. Społeczeństwo nadal pamięta, jak Putin poszedł na wojnę z terrorystami w 1999 roku i tym samym zatrzymał falę zamachów bombowych w miastach rosyjskich. Dzieki tym wydarzeniom Miedwiediew, jako desygnowany przez niego następca, z cała pewnością zdobyłby fotel prezydencki, jako gwarant zachowania ciągłości polityki nieulegania terrorystom z południa Federacji Rosyjskiej.

Tymczasem w wyborach parlamentarnych Jedna Rosja zdobyła 64,3% głosów. To więcej niż w 1999 roku. Kandydat wskazany przez Putina jest faworytem w wyborach prezydenckich. Wszystko wydaje się isć zgodnie z ustalonym na Kremlu scenariuszem. Mimo to, wpływy "siłowików", którzy starają się za wszeleką cenę skupić elektorat wokół idei silnego przywódcy - Putina/Miedwidiewa - są nadal znaczące. Proputinowski blok cieszy sie wśród Rosjan ogromnym poparciem, ale struktury siłowe w dalszym ciągu podejmują działania, które mają być gwarancją dla osiągnięcia zadowalajacego wyniku w zbliżających się wyborach prezydenckich. Według ostatnich sondaży przedwyborczych na Miedwidiewa chce głosować ponad połowa Rosjan. Wystarczy więc postawić proste pytanie: Czy, aby Putin zwyciężył, FSB naprawdę musi znowu wysadzić Rosję?