Marzec słowackich niespodzianek
Wyniki wyborów parlamentarnych na Słowacji były zaskoczeniem nawet dla najbardziej wytrawnych komentatorów, a jeszcze więcej kontrowersji wzbudza skład nowego rządu. Oprócz ugrupowania dotychczasowego premiera Roberta Fico znajdą się w nim bowiem partie mniejszości węgierskiej, narodowców oraz konserwatystów typowanych jeszcze do niedawna na liderów prawicowej opozycji wobec socjaldemokratów ze Smeru.
Podobnie jak we wcześniejszych wyborach frekwencja zbliżyła się do 60 proc., co oczywiście nie było dla nikogo sensacją. Zupełnie inaczej było już jednak z samymi wynikami wyborów, które znacząco różniły się od ostatniego badania opinii publicznej, opublikowanego zgodnie z przepisami na dwa tygodnie przed głosowaniem. Wybory zwyciężyła rządząca samodzielnie przez ostatnie cztery lata partia Smer, która wprowadziła do Rady Narodowej swoich 49 przedstawicieli. Drugie miejsce zajęła liberalna Wolność i Solidarność (Sloboda a Solidarita, SaS) z 21 parlamentarzystami, trzecie konserwatywna koalicja Zwyczajni Ludzie – Niezależni Obywatele i ruch NOVA (Obyčajní Ľudia a nezávislé osobnosti, OĽaNO-NOVA) z 19, czwarte Słowacka Partia Narodowa (Slovenská národná strana, SNS) z 15, piąte nacjonaliści z Partii Ludowej „Nasza Słowacja” (Ľudová strana – Naše Slovensko, ĽSNS) z 14, prawicowa grupa SME – Rodina z 11, partia mniejszości węgierskiej Most-Hid z 11 oraz konserwatywna Sieć z 10 posłami. Tym samym nie sprawdziły się sondaże, które dawały rządzącemu Smerowi dużo lepszy wynik, przez ponad rok typowały Sieć jako drugą siłę polityczną kraju, a także nie przewidywały przekroczenia progu przez L’SNS i SME-Rodinę. Później jeszcze bardziej zaskakujące okazały się wyniki rozmów o utworzeniu pierwszej od czterech lat koalicji rządowej.
Imigracja osłabiła Smer
Jeszcze przed kryzysem imigracyjnym wszystko wskazywało na to, iż rządzący Smer utrzyma władzę i wciąż będzie rządził samodzielnie. Premierowi Fico (na zdj.) w ciągu ostatnich czterech lat udało się bowiem uzyskać wysokie tempo rozwoju gospodarczego, dzięki któremu Słowacja znalazła się w ścisłej czołówce europejskiej pod tym względem. Socjaldemokraci ograniczyli również deficyt budżetowy, zmniejszyli dług publiczny, przyciągnęli zagranicznych inwestorów, a w ostatnich miesiącach rozpoczęli wdrażanie pakietu socjalnego, mającego być formą redystrybucji owoców wysokiego wzrostu gospodarczego z ostatnich lat dla całego społeczeństwa. Dodatkowo słowacki premier mógł pochwalić się znaczącą poprawą tradycyjnie napiętych stosunków z Węgrami, a także konkretnymi działaniami na rzecz wzmocnienia pozycji Słowacji na środkowoeuropejskim rynku energetycznym. W związku z kryzysem imigracyjnym Fico wyczuł też nastroje społeczne, dlategodość szybko dorównał Viktorowi Orbánowi w kwestii radykalnego sprzeciwu wobec polityki niemieckiej kanclerz Angeli Merkel.
Paradoksalnie jednak sprawa kwot uchodźców spowodowała spadek poparcia dla Smeru. Część jego elektoratu postanowiła bowiem przerzucić swoje poparcie na dwa ugrupowania nacjonalistyczne, nie ufając w szczerość zapewnień Fico, który mimo wysokiego poparcia dla swojej partii sam wypada bardzo źle w badaniach dotyczących zaufania do słowackich polityków. Doszły do tego liczne afery korupcyjne z udziałem środowisk związanych ze Smerem, a także protesty pielęgniarek i nauczycieli, które zostały w lutym de facto zignorowane przez rządzących upatrujących w demonstracjach próbę wpływania na wyniki wyborów przez opozycję.
Przetasowania na prawicy
Spore zmiany zaszły wśród prawicy. Poza parlamentem znalazły się bowiem dwa ugrupowania nadające przez wiele lat ton tej stronie słowackiej sceny politycznej. O ile 0,3 proc. poparcia dla Słowackiej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – Partii Demokratycznej (Slovenská demokratická a kresťanská únia, SDKÚ-DS.) nie było niespodzianką, ponieważ ugrupowanie już od dwóch lat było"politycznym trupem", o tyle sporym zaskoczeniem jest wynik Ruchu Chrześcijańsko-Demokratycznego (Kresťanskodemokratické hnutie, KDH). Chadecy po raz pierwszy od swojego powstania w 1990 r. znaleźli się poza parlamentem, choć przez ostatnie cztery lata stanowili największą siłę opozycji. KDH zaszkodziło przede wszystkim kilka politycznych transakcji ze Smerem, a także brak wyrazistych liderów, którzy mogliby rozbudzić jakiekolwiek emocje wśród prawicowych wyborców. Zupełnie inaczej było w przypadku liberałów z SaS Richarda Sulíka, bezpardonowo atakujących rząd Fico i kierujących swój program zwłaszcza do mieszkańców większych miast, czy też konserwatywnego ugrupowania OĽaNO powstałego w 2011 r. na bazie rozłamu właśnie wewnątrz SaS. Partia Igora Matovicia postawiła w kampanii przede wszystkim na hasła antykorupcyjne, promowała swoją mocno nieformalną strukturę oraz broniła konserwatywnych wartości rodzinnych, stąd wielce prawdopodobne, iż to właśnie ona przejmie elektorat wspomnianego KDH.
Słowacka prawica będzie też reprezentowana w parlamencie przez dwa nowe ugrupowania, których wynik był jedną z głównych niespodzianek tegorocznych wyborców. W przypadku ruchu Sieć Radoslava Procházki jest to jednak negatywne zaskoczenie dla jego działaczy, bowiem przez ponad rok Sieć była w sondażach drugą siłą polityczną Słowacji, bazującą na trzecim wyniku swojego lidera w wyborach prezydenckich z 2014 r. Ostatecznie Sieć ledwo przekroczyła pięcioprocentowy próg wyborczy, ponieważ Procházka nie chciał jednoznacznie odciąć się od możliwości stworzenia powyborczej koalicji z Fico, a także miał problemy z wytłumaczeniem się z kwestii finansowania swojej kampanii prezydenckiej. Zadowolony może być natomiast Boris Kollár i jego partia SME Rodina. Biznesmen przedstawiał swoje ugrupowanie jako ruch antyestablishmentowy walczący z korupcją i opowiadający się za ostrą polityką wobec imigrantów. Jednocześnie po wyborach dziennik „SME” poinformował, że Kollár znajdował się w przeszłości pod obserwacją służb specjalnych z powodu swoich kontaktów z gangsterami, czemu jednak polityk stanowczo zaprzecza. Słowaccy komentatorzy uważają jednocześnie jego oparty na jednej osobie ruch za jednorazowy wyskok.
Triumf nacjonalistów
Kryzys imigracyjny stał się wodą na młyn ugrupowań nacjonalistycznych, stąd w parlamencie znalazło się miejsce dla bardziej umiarkowanego SNS, jak i zdecydowanie radykalnego L’SNS. Dla tej pierwszej partii czwarty wynik w wyborach oznacza powrót do Rady Narodowej po blisko czterech latach nieobecności. SNS od powstania niepodległej Słowacji w 1992 r. był ważnym elementem sceny politycznej naszych sąsiadów, uczestnicząc również w koalicjach rządowych za czasów Fico i Vladimíra Mečiara. Liderem narodowców był wówczas kontrowersyjny Jan Slota znany z agresywnej antywęgierskiej retoryki oraz ekscesów związanych z nadużywaniem alkoholu. Po poprzednich wyborach na stanowisku przewodniczącego SNS zastąpił go jednak bardziej umiarkowany Andrej Danko (na zdj.), który zrezygnował z dotychczasowych tematów na rzecz walki z imigracją, oligarchią, zagranicznym kapitałem oraz liberalizmem gospodarczym. Strategia okazała się jak widaćskuteczna, choć kompromisy w ramach nowej koalicji rządowej mogą być wodą na młyn dla L’SNS, walczącego w gruncie rzeczy o ten sam elektorat.
Wynik wyborczy dużo radykalniejszej partii Mariana Kotleby spowodował jeszcze większe trzęsienie ziemi na słowackiej scenie politycznej niż jego wynik sprzed trzech lat w wyborach regionalnych. L’SNS dostała się do parlamentu pod radykalnymi hasłami antyimigracyjnymi oraz podnoszeniu kwestii walki z przestępczością wśród mniejszości romskiej. Ponadto Kotleba poruszał tematykę gospodarczą i zdaniem niektórych obserwatorów bardzo korzystnie wypadał w przedwyborczych debatach. Wynik radykałów był możliwy mimo ostrych ataków ze strony mediów, stąd działania podejmowane obecnie przez niektórych działaczy społecznych, chcących zakazać działalności L’SNS, mogą odnieść skutek odwrotny od zamierzonego. Partia ma jednak problemy ze swoimi działaczami – jeden z nich musiał zrezygnować z mandatu, ponieważ w przeszłości był skazany za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu, a także toczy się wobec niego postępowanie prokuratorskie dotyczące pobicia obywatela Dominikany. Nacjonalista obejmujący po nim mandat miał natomiast bronić polityki Adolfa Hitlera i negować Holocaust. Warto jednak odnotować, iż L’SNS zmieniło swoją dotychczasową taktykę, a więc z ruchu zajmującego się głównie kwestiami historycznymi przeistoczyło się w partię antyestablishmentową.
Zaskakująca koalicja
Wyniki wyborów były więc zaskakujące, stąd komentatorzy spędzili pierwsze godziny po sondażowych rezultatach na spekulacjach dotyczących utworzenia nowej koalicji rządowej. Aby stworzyć nawet czysto hipotetyczną układankę potrzebne były co najmniej trzy partie, stąd sytuacja była wyjątkowo skomplikowana. Pierwsze rozmowy dotyczące powołania nowego gabinetu toczyły się między ugrupowaniami centroprawicy, jednak bardzo szybko przyniosły one fiasko. Z jakichkolwiek negocjacji wykluczono L’SNS, lecz choćby dla SaS nie do zaakceptowania była współpraca z bardziej umiarkowaną partią narodowców, bez której uformowanie większości było niemożliwe. Prezydent Andrej Kiska powierzył więc misję tworzenia rządu dotychczasowemu premierowi. Fico dość szybko przeprowadził rozmowy z potencjalnymi koalicjantami, wśród których naturalna była współpraca z SNS, wchodzącej w skład pierwszego gabinetu Fico w latach 2006-2010.
Co ciekawe, ewentualna koalicja z SNS nie przeszkadzała węgierskiemu Most-Hid (na zdj. lider Bela Bulgar), choć poprzedni lider narodowców, Jan Slota, opierał działalność ugrupowania na antywęgierskim szowinizmie. W innej sytuacji była natomiast partia Sieć, która ledwo przekroczyła próg wyborczy, choć według sondaży miała szansę na bycie drugim najsilniejszym klubem w słowackim parlamencie. Przedterminowe wybory zakończyłyby zapewne krótki żywot konserwatystów, a bycie w opozycji również nie musiałoby oznaczać lepszego wyniku za cztery lata, stąd partia Procházki wybrała możliwość bezpośredniego udziału we władzy. Negocjacje z Fico nie spodobały się jednak wszystkim działaczom Most-Hid i Sieci. Z Most-Hid na znak protestu przeciwko koalicji z SNS odszedł jeden poseł, natomiast Sieć opuściło trzech parlamentarzystów i blisko 200 działaczy. Tym samym nowa koalicja może liczyć na głosy 81 posłów w liczącym 150 osób parlamencie.
Rząd kontynuacji
Ostatecznie 23 marca Fico otrzymał tekę premiera od Kiski, przedstawiając cały skład nowego rządu. W gabinecie znalazło się miejsce dla dotychczasowych siedmiu ministrów z partii Smer, która ogółem będzie kontrolować osiem resortów. Trzy ministerstwa przypadły SNS, dwa - Most-Hid, a jedno partii Sieć. Smer będzie przy tym kontrolować niemal wszystkie kluczowe resorty, choć narodowcy mają zarządzać ministerstwem obrony. Na program nowego rządu nie złożyły się jednak nowe postulaty, lecz chęć kontynuacji dotychczasowej polityki. Gabinet Fico ma więc działać w kierunku dalszej integracji ze strukturami euroatlantyckimi, ochrony Słowacji przed zagrożeniem terrorystycznym, stworzeniu ułatwień dla przedsiębiorców, a także wdrażać kolejne części „pakietu socjalnego”, który był sztandarowym programem ostatnich miesięcy jednopartyjnego rządu. Ugrupowania zgodziły się również w kwestii konieczności wdrożenia pakietu antykorupcyjnego, który miałby zwalczać powszechne nadużycia wśród państwowych urzędników, ale podobne postulaty nie są nowością na scenie politycznej naszych sąsiadów.
Największym wyzwaniem stojącym przed koalicją będzie jednak jej przetrwanie przez pełne cztery lata, co jest mało prawdopodobne. Nie licząc przetestowanej już współpracy pomiędzy Smerem i SNS, pozostałe ugrupowania bardzo mocno się między sobą różnią, a na sojuszu najbardziej stratne będą zapewne Most-Hid i Sieć. To pierwsze ugrupowanie ma konkurenta w postacipartii współpracującej z węgierskim Fideszem, natomiast elektorat Sieci dosyć łatwo może zostać przejęty przez partie znajdujące się w prawicowej opozycji. Im bliżej będzie wyborów, tym częściej sojusznicy Fico będą więc spoglądać na sondaże.
Maurycy Mietelski