Michał Jarocki: Operacja "Khanjar" - as w rękawie sił zachodnich
Siły sojusznicze prowadzą w Afganistanie zakrojoną na szeroką skalę operację o „Khanjar” („Cios miecza”). Jej celem jest nie tylko odzyskanie kontroli nad południowo - wschodnią częścią kraju ale też przygotowanie gruntu pod zbliżające się wybory prezydenckie w Afganistanie.
Ogłoszona parę miesięcy temu przez prezydenta Obamę nowa amerykańska strategia walki z afgańskimi talibami zrobiła spore wrażenie na przywódcach pozostałych państw biorących udział w operacji zwalczania rebelii w Afganistanie.
Czym jednak zachodni koalicjanci pod przywództwem Stanów Zjednoczonych zamierzają przechylić szalę zwycięstwa, w tej arcyważnej dla nich afgańskiej rozgrywce, na swoją stronę? Przede wszystkim skupiając się w większym stopniu na pomocy kierowanej w stronę ludności cywilnej. Do tej pory wojska zachodnie główną uwagę przykładały do zwalczania talibskich rebeliantów na terenach Afganistanu, stale atakujących czy to jednostki wojskowe, czy też zwykłych cywilów. Tymczasem „plan Obamy” przewiduje m.in. znaczące zwiększenie pomocy kierowanej w stronę zwykłych ludzi. Planuje się zwiększenie inwestycji w odbudowę infrastruktury Afganistanu, zwłaszcza dróg, szpitali i szkół. Celem takiego działania jest jak najszybsze wyciągnięcie kraju z marazmu i pchnięcie go na drogę rozwoju gospodarczego, a także zbudowanie trwałej nici porozumienia między wojskami państw zachodnich, a miejscową ludnością. W ten właśnie sposób Amerykanie i ich sojusznicy zamierzają ustabilizować kraj i przywrócić wśród ludzi poczucie spokoju i chęci współpracy w celu wspólnej odbudowy zniszczonego wojną kraju.
Jednak Zachód nie zamierza ograniczać się do zwiększonej pomocy ludności cywilnej. Wszyscy znawcy tematyki Afganistanu przyznają, iż bez wsparcia ze strony ludności cywilnej nie jest możliwym wygranie tej afgańskiej partii w ogólnoświatowej wojnie z terroryzmem. Wiadomo jednak, iż sama ludność cywilna nie będzie kluczem do rozwiązania problemu rebeliantów stale destabilizujących i sabotujących wszelkie próby stworzenia z Afganistanu normalnego państwa. Bez aktywnej roli sił wojskowych nie ma co marzyć o sukcesie w starciu z talibami. I dlatego też, aby wojska zachodnie nie musiały powtarzać scenariusza radzieckiej interwencji w Afganistanie, sprzed blisko 30 lat i wracać do swoich krajów na tarczy, planuje się znaczne zintensyfikowanie operacji militarnych na terenie Afganistanu.
W tym celu dowództwo wojsk amerykańskich, przy współpracy z nowoutworzonymi siłami armii afgańskiej podjęło decyzję o przeprowadzeniu zakrojonej na szeroką skalę operacji o kryptonimie „Khanjar” („Cios miecza”). Operacja ta zaangażowała przeszło 4 tysiące amerykańskich żołnierzy piechoty morskiej (Marines), a także wspierające je w liczbie 650 ludzi siły afgańskie.
Celem operacji jest odzyskanie kontroli nad południowo - wschodnią częścią Afganistanu, kontrolowaną do tej pory przez oddziały talibskich rebeliantów. Tereny te, pomimo obecności przedstawicieli afgańskich władz, były całkowicie wyjęte spod kontroli rządu. Na przyczynę tego stanu rzeczy składało się wiele czynników, a przede wszystkim brak skutecznej i solidnej kontroli na granicy z Pakistanem. Dzięki temu, spore grupy talibów, mające swe obozy szkoleniowe i kryjówki w Pakistanie, mogły bezkarnie przekraczać granicę między obydwoma krajami i stale wzmacniać siły rebeliantów operujące w tej części kraju. Ponadto urzędnicy reprezentujący afgański rząd byli słabo przygotowani do pełnienia swojej roli, a przy tym nad wyraz podatni na wszelkie formy korupcji. To swoją drogą przekonało ludność cywilną, iż reprezentanci władz nie są w stanie skutecznie pomóc w rozwiązywani ważnych dla nich spraw i spowodowało zwrócenie się w stronę talibów.
Wojska amerykańskie, po zakończeniu operacji i wyparciu oddziałów talibów z południowych terenów Afganistanu planują zbudowanie sieci baz i posterunków wojskowych, dzięki którym będą mogły utrzymywać swoją stałą obecność i skutecznie chronić ludność cywilną przed powrotem rebeliantów w te rejony. W przyszłości miejsce wojsk zachodnich mają zająć w pełni wyszkolone i wyposażone oddziały afgańskiej armii. Tymczasem jednak, zadaniem wojsk koalicji antytalibskiej jest ustabilizowanie sytuacji na południu i nawiązywanie kontaktów z lokalnymi przywódcami. Właśnie poprzez ciągły dialog i wsłuchiwanie się w problemy lokalnych społeczności, amerykańscy dowódcy zamierzają skuteczniej niż do tej pory pomagać ludności cywilnej. To ma za kolei doprowadzić do, jak to określają dowódcy wojskowi, „wygrania serc i umysłów” zwykłych ludzi i przeciągnięcia ich na swoją stronę w tym pierwszym wielkim asymetrycznym konflikcie zbrojnym XXI wieku.
Innym zadaniem, jak spoczywa na żołnierzach biorących udział w tej największej militarnej operacji od czasów wejścia wojsk amerykańskich do Afganistanu jesienią 2001 roku, jest przygotowanie gruntu pod zbliżające się wybory prezydenckie w Afganistanie.
Faworytem wyborów, które przypadają na 20 sierpnie br. (2009 r.) jest dotychczasowy prezydent, Hamid Karzaj. Jest to osoba od początku wspierana przez przywódców państw zachodnich. Stanął na czele utworzonego zaraz po obaleniu reżimu Talibów rządu tymczasowego, a w 2004 r. zwyciężył w pierwszych demokratycznych wyborach prezydenckich. Jego dotychczasowe rządy nie spotkały się z przychylną oceną afgańskiego społeczeństwa. Jego administrację oskarża się bowiem o nieudolność i korupcję. Pomimo wszystko jednak, Karzaj nie posiada w chwili obecnej żadnego poważnego konkurenta, który mógłby stanąć na drodze do jego reelekcji. Dodatkowo, Karzaj posiada jeden argument, którego nikt nie może zlekceważyć – poparcie Amerykanów. Biały Dom zdaje sobie doskonale sprawę z faktu nieudolności polityki prowadzonej przez Karzaja, a także z ogromnej skali korupcji wśród jego urzędników, jednak Karzaja jest gwarantem stabilności na najwyższych szczeblach władzy w Afganistanie, a także dalszego podporządkowania afgańskich elit politycznych amerykańskim dowódcom, a co za tym idzie, gwarancją swobody operowania amerykańskich wojsk na terenie Afganistanu. I o to właśnie Amerykanom chodzi najbardziej.
Czy więc nowa strategia zachodnich aliantów spełni swoje zadanie? Na to pytanie trzeba będzie poczekać aż do zakończenia działań wojennych i rozpoczęcia procesu wycofywania się wojsk koalicji z Afganistanu. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, iż zachodni politycy w porę zdali sobie sprawę z faktu, iż bez wsparcia ze strony ludności cywilnej, nie da się odnieść w Afganistanie sukcesu i zaprowadzić w kraju porządku i demokratycznych rządów prawa. Życzmy więc sobie, aby Amerykanie i ich sojusznicy nie doznali porażki ze strony ludzi, którym w przeszłości sami pomagali pokonać radzieckich najeźdźców. W innym przypadku byłoby to dość ironiczne, nieprawdaż?
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.