Oskar Pietrewicz: Wielki moment Chin
18. Zjazd Komunistycznej Partii Chin nie tylko wyłonił najwyższe kierownictwo Państwa Środka, lecz także może być symbolicznym początkiem nowego etapu w najnowszej historii Chin. Czy władze w Pekinie będą potrafiły sprostać ogromowi wyzwań?
Skład najwyższego gremium decyzyjnego, czyli Stałego Komitetu Biura Politycznego KPCh, został przedstawiony 15. listopada o godz. 11:48 czasu lokalnego (4:48 czasu polskiego). Uważa się, że przejęcie władzy przez piątą generację przywódców jest pierwszą sukcesją władzy w Chinach, w której decydujący głos miały preferencje poszczególnych frakcji w ramach KPCh. Wcześniej, zarówno Jiang Zemin (1992-2002), jak i Hu Jintao (2002-2012) awansowali na czołowe pozycje głównie dzięki „błogosławieństwu” silnego przywódcy, jakim był Deng Xiaoping. Obecna scena polityczna Chin pozbawiona jest tak wyrazistych liderów, dlatego większą niż dotychczas rolę odgrywają podziały frakcyjne.
Jedną z frakcji są „książątka” (chiń. taizidang), mianem których określa się chińskich polityków, będących dziećmi wysoko postawionych działaczy komunistycznych. Przykładowo obecny numer 1 chińskiego kierownictwa, Xi Jinping jest synem Xi Zhongxuna – zasłużonego działacza komunistycznego, zaliczanego do pierwszej generacji chińskich przywódców. Bohater partyzantki komunistycznej był m.in. wicepremierem w rządzie Zhou Enlaia, a w trakcie rewolucji kulturalnej został zesłany razem z rodziną na wieś i poddany reedukacji przez pracę. Po rozprawieniu się z Bandą Czworga Xi został zrehabilitowany i pod rządami Deng Xiaopinga objął stanowisko gubernatora prowincji Guangdong (od 1989 r. niezmiennie najbogatsza prowincja Chin). Zasłynął tam jako zwolennik reform rynkowych i jest jednym z twórców pierwszej, powstałej w 1979 r., specjalnej strefy ekonomicznej w Shenzen.
Jedni od Jianga, drudzy od Hu
Niedawna zakończona rozgrywka dotycząca wyboru Stałego Komitetu pokazała, że poza podziałem na taizidang i tuanpai istotne są powiązania z głównymi postaciami życia politycznego Chin. Stosując terminologię zaproponowaną przez znanego analityka Cheng Li, można wyróżnić tzw. oligarchów (ang. elitists) i populistów (ang. populists). Pierwszej z tych grup, zwanej również gangiem szanghajskim, lideruje 86-letni Jiang Zemin. Mimo że już od dziesięciu lat nie piastuje on żadnych stanowisk partyjnych, nadal rozdaje karty w chińskiej polityce. Wokół Jianga skupione są osoby związane z wybrzeżem, czyli najbardziej rozwiniętymi prowincjami Chin. W skład oligarchów wchodzą również „książątka”. Uważa się, że oligarchowie w większym stopniu skupieni są na utrzymywaniu jak największego wzrostu gospodarczego bez patrzenia na koszty społeczne, a także optują za silną władzą państwa.
Drugiej grupie przewodzi Hu Jintao. Rdzeniem populistów są wyżej wspomniani tuanpai, czyli wychowankowie Ligi Młodzieży Komunistycznej, wyróżniający się bardzo dobrym wykształceniem. Najlepszym przykładem jest Li Keqiang, który zgodnie uważany jest za najlepiej wykształconego lidera, jakiego kiedykolwiek miała KPCh. W odróżnieniu od oligarchów, populiści wywodzą się z niższych warstw społeczeństwa (chiń. lao baixing, czyli dosłownie „zwykli ludzie”), a karierę budowali przez żmudne pokonywanie kolejnych szczebli partyjnych struktur. Światopoglądowo populiści skupieni są wokół haseł społecznej harmonii i zmniejszania nierówności.
W obecnym kształcie Stałego Komitetu znajduje się czterech przedstawicieli frakcji Jiang Zemina (Xi Jinping, Zhang Dejiang, Wang Qishan, Zhang Gaoli) i dwóch Hu Jintao (Li Keqiang i Liu Yunshan). Natomiast jeden z przywódców (Yu Zhengsheng) cieszy się poparciem zarówno Jianga, jak i Hu. Ocenia się, że nowy skład Stałego Komitetu jest złożony z polityków konserwatywnych, którzy nie będą skłonni ryzykować gruntownych reform, zwłaszcza w sferze politycznej. O konserwatywnym profilu świadczy m.in. wiek członków – średnia wieku wynosi 63,4 lat, podczas gdy pięć lat temu wynosiła 62,1 lat. Fakt, że aż pięciu przywódców (poza Xi Jinpingiem – 59 lat i Li Keqiangiem – 57 lat) ma ponad 64 lata oznacza, że zostali oni wybrani wyłącznie na jedną pięcioletnią kadencję (maksymalny wiek w momencie wyboru nie może przekraczać 68 lat).
Należy jednak pamiętać, że mówienie o frakcjach w ramach KPCh jest bardzo dużym uproszczeniem, który ma wyłącznie ułatwić zadanie analizy sytuacji politycznej w Chinach. Podziały w łonie partii są bardzo płynne i często osoby uznawane za przedstawicieli jednej frakcji w rzeczywistości mają ze sobą niewiele wspólnego. Najdobitniejszym tego potwierdzeniem jest fakt, że zarówno awansowany Xi Jinping, jak i strącony Bo Xilai wywodzą się z grupy „książątek”. Co ciekawe, dr Dominik Mierzejewski z Uniwersytetu Łódzkiego podkreśla, że w Chinach można spotkać się ze sformułowaniem, że w KPCh istnieje tylko jedna frakcja – „nic nie mów, a się wzbogacisz”, wskazująca na istotny problem, jakim jest niebywałe uwłaszczenie partyjnej nomenklatury.
W kontekście składu Stałego Komitetu warto wspomnieć o zmniejszeniu liczby jego członków z dziewięciu do siedmiu. Decyzja w tej sprawie jest interpretowana dwojako. Z jednej strony ograniczenie składu ma służyć usprawnieniu procesu decyzyjnego przez zwiększenie prawdopodobieństwa zawarcia kompromisu w węższym gronie. Z drugiej strony mówi się o chęci usunięcia przedstawiciela aparatu bezpieczeństwa, którego rola w ostatnich latach niepomiernie wzrosła. Jedno nie wyklucza drugiego. Brano również pod uwagę opcję, że ograniczenie liczby członków miało uniemożliwić obecność przedstawiciela propagandy, Liu Yunshana, który jednak ostatecznie znalazł się w ścisłym kierownictwie. Warto również wiedzieć, że siedmioosobowy skład jest powrotem do czasów tandemu Jiang Zemin-Zhu Rongji, którzy rządzili w latach 1992-2002. We wcześniejszych latach bywało z tym różnie, a liczba członków zależała od aktualnej konstelacji politycznej.
Centralna Komisja Wojskowa w rękach Xi
Ciekawą sprawą, o której stosunkowo mało pisały zarówno polskie, jak i zachodnie media są zmiany dotyczące zwierzchnictwa nad armią. Poza objęciem urzędu sekretarza generalnego Xi Jinping został przewodniczącym Centralnej Komisji Wojskowej KPCh, czyli głównego organu odpowiedzialnego za cywilne zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi. Ta decyzja jest w pewnym sensie zaskakująca, gdyż większość ekspertów przewidywała, że odchodzący powoli ze sceny politycznej Hu Jintao pozostanie jeszcze przez dwa lata na czele CKW KPCh. Zakładano bowiem, że Hu postąpi podobnie jak jego poprzednik Jiang Zemin, który po ustąpieniu z funkcji w partii jeszcze przez dwa lata nadzorował chińską armię.
Przekazanie CKW KPCh w ręce Xi Jinpinga oznacza, że chińskie kręgi decyzyjne postanowiły jak najszybciej przekazać nowemu przywódcy najważniejsze funkcje w państwie. Należy bowiem pamiętać, że w marcu 2013 r. na sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (chiński parlament) Xi zostanie zaprzysiężony jako przewodniczący ChRL, czyli prezydent, stosując zachodnie określenia. Nie wiadomo jednak, jakim okaże się przywódcą. Choć został bardzo pozytywnie odebrany przez chińskich internautów (określany jako „wyluzowany” i „nowoczesny”), to ciężko określić jego predyspozycje przywódcze. Pojawiają się głosy, że nowy nr 1 będzie bardziej moderatorem ruchów w kierownictwie niż światłym wizjonerem. Natomiast głównym odpowiedzialnym za przeprowadzanie reform będzie Li Keqiang (przyszły premier), znany jako skuteczny administrator z doświadczeniem w zarządzaniu m.in. ludną i biedną prowincją Henan.
Wielkie możliwości, jeszcze większe problemy
Choć media głównie skupiły się na nowych członkach Stałego Komitetu, to nie ulega wątpliwości, że 18. Zjazd KPCh służył także nakreśleniu kierunku, w jakim mają podążać Chiny. Nie tylko chińskie władze, lecz także zagraniczni eksperci nie kryją, że problemy wewnętrzne będą przedmiotem największej troski nowego kierownictwa. Zarówno w referacie Hu Jintao podczas ostatniego zjazdu, jak i w inauguracyjnej mowie Xi Jinpinga najwięcej miejsca poświęcono sprawom wewnętrznym. Wynika to z dwóch kwestii.
Po pierwsze, Chińczycy otwarcie mówią o ogromnych kosztach imponującego rozwoju ostatnich trzydziestu lat. Podczas zakończonego niedawno zjazdu po raz pierwszy tak wyraźnie i dosadnie chińskie władze podkreśliły problem zanieczyszczenia środowiska. Ogrom zanieczyszczeń sprawia, że od wielu lat podejmowane są działania na rzecz zastosowania technologii przyjaznych środowisku. Od 2011 r. Chiny są światowym liderem w produkcji instalacji wykorzystujących energię odnawialną, coraz więcej produkuje się samochodów korzystających z napędu elektrycznego. Innym problemem jest drastycznie pogarszająca się sytuacja demograficzna. Doprowadziła ona do tego, że chińskie władze są coraz bliższe decyzji o odejściu od polityki jednego dziecka. Chińskie media państwowe otwarcie mówią o propozycjach wprowadzenia w 2015 r. polityki dwóch dzieci, a od 2020 r. zniesienia jakichkolwiek barier. Choć oficjalne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły, to wydają się one koniecznością jeśli uwzględni się niewystarczający udział młodej siły roboczej oraz drastyczną dysproporcję płciową urodzeń, na niekorzyść kobiet.
Po drugie, nie ulega wątpliwości, że znany od trzydziestu lat model rozwojowy Chin, oparty głównie na strategii proeksportowej i przyciąganiu inwestycji zagranicznych, powoli przechodzi do historii. Choć w połowie 2012 r. Chiny były najatrakcyjniejszym miejscem dla zagranicznych inwestorów, to koszty pracy w tym kraju są coraz wyższe. Perspektywa końca „fabryki świata”, jak jeszcze określa się Chiny, rodzi poważne konsekwencje. Już w 2009 r. chińskie władze zapowiedziały stopniowe przechodzenie na gospodarkę opartą na popycie wewnętrznym. Do tego konieczne jest jednak zwiększenie siły nabywczej obywateli. Ponadto poważnym ograniczeniem jest niska wśród Chińczyków skłonność do konsumpcji. Brak podstawowych świadczeń socjalnych sprawia, że chińscy obywatele odkładają pieniądze na wypadek chorób i starość oraz edukację dzieci. Ocenia się, że bez przywrócenia sieci świadczeń socjalnych, zrujnowanej w latach 90., trudno będzie pobudzić popyt wewnętrzny. Stworzenie systemu socjalnego będzie się jednak wiązało z ogromnymi kosztami i będzie rzutowało na dynamikę wzrostu chińskiej gospodarki. Dlatego też sporo racji mogą mieć ci eksperci, którzy mówią, że czasy dwucyfrowego wzrostu gospodarczego Państwo Środka ma już za sobą.
Poza pobudzeniem popytu wewnętrznego kluczowym celem, jaki postawiły sobie chińskie władze, jest uczynienie gospodarki bardziej konkurencyjną dzięki zwiększeniu jej innowacyjności. Wpisanie na ostatnim zjeździe „rozwoju naukowego” do oficjalnej ideologii, stanowiącej podstawę realizowanej strategii państwowej, jest namacalnym dowodem tego, jak ważna dla chińskiego kierownictwa jest droga ku innowacyjności. Świadczą o tym nie tylko słowa – od 2006 r. chińskie nakłady na badania i rozwój rosły ponad 20% rocznie i w ubiegłym roku wyniosły rekordowe 1,84% PKB. Zgodnie z rządowymi wytycznymi w 2020 r. odsetek ten ma wynieść 2,5% PKB. Zdaniem prognoz amerykańskiego Battelle Memorial Institute chińskie wydatki będą wyższe od amerykańskich w 2023 r. Jednak na razie jakość chińskich patentów budzi poważne zastrzeżenia. Z drugiej strony chińskie firmy takie jak Lenovo, ZTE czy Huawei od wielu lat są uznanymi markami. Do tego należy dodać zaawansowane prace nad technologiami kosmicznymi. Jeśli Chińczycy zrealizują swoje ambitne plany, bez wątpienia staną się poważnym wyzwaniem dla świata.
{mospagebreak}
Zanim jednak do tego dojdzie, będą musieli uporać się z własnymi problemami. Chińskie władze zdają sobie sprawę, że podstawą potężnych Chin jest zamożne społeczeństwo. Dlatego największym wyzwaniem dla władz w Pekinie będzie rosnące rozwarstwienie dochodowe. Drastyczne różnice zarówno między miastem a wsią, jak i poszczególnymi prowincjami pokazują jak nierównomierny był rozwój w ostatnich trzydziestu latach. Dla zobrazowania problemu można przywołać za prof. Bogdanem Góralczykiem, że w 1984 r. relacja dochodów mieszkańców miast i wsi przedstawiała się jak 1,7 do 1, a w 2005 r. jak 4 do 1 i stale się powiększa. Jeszcze większe są różnice między poszczególnymi prowincjami - w 2005 r. dochody mieszkańców Kantonu były 3-krotnie wyższe niż w Hunanie, 10-krotnie wyższe niż w Guizhou, 35-krotnie wyższe niż w Qinghaju i 75-krotnie wyższe niż w Tybecie.
Ponadto ogromnym wyzwaniem będzie sprostanie oczekiwaniom coraz liczniejszej chińskiej klasy średniej, z jej aspiracjami i poczuciem niedostatecznej partycypacji politycznej. Eksperci nie kryją obaw, że obecny profil Stałego Komitetu jest zbyt konserwatywny, żeby doprowadzić do istotnych zmian politycznych. Nie umniejszając znaczenia tej kwestii, należy jednak pamiętać, że podstawowym wyzwaniem władz w Pekinie nie jest budowa demokracji, tym bardziej zachodniej (co potwierdził Hu Jintao w swoim wystąpieniu), lecz tworzenie trwałej i efektywnej struktury państwa prawa. Pomimo coraz większej liczby aktów prawnych, implementacja przepisów budzi poważne zastrzeżenia. Dalszy brak postępów w tym zakresie będzie rzutował zarówno na sytuację społeczną (narastające zamieszki), jak i ekonomiczną (nieprzestrzeganie prawa własności, kradzież patentów).
Między „chińskim światem” a „światowymi Chinami”
Powyższe problemy to tylko wycinek ogromu wyzwań natury wewnętrznej. Chińskie władze będą miały więc ręce pełne roboty. Nie oznacza to jednak, że Chiny będą bierne na arenie międzynarodowej. W ostatnich miesiącach Chińczycy pokazali bardziej asertywną postawę w kontekście sporów terytorialnych na Morzu Wschodniochińskim i Południowochińskim, co z pewnością pogorszyło wizerunek Chin jako państwa deklarującego poparcie dla harmonijnego ładu międzynarodowego. Zamiast wartościować zachowanie Chin, lepiej zastanowić się, dlaczego mamy do czynienia również z takimi działaniami Pekinu.
Przede wszystkim należy pamiętać o kluczowym celu, jaki przyświeca kolejnym przywódcom Chin, mianowicie dążeniu do „odrodzenia wielkości chińskiej nacji” i „przywrócenia Chinom należnego miejsca w społeczności międzynarodowej jako światowemu mocarstwu” po „stuleciu hańby i poniżenia” zapoczątkowanego klęską w pierwszej wojnie opiumowej (1839-1842). Choć w naszych oczach, jako przedstawicieli Zachodu, odwoływanie się do tego typu haseł może budzić zdziwienie lub wręcz politowanie, to przy analizie zachowań chińskich elit nie możemy zapominać o kontekście kulturowym. Zwraca na to uwagę znakomity znawca problematyki chińskiej prof. Bogdan Góralczyk, który odnotowuje coraz częstsze odwoływanie się w Chinach do korzeni kulturowych. Renesans konfucjanizmu ma być tym, co zapełni powstałą po maoizmie pustkę ideologiczną i ograniczy zgubny kult pieniądza. Z drugiej strony coraz bardziej zauważalny, zwłaszcza w chińskim Internecie, jest wzrost postaw skrajnie nacjonalistycznych. Dodatkowo są one raz na jakiś czas rozbudzane przez chińskie władze, czego przykład widzieliśmy przy okazji niedawnych antyjapońskich manifestacji. Pytanie, czy taka polityka przyniesie jakiekolwiek korzyści w dłuższej perspektywie.
Wspomniany wyżej prof. Bogdan Góralczyk, a także inny doskonały badacz prof. Jan Rowiński odnotowują, że od kilku lat toczy się w Chinach wielka debata na temat kierunków polityki zagranicznej. Sytuacja międzynarodowa powstała na skutek światowego kryzysu finansowego rozbudziła w Chińczykach pewność siebie i przekonanie o konieczności wykorzystania „historycznej szansy, której nie wolno zaprzepaścić”. Z jednej strony nie brakuje radykalnych głosów, zwłaszcza ze środowisk związanych z wojskiem, że Chiny powinny realizować wielkomocarstwową politykę, oznaczającą m.in. rozbudowę potencjału militarnego w obliczu nieuchronnego konfliktu z USA. W ocenie profesorów Góralczyka i Rowińskiego głosy o „chińskim śnie” nie zdobyły jeszcze dominującego wpływu, ale są coraz donośniejsze, dlatego nie należy ich lekceważyć. Z drugiej strony dominującym nurtem w wewnątrzchińskiej debacie jest opcja „światowych Chin”, które, pozostając sobą, dążą do jak najpełniejszej integracji ze światem. Zwolennicy tego poglądu argumentują, że chińska droga ku mocarstwowości powinna wieść m.in. przez budowę światowego centrum finansowego, innowacje technologiczne i odpowiedzialne zaangażowanie w istniejącym systemie międzynarodowym. Tym samym przeciwstawiają się radykałom, którzy optują za stworzeniem świata, rządzonego według chińskich reguł.
Inwestycje w świat, problemy w sąsiedztwie
O zwiększonej aktywności Chin na świecie świadczy m.in. rosnące zaangażowanie inwestycyjne. Dane Heritage Foundation wskazują, że od 2005 r. Chiny zainwestowały ponad 500 mld dol., a zgodnie z prognozami do 2020 r. łączna wartość chińskich inwestycji zdecydowanie przekroczy 1 bln dol. O chińskiej ofensywie inwestycyjnej przekonują się nie tylko bogate w surowce Afryka, Australia i Ameryka Łacińska, ale także Europa. Przejęcie Volvo, wykupienie 10% udziałów w konsorcjum zarządzającym londyńskim Heathrow, aktywność w porcie w Pireusie, przejmowanie kontroli nad brytyjskimi sieciami wodociągowymi – to tylko kilka przykładów zaangażowania Państwa Środka na Starym Kontynencie.
Na tle aktywności gospodarczej wyraźnie słabiej prezentuje się zaangażowanie polityczne. Chińska dyplomacja niejednokrotnie przyjmuje wyczekującą postawę wobec konfliktowych oraz trudnych sytuacji i absolutnie nie zamierza odgrywać roli światowego policjanta. Chiny bowiem zdają sobie sprawę, że mocarstwowość wiąże się nie tylko z siłą, lecz także z odpowiedzialnością. Dlatego też wydaje się, że Chińczycy nie są zainteresowani budową nowego ładu międzynarodowego, a bardziej skupiają się na odgrywaniu roli jednego z głównych mocarstw w ramach obecnego układ sił. Zdaniem niektórych pewnych zalążkiem chińskich intencji w polityce zagranicznej jest zaangażowanie w ramach BRICS. Koncepcja ta budzi jednak wiele zastrzeżeń, choć nie brakuje głosów, że pomysły takie jak chęć stworzenia banku rozwoju BRICS mogą przyczynić się do gruntownej zmiany w strukturze systemu międzynarodowego.
Choć Chiny angażują się, z mniejszymi lub większymi sukcesami, w niemal każdym zakątku świata, to podstawowe problemy znajdują się w ich sąsiedztwie. Bardziej asertywna postawa Chin w ostatnich miesiącach przy okazji sporów terytorialnych wydaje się być namacalnym dowodem trwającej debaty na temat polityki zagranicznej, która ma bardzo różne odcienie. Groźne oblicze chińskiego smoka przestraszyło pozostałe państwa regionu, co doskonale wykorzystały USA. Amerykański zwrot w kierunku Azji i Pacyfiku stanowi poważne wyzwanie dla Chin, które przekonują się, że wystraszeni sąsiedzi mniej lub bardziej chętnie będą chowali się pod parasol Waszyngtonu. Chińskie władze nie kryją zresztą, że stosunki z USA będą miały kluczowe znaczenie dla polityki zagranicznej Państwa Środka. Ciekawie na tle relacji Pekin-Waszyngton wygląda kwestia Tajwanu. Podczas gdy Chińczycy oficjalnie i wprost mówią o woli reunifikacji (Hu Jintao stwierdził, że celem nowych władz będzie podpisanie porozumienia pokojowego z Tajwanem), Amerykanie nie wspominają ani razu o Tajwanie w ostatniej strategii bezpieczeństwa. Nie należy jednak wysnuwać zbyt pochopnych wniosków i zakładać, że władze Republiki Chińskiej bezwarunkowo zgodzą się na propozycje z kontynentu.
Nie tylko postawa Tajwanu będzie wyzwaniem dla chińskiej polityki zagranicznej. Rosnące znaczenie poszczególnych państw regionu i coraz większe znaczenie ASEAN kształtują nową konfigurację regionalną. Obecna sytuacja stanowi bolesne otrzeźwienie dla tych Chińczyków, którzy śnili o powrocie do czasów Pax Sinica, kiedy chiński system trybutarny rozpościerał się na pozostałe państwa regionu. Aktualnie Chiny muszą w coraz większym stopniu uwzględniać aspiracje sąsiadów, aby prowadzić skuteczną politykę zagraniczną. Bez dialogu nie uda się bowiem Państwu Środka zrealizować tak ważnego celu, jakim jest rozbudowa sieci powiązań gospodarczych. Należy bowiem mieć świadomość, że obecnie ma miejsce wielka gra między Pekinem a Waszyngtonem o to, kto zaoferuje państwom regionu atrakcyjniejszy projekt strefy wolnego handlu. Potwierdzeniem starcia między chińskim pomysłem Regional Comprehensive Economic Partnership a amerykańskim Trans-Pacific Partnership był niedawny szczyt w Phnom Penh. Zwycięstwo w tej rywalizacji może okazać się kluczowe dla przyszłego układu sił w regionie Azji i Pacyfiku.
Obszerne fragmenty tekstu ukazały się w formie rozmowy na blogu "Dyplomacja".
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora