Przemysław Furgacz: Wojna w Gruzji - reaktywacja
- Przemysław Furgacz
W czerwcu bieżącego roku Rosja nie wyraziła zgody na przedłużenie obecności w Abchazji i Osetii Południowej międzynarodowych obserwatorów z misji ONZ i OBWE. [2] Obserwatorzy owi mieli nadzorować przestrzeganie porozumienia o zawieszeniu broni i utrudniali z założenia przeprowadzanie jakiejkolwiek prowokacji którejś ze skłóconych ze sobą stron. Decyzja ta niebezpiecznie uprawdopodobnia wybuch nowego konfliktu oraz świadczy o złych intencjach Moskwy. Nie minęło wiele czasu, a już w pobliżu granicy Gruzji z separatystycznymi republikami znowu dzieją się skłaniające do niepokoju wydarzenia. W czerwcu w pobliżu gruzińsko-abchaskiej granicy doszło do przynajmniej trzech eksplozji bombowych, w wyniku których zginął jeden z członków grupy monitorującej zawieszenie broni wysłanej przez UE. [3] W samej Gruzji dochodzi do niepokojów społecznych, zamieszek i demonstracji. Opozycja głośno protestuje przeciwko rządom Saakaszwilego. Część z wystąpień opozycyjnych może być inspirowana przez potężne w Gruzji rosyjskie służby specjalne. Sytuacja gospodarcza kraju pogarsza się wskutek pogłębiającego się światowego kryzysu gospodarczego. Sam Saakaszwili nie zamierza ustąpić ze stanowiska, a protesty społeczne coraz częściej tłumi za pomocą policyjnej pałki. W maju miało dojść do stłumionej w zarodku próby nieudanego zamachu stanu dokonanej przez oficerów jednej z gruzińskich jednostek wojskowych. Według stronnictwa Saakaszwilego ów zamach stanu miał być inspirowany przez Federację Rosyjską. Według opozycji gruzińskiej żadnej próby wojskowego puczu nie było, a tylko część oficerów gruzińskiej armii odmówiła wykonania rozkazu brutalnego stłumienia protestów opozycji, jakie miały wtedy miejsce. Tak czy owak tego typu sytuacje są na rękę Rosji, która może przedstawiać Saakaszwilego krajowej i światowej opinii publicznej jako dyktatora traktującego swój naród gumową pałką i armatką wodną. W rosyjskich mediach Micheila Saakaszwilego przedstawia się wręcz jako faszystę.
Niedawno władze Abchazji oskarżyły Gruzję o przeprowadzanie lotów zwiadowczych samolotów bezzałogowych na jej terytorium, a tym samym naruszanie jej przestrzeni powietrznej. Na początku lipca część oddziałów stacjonującej na Kaukazie 58 Armii Federacji Rosyjskiej przeprowadziła duże manewry wojskowe, co jest kolejnym zwiastunem zbliżającej się wojny. Rok temu wkroczenie wojsk rosyjskich do Gruzji również poprzedzały wielkie manewry wojskowe (o kryptonimie Kaukaz 2008), które były z jednej strony próbą generalną przed działaniami wojennym, a z drugiej sposobem maskowania ruchów wojsk. Pod pozorem manewrów Rosja przerzuciła nad granicę z Gruzją wówczas 8000 żołnierzy i 700 pojazdów wojskowych. Poza tym w graniczącym z Gruzją regionie autonomicznym Federacji Rosyjskiej Kabardyno-Bałkarii ogłoszono tzw. alarm antyterrorystyczy, co też może świadczyć o przygotowaniach do nowego konfliktu. [4] Co więcej, od lutego br. rosyjska Flota Czarnomorska – stacjonująca głównie w ukraińskim Sewastopolu – znajduje się w stanie podwyższonej gotowości bojowej i jest gotowa do szybkiego wypłynięcia w rejon potencjalnych działań wojennych (a więc na gruzińskie wybrzeże Morza Czarnego). Wszystko to źle wróży pokojowi w tym rejonie świata.
W tym miejscu należy podkreślić, że duża wojna w Gruzji wydaje się leżeć w interesie Kremla. Utrzymujące się od zeszłej jesieni niskie ceny ropy naftowej bardzo dotkliwie godzą w gospodarkę rosyjską pogłębiając kryzys gospodarczy w tym kraju. W miarę jak sytuacja gospodarcza staje się coraz gorsza, poparcie społeczne dla rządów duumwiratu Miedwiediew-Putin spada. Niezadowolenie wykazują coraz częściej również te środowiska, które do tej pory były lojalne wobec władz i na których w dużym stopniu opiera się władza Kremla np. wojskowi, w których interesy godzi zapowiadane wielkie odchudzenie armii rosyjskiej czy oligarchowie, którzy stracili w wyniku kryzysu mnóstwo pieniędzy. Duże rosyjskie rezerwy dewizowe zgromadzone w dobie naftowej prosperity topnieją w zastraszającym tempie i, jeśli w ciągu najbliższych miesięcy nie wzrosną ceny ropy naftowej, to Rosji grozi kompletne załamanie gospodarcze. „Grupa trzymająca władzę” w Rosji doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wydaje się, że najazd na Gruzję jest dobrym remedium na obecne problemy rosyjskich władz. Po pierwsze, przez Gruzję przebiega ważny ropociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan i gazociąg Baku-Tbilisi-Erzurum. Oba rurociągi nie są kontrolowane przez spółki rosyjskie, lecz przez spółki zachodnie. Już samo opanowanie owych rurociągów, nie mówiąc już o odcięciu ich od dostaw ropy i gazu, spowoduje znaczny wzrost cen węglowodorów na rynkach światowych. Cena za baryłkę ropy naftowej w razie wybuchu wojny rosyjsko-gruzińskiej podskoczy przynajmniej o kilkanaście dolarów, a może i więcej. A to z kolei ulży rosyjskiej ekonomii. Po drugie, nowa wojna odwróci uwagę opinii publicznej od trudności wewnętrznych. Po trzecie, w wyniku wojny Rosja obali nieprzychylnego jej Saakaszwilego, po czym osadzi w Gruzji przyjazny sobie rząd, odgoni od swojej południowej flanki USA i po raz kolejny pokaże swojej bliskiej zagranicy, kto tu tak naprawdę rządzi i jak kończą się mrzonki o wejściu do NATO.
W czasie niedawnej wizyty prezydenta Obamy w Rosji rozmawiano o Gruzji. Doradca premiera Putina Jurij Uszakow powiedział, że prezydent USA obiecał wziąć pod uwagę szczególne stosunki Rosji z Gruzją i Ukrainą. [5] Komentatorzy zinterpretowali te słowa jako zgodę Waszyngtonu na objęcie tych krajów rosyjską strefą wpływów. Daje do myślenia także bardzo intensywna aktywność wpływowego amerykańskiego polityka Henry’ego Kissingera w Rosji w kilku ostatnich miesiącach. [6] Jego wizyty już nie jeden raz zapowiadały jakieś ważne wydarzenia w światowej polityce, czy też wolty sojuszy (wojna Yom Kippur, secesja Bangladeszu, wojna domowa na Cyprze, itp.). [7] W ostatnim czasie Kissinger odbył szereg spotkań z prominentnymi rosyjskimi postaciami ze świata polityki i służb specjalnych. Na pewno rozmawiał na temat Gruzji i Iranu. Wszytko to wygląda trochę tak, jak gdyby mocarstwa układały się co do sfer wpływów. Bardzo możliwe, że Biały Dom dał Kremlowi zielone światło do ataku Rosji na Gruzję, a Kreml dał Białemu Domowi zielone światło do ataku Izraela na Iran.
Za pretekst do rosyjskiego najazdu na Gruzję może (choć nie musi, bo jak pisał Krasicki „zawżdy znajdzie przyczynę, kto zdobyczy pragnie”) tym razem posłużyć rzekome prześladowanie mniejszości ormiańskiej przez Tbilisi. Ormianie zamieszkują położoną na południu Gruzji prowincję Samcche-Dżawachetia. 54 proc. mieszkańców tego regionu to Ormianie. W lutym tego roku gruzińskie organy ścigania aresztowały trzech ormiańskich działaczy społecznych, którym następnie formalnie postawiono zarzuty szpiegowania na rzecz Rosji i tworzenia nielegalnych ugrupowań zbrojnych na terenie Gruzji. W odpowiedzi Ormianie zorganizowali dużą antyrządową manifestację, w trakcie której protestowali przeciw dyskryminacji i prześladowaniu osób narodowości ormiańskiej w Gruzji. Niewykluczone, że manifestacje te były inspirowane przez rosyjskie służby specjalne. [8] Możliwe, że separatystyczne tendencje Ormian Rosja wykorzysta jako pretekst do najazdu na Gruzję. W tym miejscu trzeba podkreślić, że większość gruzińskich Ormian posiada również obywatelstwo Federacji Rosyjskiej. Tak więc ich rzeczywiste czy wydumane prześladowania byłyby dobrym pretekstem do wkroczenia do Gruzji wojsk rosyjskich oficjalnie w celu obrony prześladowanych Rosjan. Należy też zauważyć, że przy takim rozwoju wypadków oddziały rosyjskie musiałyby przejść praktycznie przez całe terytorium Gruzji nim dotrą do Dżawachetii. Okolicznością, która z kolei nie sprzyja wykorzystaniu argumentu ormiańskiego w konflikcie rosyjsko-gruzińskim jest sama postawa Erewania. Armenia, która ma złe relacje z Turcją i bardzo złe z Azerbejdżanem raczej preferuje pozytywne, dobrosąsiedzkie stosunki z Gruzją. Wydaje się, że sam Erewań nie byłby zainteresowany pogarszaniem stosunków z jeszcze jednym sąsiadem, ale niczego nie można całkowicie tu wykluczyć.
Tak czy inaczej Gruzja stanęła przed widmem kolejnej wojny. O ile można mieć wątpliwości, kto pierwszy rozpoczął agresję w czasie wojny pięciodniowej i po której stronie stoi racja moralna, o tyle wydaje się, iż aktualnie Gruzja nie ma żadnego interesu w wywołaniu wojny z Rosją. Armia gruzińska w czasie zeszłorocznego konfliktu poniosła sromotną klęskę, zwłaszcza na froncie abchaskim, gdzie Gruzini po prostu porzucili broń i zdezerterowali bez walki. Drogi, kupiony za miliony dolarów sprzęt mozolnie odbudowywanej przez Saakaszwilego po zaniedbaniach i zastoju epoki Szewardnadzego armii gruzińskiej dostał się prawie nieuszkodzony w ręce rosyjskich sołdatów. Uzbrojenia, którego nie można było wywieźć, żołnierze rosyjscy zniszczyli na miejscu. Obecnie gruzińskie siły zbrojne są słabsze niż przed rokiem, choć niewątpliwie bogatsze o doświadczenie. Jak mówi znane powiedzenie: „porażki uczą więcej niż zwycięstwa”. Tym razem Gruzini mogą przyjąć strategię wojny partyzanckiej, do której terytorium Gruzji nadaje się wręcz wyśmienicie. Być może morale żołnierzy gruzińskich, walczących już bez wątpienia o niepodległość swojej ojczyzny, tym razem będzie wyższe. Z drugiej strony na miejscu Tbilisi nie liczyłbym na żadną większą pomoc ze strony Waszyngtonu poza zwyczajowymi w takiej sytuacji deklaracjami oburzenia i wsparcia moralnego.
[1] „Wiosną wybuchnie znów wojna w Gruzji”, „Dziennik. Polska, Świat, Europa” http://www.dziennik.pl/swiat/article271065/Wiosna_znow_wybuchnie_wojna_w_Gruzji.html/.
[2] „Konflikt w Gruzji może znów wybuchnąć”, http://www.tvn24.pl/-1,1606385,0,1,konflikt-w-gruzji-moze-znow-wybuchnac,wiadomosc.html/.
[3] „Tajemnicze eksplozje w Gruzji”, http://www.tvn24.pl/12691,1606141,0,1,tajemnicze-eksplozje-w-gruzji,wiadomosc.html/.
[4] J. Prus, N. Dżikija, W. Lorenz, „Będzie druga wojna w Gruzji?“, „Rzeczpospolita”, 11.07.2009, http://www.rp.pl/artykul/2,332362_Bedzie_druga_wojna_w_Gruzji_.html/.
[5] „USA uznają rosyjską strefę wpływów”, http://www.tvn24.pl/12691,1608524,0,1,usa-uznaja-rosyjska-strefe-wplywow,wiadomosc.html/.
[6] J. Engelgard, „Kissinger architektem porozumienia USA-Rosja”, http://www.psz.pl/tekst-21494/Jan-Engelgard-Kissinger-architektem-porozumienia-USA-Rosja/.
[7] Obecnie nie sprawuje on żadnego ważnego stanowiska w administracji Obamy, ale nadal ma liczne kontakty, znajomości i przebogate doświadczenie w prowadzeniu tzw. tajnej dyplomacji.
[8] „Kolejne zarzewie konfliktu w Gruzji?”, „Tydzień na Wschodzie”, 04.03.2009, nr 9/2009.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.