Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Netanjahu kontra sądy


30 marzec 2023
A A A

Zmiany wprowadzane w izraelskim wymiarze sprawiedliwości od wielu tygodni wzbudzały ogromne kontrowersje. Chyba nikt nie spodziewał się jednak, że reforma doprowadzi do protestów na skalę, której przestraszył się nawet premier Benjamin Netanjahu. Izraelskiej klasie politycznej trudno będzie jednak wypracować kompromis, bo jej stanowiska są zbyt rozbieżne.

Protesty przeciwników Netanjahu trwały już od kilku miesięcy, jednak poważny kryzys polityczny zapowiadała deklaracja kilku grup rezerwistów Sił Obronnych Izraela (IDF) z początku marca. Właśnie wówczas ogłosili oni bojkot cyklicznych szkoleń wojskowych, dopóki prawicowy rząd nie wycofa się z planowanych zmian w wymiarze sprawiedliwości. Problemy armii związane z zachowaniem rezerwistów spowodowały, że minister obrony Joaw Galant wezwał szefa rządu do wycofania się z reformy. Po rozmowach z żołnierzami uznał ją bowiem za zagrażającą bezpieczeństwu państwa, gdyż dostrzegł u nich wyraźne niezadowolenie z polityki prowadzonej wobec systemu sądownictwa. 

Netanjahu w związku z tą deklaracją stracił zaufanie do Galanta i wyrzucił go z rządu. Decyzja izraelskiego premiera jedynie zaogniła sytuację, bo według niektórych szacunków w niedzielny wieczór na ulice największych miast kraju wyszło nawet kilkaset tysięcy osób. Z kolei następnego dnia strajk generalny w sektorze publicznym ogłosił największy związek zawodowy w Izraelu, a do protestów przyłączyły się dodatkowo prywatne przedsiębiorstwa. Przez jeden dzień nie działało także niektóre placówki dyplomatyczne, w tym izraelska ambasada w Stanach Zjednoczonych. Do wycofania się z propozycji zmian prawnych wezwał prezydent Izaak Herzog, a stanowisko szefa resortu obrony poparło dodatkowo kilku innych ministrów wywodzących się z Likudu.

Nacisk społeczny spowodował, że Netanjahu chcąc uniknąć wojny domowej ogłosił zawieszenie reformy wymiaru sprawiedliwości. Nie zamierza więc całkowicie rezygnować ze swoich planów, lecz zgodził się na odroczenie prac do kolejnego posiedzenia parlamentu. Izraelski premier przed następną sesją Knesetu zamierza ponadto podjąć dialog z siłami opozycyjnymi, choć sceptycznie podchodzą do jego prawdziwych intencji. Gotowy do rozmów z Netanjahu jest na przykład lider opozycji Jair Lapid z centrowej partii „Jest Przyszłość”, który jednocześnie obawia się, że kolejny raz szef Likudu jedynie blefuje i próbuje zyskać czas.

O co chodzi?

Krytycy reformy izraelskiego wymiaru sprawiedliwości twierdzą najczęściej, że jest ona podporządkowana przede wszystkim osobistym interesom samego Netanjahu. Przeciwko izraelskiemu premierowi od prawie trzech lat toczy się bowiem proces sądowy dotyczący licznych przypadków korupcji, oszustw i nadużywania stanowiska. Przypomniała o tym w wystosowanym do niego liście obecna prokurator generalna, Gali Baharav-Miara. Według niej przewodniczący Likudu osobiście angażując się w zmiany w sądownictwie (zapowiedział to kilka dni przed protestami) złamał umowę zawartą z Sądem Najwyższym, dzięki której mógł ponownie zostać premierem mimo ciążących na nim zarzutach. Część uchwalonych już zmian przewiduje zresztą, że sądy nie będą już miały prawa uznawać szefów rządu za niezdolnych do sprawowania tej funkcji.

Netanjahu nie tylko konsekwentnie zaprzecza formułowanym pod jego adresem oskarżeniom, ale zarzuca sędziom polityczne działania lewicowe sympatie. Właśnie z tego powodu reforma jest w interesie całego prawicowego obozu skupionego wokół szefa izraelskiego rządu. Zwłaszcza sojusz Religijnych Syjonistów podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej głosił konieczność ograniczenia roli Sądu Najwyższego, który w ostatnich latach blokował wiele kontrowersyjnych ustaw, w tym choćby prawo mające uczynić arabskich Izraelczyków obywatelami drugiej kategorii. Tak naprawdę prawica toczy spór z sędziami od lat, nie mogąc zapomnieć im zwłaszcza decyzji z 2005 roku, nakazującej żydowskim osadnikom opuszczenie zajętych przez nich terenów Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy. Co prawda osadnictwo rozwija się pod każdymi kolejnymi rządami, ale i tak wymiarowi sprawiedliwości zarzuca się blokowanie ich ekspansji. Sąd Najwyższy jest także krytykowany przez partie reprezentujące interesy żydowskich ortodoksów, bo sprzeciwia się nadawaniu im specjalnych przywilejów i uchylaniu się przez nich od służby wojskowej.

Szereg ustaw uzgodnione przez prawicową koalicję ma więc na celu zwłaszcza osłabienie dotychczasowej pozycji Sądu Najwyższego. Jego orzeczenia dotyczące ustaw uchwalanych przez Kneset mogłyby być odrzucane przez parlamentarzystów zwykłą większością głosów. Przy okazji ograniczona zostałaby zresztą możliwość samego kontrolowania aktów prawnych przez sędziów pod kątem ich zgodności z Ustawami Zasadniczymi Izraela. Politycy mieliby nie tylko większą swobodę w stanowieniu prawa, ale również w samym wyborze członków Sądu Najwyższego. Obecnie system ich wyłaniania wymaga kompromisu między politykami i przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości zasiadającymi we wspólnej komisji, natomiast Netanjahu wraz ze swoimi sojusznikami chce zwiększyć wpływ rządu na organ zajmujący się nominacjami.

Ugrupowania ortodoksów nie ukrywają szczególnie, że ich poparcie dla zmian w Sądzie Najwyższym jest związane ze wspomnianymi partykularnymi interesami ich społeczności. Przygotowują one bowiem ustawę całkowicie zwalniającą ich ze służby wojskowej, a obecni sędziowie niemal na pewno zakwestionowaliby nowe przepisy. Także inne elementy reformy sądownictwa ma bezpośredni związek z postulatami partii religijnych. Zamierzają one przywrócić prawo uchylne w 2006 roku właśnie przez Sąd Najwyższy, który zdecydował wówczas, że państwowe sądy rabinackie nie mogą orzekać w sprawach cywilnych. Ten postulat popiera nawet część opozycji, bo taka możliwość istniałaby jedynie za zgodą zainteresowanych stron. Jeszcze większe kontrowersje wzbudza zakaz wnoszenia produktów na zakwasie do szpitali publicznych w czasie święta Paschy. Ten przepis ma z kolei zakwestionować dotychczasowe stanowisko Wysokiego Trybunału Sprawiedliwości.

Konstytucyjna utopia

Protesty przeciwników reformy sądownictwa były dużo liczniejsze i odbiły się szerszym echem na świecie, ale w Tel Awiwie demonstrowali również zwolennicy proponowanych zmian. Byli nimi oczywiście wyborcy prawicy podzielający stanowisko koalicji rządowej. Elektorat Likudu i jego sojuszników uważa Sąd Najwyższy za zdominowany przez lewicową elitę i działający wbrew interesom narodowym Izraela. Co ciekawe, sędziowie są w tym kontekście oskarżani na przykład o działania antydemokratyczne. Mają bowiem kwestionować ustawy popierane przez większość społeczeństwa głosującą na prawicowe ugrupowania. Sądowa kontrola podstawowych aktów prawnych jest w ten sposób niezgodna z zasadą suwerenności ludu.

Zupełnie inaczej sprawę widzą zwolennicy opozycji. Według nich Sąd Najwyższy pozostaje instytucją stojącą na straży praw człowieka, a zwłaszcza zamieszkujących Izrael mniejszości. Poprzez swoje orzeczenia powstrzymuje zarówno autorytarne zapędy Netanjahu, jak i kontrowersyjne rozwiązania (niektórzy mówią wprost o próbach ustanowienia teokracji) forsowane przez religijnych syjonistów oraz żydowskich ortodoksów. Krytyków reformy nie przekonują tym samym argumenty prawicy, bo w ich optyce zmiany w sądownictwie nie prowadzą do większej demokratyzacji kraju, lecz podważają wizerunek Izraela jako „jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie”. To zaś przełoży się na stosunek zachodnich partnerów, którzy mogą osłabić polityczne i gospodarcze relacje z Tel Awiwem.

Pogodzenie tak rozbieżnych stanowisk wydaje się być niemożliwe. Niektórzy uważają jednak, że dobrym rozwiązaniem byłoby ustanowienie konstytucji. Obecnie Izrael formalnie nie posiada jednolitej ustawy zasadniczej, dlatego jej rolę pełnią obecnie Ustawy Zasadnicze. Uchwalenie zwyczajnej konstytucji pozwalałoby tymczasem na jednoznaczne określenie relacji nie tylko między rządem i wymiarem sprawiedliwości, ale także władzą państwową i społeczeństwem. Jako wzór najczęściej podawane są Stany Zjednoczone, choć konieczne byłoby uwzględnienie izraelskiej specyfiki.

Konstytucji niechętna jest jednak tamtejsza prawica. Realizację tego pomysłu uznaje ona za faktyczne storpedowanie wszelkich reform izraelskiego wymiaru sprawiedliwości, bo doprowadziłaby jedynie do umocnienia dotychczasowej władzy Sądu Najwyższego. Sporządzenie ustawy zasadniczej wydaje się być więc w chwili obecnej pomysłem zupełnie utopijnym, zwłaszcza biorąc pod uwagę historyczne uwarunkowania. Po Deklaracji Niepodległości Izraela z 1948 roku uznano bowiem, że uchwalenie konstytucji nie jest możliwe z powodu zbyt dużych różnic dzielących Izraelczyków na przykład w kwestiach podejścia do religii. Od tamtego czasu podziały wydają się jeszcze bardziej pogłębiać, stąd tez trudno wyobrazić sobie obecnie konsensus w tej sprawie.

Maurycy Mietelski

fot. Alisdare Hickson (CC)