Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Zbigniew Jankowski: Przemysł albo życie-dylemat człowieka Zachodu

Zbigniew Jankowski: Przemysł albo życie-dylemat człowieka Zachodu


15 grudzień 2008
A A A

Wszyscy wychowywani byliśmy w przekonaniu, że rozwój przemysłowy jest dobry, chwalebny, niezbędny i zdrowy. Wszystkich nas nauczono ignorować koszty i skutki tego tragicznego procesu.

Wszyscy wychowywani byliśmy w przekonaniu, że rozwój przemysłowy jest dobry, chwalebny, niezbędny i zdrowy. Wszystkich nas nauczono ignorować koszty i skutki tego tragicznego procesu. Współczesna edukacja jest narzuconym systemem dyscypliny i ignorancji, przygotowującym jednostki do posłusznego i bezmyślnego wykonywania specjalistycznych zadań w produkcji oraz dystrybucji towarów i usług bez rozumienia sposobu funkcjonowania całej industrialnej machiny...

Zgodnie z opublikowanymi w 2008 r. badaniami gatunki biologiczne na całym świecie wyginą szybciej niż wcześniej sądzono, w tempie nie znanym od czasu wymarcia dinozaurów. Przedstawiony indeks Living Planet ujawnia, że z powodu destrukcyjnej działalności człowieka bogactwo i różnorodność życia biologicznego na Ziemi uległy redukcji o 30%, czyli prawie o jedną trzecią w czasie ostatnich 35 lat.

W raporcie Londyńskiego Towarzystwa Zoologicznego, przygotowanym we współpracy z Global Footprint Network, Jonathan Loh oświadczył, że tak drastyczne wyginięcie gatunków biologicznych planety „jest absolutnie bezprecedensowe w całej historii ludzkości”. „Aby doświadczyć zagłady tak gwałtownej jak obecna, trzeba by cofnąć się do okresu wymarcia dinozaurów (...) Przyglądając się okresowi jednego ludzkiego życia, proces może wyglądać stosunkowo łagodnie ale biorąc pod uwagę historię świata, jest to zjawisko niezwykle burzliwe”.

Decyzje państw, które zdobyły się na gest „znacznego ograniczenia” czynników zagrożeń ekologicznych do roku 2010, okazują się w świetle dokonanych zniszczeń praktycznie bez znaczenia. Straty są tak ogromne, że redukcja czynników zagrożeń w tak krótkim czasie nie przynosi oczekiwanych efektów.

Ben Collen, naukowiec z Londyńskiego Towarzystwa Zoologicznego oświadczył: „W latach 1960 – 2000 ludzka populacja świata uległa podwojeniu. W tym samym czasie liczba gatunków zwierzęcych zmniejszyła się o 30%. Ponad wszelką wątpliwość jest ona rezultatem działalności człowieka”. Jego badania wskazały na kilka głównych czynników gwałtownego wymarcia ponad 4000 gatunków pomiędzy rokiem 1960 a 2000. Są nimi głównie: ocieplenie klimatu, zanieczyszczenie środowiska, zniszczenie naturalnych obszarów życia zwierząt oraz eksploatacja gatunków zwierzęcych. (1)

Ginącej naturze przygląda się społeczeństwo przemysłowe, dziedziczące tradycję „jednej prawdziwej wiary” w swoją wyjątkowość i cywilizacyjny mesjanizm. Społeczeństwo nie potrafiące już od wielu pokoleń słuchać a tym bardziej rozumieć głosu natury, ma wielką, prowadzącą do zguby słabość: wsłuchiwanie się w opinie autorytetów. Janusz Korwin M., popularny polski błazen polityczny, bełkoczący filozof wolności zatopionej w bezkresnym oceanie stereotypów, propagator ograniczania roli państwa do funkcji policyjnych i militarnych nadzorowanych przez korporacyjne tyranie przemysłowe, prezentuje umiłowanemu narodowi swoje przemyślenia w artykule „globalne ocipienie”. Wzbudzając uznanie, poszukujących irracjonalnej otuchy internautów, ujawnia swój stosunek do zagrożenia biologicznego, które od kilkudziesięciu lat jest przedmiotem intensywnych badań ludzi zatroskanych o los planety. Jego opinia zasługuje na uwagę nie dlatego, że posiada jakikolwiek walor intelektualny – o to nie można go podejrzewać – ale że zdobywa poklask dużej części pogrążonego w ignorancji społeczeństwa. Bardzo energicznie, by nie powiedzieć agresywnie, akcentując wyznanie: „nie wierzę w globalne ocieplenie”, ludzie ci całkowicie potrafią do dziś lekceważyć doniesienia czołowych magazynów politycznych Ameryki, które już w połowie lat 90 zeszłego stulecia na pierwszych swoich stronach oznajmiały, że „globalne ocieplenie jest faktem”.

Analiza zachowań ludzi rzucających się w przepaść, nad którą stoją, nie wydaje się zadaniem łatwym. Z całą pewnością, ludzie ci nie chcą dostrzegać skali zagrożenia i nie są motywowani by nad jego istotą się zastanawiać. Los przyszłych pokoleń jest w końcu zagadnieniem zbyt abstrakcyjnym na umysły lojalnych konsumentów. Zagrożenie wykreowane przez propagandową paranoję terrorystyczną jest powodem mobilizacji środków i energii na skalę nie znajdującą racjonalnego uzasadnienia. Jednakże postulaty badania klimatu, inicjatywy ograniczania produkcji przemysłowej lub zanieczyszczeń, jakie ona powoduje, wywołują gwałtowną i niekontrolowaną lawinę niezadowolenia środowisk reprezentujących interesy i światopogląd liderów przemysłu. To niezadowolenie jest w umiejętny sposób sprzedawane za pomocą narzędzia zwanego „public relations” „ogłupiałemu motłochowi”, zapożyczając sugestywny epitet od wybitnego filozofa politycznego XX w. Waltera Lippmanna.(2) Jak można to wszystko ogarnąć?

Rzecz nie jest wcale skomplikowana, gdy uświadomimy sobie tylko, że żyjemy w epoce industrialnej, której kultura intelektualna kształtowana była przez dominujący wpływ środowisk przemysłowych, a nasze społeczeństwo ewoluowało w hierarchii, opierającej swą organizację na modelach militarnych. Wszelkie decyzje państwa, od gospodarczych, przez polityczne, wojskowe, propagandowe po edukacyjne podejmowane były na samym szczycie drabiny władzy, a rozumienie tych decyzji i ich interpretacje uniemożliwiał szaremu człowiekowi brak dostępu do informacji i wiedzy, którą dysponowali zarządcy, czyli kapitanowie przemysłu.

Przypuszczenie, że interes elit przemysłowych jest zbieżny z interesem pozostałych członków społeczeństwa, jest jednym z najsilniej strzeżonych dogmatów współczesnego kapitalizmu. Ten niezwykle prężny system doktrynalny wspiera niepodważalne przekonanie, że przemysł warunkuje nasze istnienie i że bez przemysłu egzystencja gatunku ludzkiego byłaby niemożliwa bądź mało atrakcyjna. Wszelkie alternatywy są wycierane ze świadomości człowieka Zachodu już w procesie socjalizacji, kształtującej nasz system wartości i światopogląd. Ten proces formowania naszej wrażliwości, stosunku do natury czy wyobrażenia o rzeczywistości był nie tylko efektem edukacji, nadzorowanej przez technokratyczną instytucję państwa zainteresowanego wyłącznie ekspansją przemysłu, ale przede wszystkim rezultatem nowych możliwości komercyjnej perswazji, wykorzystującej w mediach osiągnięcia dwudziestowiecznej psychologii. Wszyscy wychowywani byliśmy w przekonaniu, że rozwój przemysłowy jest dobry, chwalebny, niezbędny i zdrowy. Wszystkich nas nauczono ignorować koszty i skutki tego tragicznego procesu. Nikomu nie wytłumaczono jednak, że w każdym ograniczonym środowisku fizycznym żaden proces ekspansji zachodzącej w postępie wykładniczym nie może trwać w nieskończoność. I dlatego, mimo iż część z nas bardzo by tego chciała, nigdy nie uda nam się zamienić tej planety w nieskończenie wielki kubeł na śmieci, czyli materię, którą wypluwa z siebie przemysł.

Współczesna edukacja jest narzuconym systemem dyscypliny i ignorancji, przygotowującym jednostki do posłusznego i bezmyślnego wykonywania specjalistycznych zadań w produkcji oraz dystrybucji towarów i usług bez rozumienia sposobu funkcjonowania całej industrialnej machiny i co najważniejsze bez rozumienia skąd przyszliśmy, co tutaj robimy, dokąd właściwie zmierzamy i jak bardzo sobie szkodzimy. Ta głęboka i ślepa indoktrynacja przemysłowa, spełniająca obecnie rolę fanatycznej religii, sprawia, że duża część ludzi stojących nad przepaścią gotowa jest rzucić się w nią bez najmniejszej niepewności i bez głębszego zastanowienia. Ludzie ci krzyczą więc na całe gardło: „zagrożenie ekologiczne jest nieudowodnione”. O dziwo dowodów na zagrożenie terrorystyczne nikt nie oczekuje, a paranoja „bezpieczeństwa” z kamerami instalowanymi na każdym rogu ulicy i planami „zachipowania” ludności opanowuje glob. Pora zastanowić się dlaczego.

„Paradoksalnie wielkie innowacje, które umożliwiły poprawę warunków życia, stworzyły również szereg nowych problemów, otwierających przed nami całe spektrum niepokojących i prawdopodobnie katastrofalnych zniszczeń w biosferze, w której żyjemy” – przyznał w roku 1994 przed Radą Biznesu ONZ, reprezentant najbardziej wpływowej dynastii przemysłowej świata, dumny współtwórca idei globalizmu i jednocześnie jedna z najbardziej enigmatycznych postaci współczesnej cywilizacji, David Rockefeller, dodając, że „właśnie na tym polega dylemat, przed którym wszyscy stoimy”. (3) Kapitanowie przemysłu dostrzegli wreszcie problem zagrożenia i cywilizacyjny „dylemat” ludzkości. Sir John Brown, były szef British Petroleum, przemawiając w siedzibie ONZ w roku 1999, potwierdził to również. „Świat wkracza w nowy wiek z niepokojem – oświadczył – a wiele z tych obaw ma swe źródło w niezażegnanych zagrożeniach środowiska naturalnego. (...) Wiem, że panuje dziś pogląd, iż to świat biznesu jest przyczyną większości problemów ekologicznych, ale mam nadzieję, że tę tezę zostawiamy już za sobą – rozgrzeszył się elokwentnie arystokrata, doradzając aby dopomóc „ludziom wyjść poza bolesny dylemat: albo wzrost gospodarczy i zanieczyszczenia, albo czyste środowisko i zero wzrostu. Taka alternatywa – podkreślił – jest nie do przyjęcia.”(4) Oto więc czytelne i oczywiste stanowisko biznesu: alternatywa istnieje ale jest nie do przyjęcia, co więcej, nie wolno nam jej nawet rozważać, skoro nie do przyjęcia jest przez tych, którzy nami rządzą. Przemysłowcy mają bowiem swoje, jak zwykle oryginalne i „naukowe” rozwiązania. David Rockefeller twierdzi, że problem można zażegnać redukując populację świata jednak ze względu na swoją „kontrowersyjność”, zadanie to wymaga „umiejętnego” potraktowania problemów etycznych i religijnych w różnych częściach świata. Szykuje się więc ciężki dolar do zarobienia bo jest robota dla PR-u. Ale i nie tylko.

Nieżyjący dziś starszy brat Davida, John D. Rockefeller III pasjonował się już w latach 50. palącym problemem przeludnienia świata. Rodzina Rockefeller wniosła wielki wkład w naukowe podejście do tematu kontroli populacji, do II drugiej wojny światowej nazywanej eugeniką. Dziś wiemy już, że jest i będzie ona realizowana przy pomocy mechanizmów biznesowych, oczywiście z pomocą polityków, czyli „with the little help from our friends”.

„Ten kto kontroluje produkcję ropy, rządzi narodami. Ten kto kontroluje produkcję żywności, rządzi ludźmi” – oświadczył otwarcie kilkadziesiąt lat temu Henry Kissinger. O cóż innego, jak nie o rządzenie ludźmi w tym wszystkim chodzi i któż inny niż rodzina Rockefeller mógłby rozumieć to lepiej. Trudno mieć co do tego jakiekolwiek wątpliwości, gdy czyta się opis przyszłości cywilizacji przemysłowej i „roli Ameryki w erze technokracji”, który w roku 1970 publikował inny wielki protegowany Davida Rockefellera Zbigniew Brzeziński: „Nad społeczeństwem dominować będzie elita... która dla osiągnięcia swoich politycznych celów nie będzie wzbraniać się przed stosowaniem najnowocześniejszych technik kształtowania publicznych zachowań i utrzymywania społeczeństwa pod ścisłą kontrolą i inwigilacją”. Jakże romantycznie i pięknie brzmi współczesna poezja wolności. Może warto zatem poznać również tej wolności prozę. (5)

Początkiem polityki kontroli produkcji żywności była tzw. zielona rewolucja, zainicjowana przez Rockefeller Foundation. Rozpoczęto ją w Meksyku, by w krótkim czasie w latach 50. i 60. narzucić całej Ameryce Łacińskiej, a potem w Indiach i innych państwach Azji. Był to w istocie wielki, światowy plan wykorzystania nadwyżek produkcji azotu, którą w czasie II wojny światowej rozwinięto na koszt podatników do wytwarzania bomb i środków wybuchowych m.in. przez DuPont, Dow Chemical, Monstanto czy Hercules Powder. Te wzbogacone dzięki wojnie korporacje stanowiły wraz ze Standard Oil najpotężniejsze chemiczne lobby przemysłowe na świecie, potrafiące wziąć sprawy w swoje ręce. Po wojnie, gdy koniunktura na środki wybuchowe spadła, przemysł poszukiwał sposobów na utrzymanie dotychczasowego poziomu produkcji. Efektem tych poszukiwań był plan otwarcia nowych rynków zbytu dla produktów azotowych o zastosowaniu rolniczym w formie nawozów, saletry amonowej czy amoniaku. Ten plan narzucany państwom Trzeciego Świata był oczywiście związany z wielkim procesem mechanizacji rolnictwa, którego celem była maksymalizacja konsumpcji ropy naftowej czyli rodzinnego biznesu Rockefeller: Standard Oil. Mechanizacja rolnictwa skutkowała migracją ludzi do miast, gdzie czekały na nich slumsy i niewolnicza praca w fabrykach i kopalniach, będących m.in. częścią imperium, jakie w Ameryce Południowej budował przez długie lata Nelson Rockefeller. Do realizacji tych przedsięwzięć potrzebne było stworzenie mechanizmu kredytowania, którego celem było wpędzenie narodów świata w spiralę niespłacalnych długów i uzależnienie ich polityki od woli kredytodawców. Nie może nikogo dziwić, że trzema głównymi dziedzinami inwestycyjnymi dynastii Rockefeller była ropa naftowa, agrobiznes i bankowość. Finansowanie przedsięwzięć naukowych w formie fundacji służyło do przygotowywania intelektualnych podstaw do korelacji tych trzech strategicznych działań gospodarczych. (6)

Skutki tej globalistycznej monokultury są oszałamiające. Każda konsumowana przez człowieka Zachodu mięsna kaloria żywności wymaga wkładu ponad 10 kalorii energii generowanej z paliw kopalnych. Jednak najtragiczniejsze jest to, że współczesny agrobiznes dostarcza na nasze stoły żywność coraz bardziej wyjałowioną z niezbędnych dla naszego organizmu minerałów ale nafaszerowaną za to truciznami, odpowiedzialnymi za całą gamę problemów zdrowotnych społeczeństwa przemysłowego. O tym nie wolno jednak głośno mówić. Jest tego powód: głośno wolno mówić tylko to, czego nauczył nas przemysłowy PR. Ważnym ogniwem w tym naukowym ludobójstwie jest przemysł farmaceutyczny i nowoczesna, wysoce usprzętowiona prywatna medycyna, które osiągają swoje zadziwiające efekty ekonomiczne koncentrując się głównie na nieudolnym leczeniu skutków chorób a nie ich zapobieganiu. Nic dziwnego, że jedną z najkrócej żyjących w USA grup zawodowych są lekarze (7), a społeczeństwem wydającym najwięcej pieniędzy na służbę zdrowia (w przeliczeniu na jednego mieszkańca) i osiągającym najgorsze efekty leczenia wśród najwyżej rozwiniętych gospodarczo państw świata są obywatele Stanów Zjednoczonych Ameryki. W 1999 r. dwa miliony osób było hospitalizowanych, a 140 tys. straciło życie w wyniku efektów ubocznych czy reakcji na działanie leków przepisanych przez profesjonalnych farmaceutów. Każdego roku konsumpcja zalegalizowanych prawnie środków farmaceutycznych skutkuje problemami zdrowotnymi odpowiedzialnymi za ok. 15% wszystkich szpitalnych przyjęć, co odpowiada kosztom leczenia rzędu 136 miliardów dolarów.(8) Szkoda, że nie interesuje się tym fenomenem ekonomicznym, ponoć niezależny, Instytut Adama Smitha Polska, pełen tęgich głów do obliczania strat ekonomicznych, jakie powodują tzw. „praktyki socjalistyczne”.

Biznes to biznes, a nie sielska zabawa. Na niezależnych portalach informacyjnych rozchodzą się dziś niepokojące doniesienia, że ulegając trendom globalizmu „od 31 grudnia 2009 r. Unia Europejska ma pozbawić mieszkańców państw unijnych praw do korzystania z naturalnych terapii oraz dostępu do ziół, suplementów i witamin”, które warunkują zdrowe funkcjonowanie ludzkiego organizmu. (9) Nie wszyscy do dzisiaj zdają sobie sprawę z tego, że współczesna medycyna to biznes, a jego rynkiem zbytu są ludzie chorzy. Celem zaś każdego biznesu jest poszerzanie rynku zbytu a nie jego ograniczanie. Nie trzeba być ekspertem Instytutu im. Adama Smitha aby to rozumieć. Nie trzeba też nim być, aby zrozumieć na czym polega współczesna przemysłowa symbioza agrobiznesu i farmaceutyki na polu gigantycznych i wywołujących euforię na Wall Street inwestycji w biotechnologie w świetle „kontrowersyjnej”, jak podkreślił Rockefeller, polityki kontroli populacji, czyli „redukcji liczby ludności świata” albo też nazywając rzecz po imieniu: przemysłowego ludobójstwa.

Nie zapominajmy, że w opinii tych którzy zarządzają swoim globalnym parkiem przemysłowym to człowiek – przede wszystkim Afrykańczyk, Latynos i Azjata – jest przyczyną „katastrofalnych nieszczęść w biosferze”, a nie dym z hutniczego komina w Ohio. Nie zapominajmy, że żyjemy w dyktaturze przemysłowej, która stworzyła dla nas hierarchię wartości. Na jej szczycie jest przemysł i niepodważalne prawo do jego ciągłej ekspansji, będącej we współczesnej ideologii synonimem wolności. Głównym zagrożeniem dla tej wolności jest człowiek. Pełni rolę podrzędną, usługową. Służy do obsługi przemysłu i do akumulacji jego produktów. Natura, znajdująca się na samym dnie hierarchii wartości jest po prostu dostarczycielką surowców od węgla po turystyczny krajobraz na sprzedaż. Bo „tylko ścięte drzewo ma wartość ekonomiczną” – jak nauczają przyszłych zarządców przemysłu podręczniki współczesnej ekonomii.

W takim systemie wartości ewoluował współczesny globalny korporacjonizm, czyli faszyzm, będący systemem gospodarczym, w którym nadrzędną rolę odgrywają hierarchiczne instytucje władzy przemysłowej wywierające wpływ na decyzje polityczne w krajach, w których działają. W drugiej połowie XX w., gdy problem szkód ekologicznych wyrządzanych przez instytucje działające bez żadnej odpowiedzialności za efekty swoich dokonań, zaczynał być na tyle trudny, że bezkarność korporacji wywoływała coraz większe niezadowolenie społeczne, pojawiły się nowe pomysły interpretacji działań i celów korporacji, które stanowią dziś ważną część przemysłowej propagandy. Należą do niej m.in. konferencje ekologiczne organizowane w celu uspokojenia opinii publicznej i wywołania wrażenia, że przedsiębiorstwa przemysłowe podejmują inicjatywy, których celem jest działanie z poszanowaniem natury. Natura jednak nie ma i nigdy nie miała większego wroga niż przemysł.

Nasze „prawo, w jego obecnej postaci, właściwie powstrzymuje prezesów i korporacje przed przejawianiem społecznej odpowiedzialności” – twierdził prawnik korporacyjny Robert Hinkley – „model korporacji, zawarty w setkach systemów prawa gospodarczego na całym świecie, jest niemal identyczny: (...) osoby, które korporacjami kierują, mają prawny obowiązek względem udziałowców: zarabiać dla nich pieniądze. Niedopełnienie tego obowiązku może narazić dyrektorów i osoby na kierowniczych stanowiskach na pozwy ze strony akcjonariuszy. Prawo określa, że przeznaczeniem korporacji jest realizacja interesu własnego (i utożsamia interes własny korporacji z interesem własnym udziałowców). Nie ma natomiast żadnej wzmianki o odpowiedzialności względem interesu publicznego. (...) Prawo dotyczące korporacji odrzuca więc kwestie etyczne i środowiskowe jako nieistotne albo wręcz jako przeszkody utrudniające korporacji wypełnienie jej podstawowego mandatu".

Wielki autorytet w dziedzinie ekonomii Milton Friedman twierdził, że odpowiedzialność społeczna może być tolerowana tylko wówczas, gdy występuje w służbie interesu własnego korporacji. „Jeśli natomiast realizując owe interesy środowiska naturalnego, [biznesmen] kieruje korporacją w sposób mniej wydajny dla akcjonariuszy, to uważam – mówił Friedman – że postępuje niemoralnie. On jest pracownikiem zatrudnionym przez akcjonariuszy (...) Jako taki, ponosi wobec nich bardzo dużą moralną odpowiedzialność.” Opinia ta znajduje potwierdzenie w historii prawa korporacyjnego. W XIX w. brytyjski sędzia Lord Bowen (w procesie 'Hutton przeciwko West Cork Railway Company'), wypowiadając się na temat tzw. korporacyjnej dobroczynności, kojarzonej z odpowiedzialnością społeczną przemysłowców, oświadczył wyraźnie: "dobroczynność jako taka nie ma w postępowaniu rad nadzorczych racji bytu. Istnieje jednak taki rodzaj działalności dobroczynnej, który jest w interesie tych, którzy ją uprawiają i w takim charakterze (przyznaję, że nie ma ona dużo wspólnego z filantropią) dobroczynność może mieć swoje miejsce, ale w żadnym innym celu".(10)

Już najwyższy czas, by mieszkańcy Disneylandu zaczęli uczyć się poznawać rzeczywistość, a przede wszystkim dostrzegać perspektywy, jakie rysuje przed człowiekiem Zachodu prosty dylemat: przemysł albo życie.

PRZYPISY:

(1) R. Stacel, World's Species Going Extinct Faster than Scientists Thought, Natural News.com, 6.6.2008, http://www.naturalnews.com/023374.html;

(2) W. Lippmann, Phantom Public, Trunsaction Publishers, 2006, s. 145;

(3) D. Rockefeller, wystąpienie przed Radą Biznesu ONZ 1994, dostępne na YouTube: David Rockefeller’s Agenda - Population Control;

(4) J. Brown cytowany w J. Bakan, Korporacja. Patologiczna pogoń za zyskiem i władzą, Lepszy Świat, 2006, s. 54;

(5) H. Kissinger i Z. Brzeziński cytowani w W. Engdahl, Seeds of Destruction. The Hidden Agenda of Genetic Manipulation, Global Research, 2007, s. 42, 40; użyte w książce Brzezińskiego, Between Two Ages. America’s Role in the Technetronic Era. Słowo ‘technetronic’ nie istnieje w języku polskim, charakteryzuje ono stosowanie technologii w powiązaniu z elektroniką do rozwiązywania problemów społecznych gospodarczych i politycznych;

(6) tamże, s. 123-5;

(7) J. Wolles, Nieżywi lekarze nie kłamią, bochenia.pl, 12.11.2006, średnia długość życia mieszkańców USA wynosi 75,5 roku, podczas gdy przeciętna długość życia lekarzy w tym kraju to zaledwie 57 lat;

(8) P. Gahlinger, Illegal Drugs. A Complete Guide to Their History, Chemistry, Use, And Abuse, A Plume Book 2004, s. VIII-X;

(9) Jacobbs Kampania Referendum w sprawie medycyny naturalnej, Wolne Media, 21.11.2008, http://wolne-media.h2.pl/?p=11204;

(10) R. Hinkley, M. Friedman i Bowen cytowani w J. Bakan, Korporacja. Patologiczna pogoń za zyskiem i władzą, s. 50, 55, 51-2.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.