Trump uwiódł część Doliny Krzemowej
Elon Musk nie jest jedynym przedstawicielem branży zaawansowanych technologii, który poparł Donalda Trumpa. Kandydat Partii Republikańskiej znalazł w Dolinie Krzemowej hojną grupę donatorów, chociaż ich pracownicy dalej należą do zwolenników Partii Demokratycznej.
Zdjęcie właściciela Tesli, X i SpaceX skaczącego na wiecu byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych jest jednym z symboli kończącej się właśnie kampanii przedwyborczej. Musk w praktyce poparł kandydaturę Trumpa jeszcze wcześniej, gdy przeprowadził z nim wywiad na dawnym Twitterze. Ideologiczne zbliżenie miliardera do amerykańskiej prawicy było z kolei widoczne od wielu miesięcy, jeśli nawet nie lat.
Dotąd przedstawiciele branży high-tech raczej nie popierali Trumpa, chociaż zdarzały się pewne wyjątki. Już osiem lat temu za jego kandydaturą opowiadał się Peter Thiel, zadeklarowany libertarianin i współzałożyciel usług płatniczych PayPal, notabene przez krótki czas zatrudniający w swojej firmie kandydata Trumpa na wiceprezydenta, JD Vance’a. Był on jednak zawsze uważany za czołowego buntownika w Dolinie Krzemowej.
Teraz grupa właścicieli znanych koncernów technologicznych wspierających republikańskiego polityka jest dużo bardziej różnorodna. Na kampanię wyborczą Trumpa swoje pieniądze wpłacili między innymi twórca kilku znanych przeglądarek internetowych Marc Andreessen, właściciel jednego z czołowych funduszy venture capital David O. Sacks czy inwestor Ben Horowitz (notabene współpracujący z Andreessen). Warto również wymienić Allison Huynh, współtwórczyni firmy zajmującej się systemami łączności, która przez lata hojnie wspierała Partię Demokratyczną i w 2008 roku zbierała fundusze na kampanię Baracka Obamy.
Grono nowych zwolenników Trumpa poszerzają również przedstawiciele branży kryptowalut. Były prezydent w czasie swojej kampanii wziął udział w ich najważniejszej konferencji, chociaż w czasie sprawowania urzędu głowy państwa należał do przeciwników wirtualnego pieniądza. Uważał go wówczas za niebezpieczną konkurencję dla amerykańskiego dolara, ale teraz zachwala kryptowaluty jako alternatywę dla systemów płatniczych kontrolowanych przez rząd. Same Stany Zjednoczone w myśl jego koncepcji miałyby stać się więc „kryptostolicą planety”. Złośliwi twierdzą, że Trump dał się przekonać zwolennikom bitcoina właśnie z powodu zasilenia budżetu jego kampanii.
Oczywiście sami przedstawiciele branży technologicznej nie popierają kandydata Partii Republikańskiej z pobudek czysto ideowych, może poza wyraźnie politycznie zaangażowanym twórcą Tesli. Przede wszystkim postrzegają oni Partię Demokratyczną jako dużo bardziej sceptyczną wobec nowoczesnych technologii. Administracja Joe Bidena z niechęcią odnosi się zwłaszcza do kryptowalut, a sam prezydent kilka miesięcy temu zawetował ustawę, która miała umożliwić tradycyjnym firmom finansowym przechowywanie wirtualnego pieniądza należącego do ich klientów. Wcześniej w walkę z oszustami na rynku bitcoina mocniej zaangażował się Departament Sprawiedliwości USA, co przełożyło się na wyroki więzienia dla kilku inwestorów podejrzewanych o kradzieże oszczędności użytkowników wirtualnej waluty czy o ułatwianie procederu prania brudnych pieniędzy. Należy zarazem zauważyć, ze sama rywalka Trumpa bardzo enigmatycznie odnosi się do pytań o kryptowaluty. Kamala Harris zapewne nie chce zniechęcać do siebie zwolenników prężnie rozwijającego się rynku.
Innym argumentem przemawiającym za zwrotem Doliny Krzemowej w stronę kandydata republikanów może być kwestia sztucznej inteligencji. Demokraci z jednej strony są zwolennikami przewodzenia Ameryki w procesie rozwoju technologicznego, natomiast z drugiej chcieliby uregulować AI. Obawy sztabu Harris w sprawie sztucznej inteligencji dotyczą zwłaszcza deep-fake’ów, które mogą być wykorzystywane przez oszustów. Trump ma dużo bardziej liberalne podejście względem tej technologii. Najważniejszym jego postulatem w tym zakresie jest uchylenie rozporządzenia wykonawczego Bidena, które w ubiegłym roku zwiększało nadzór rządu federalnego nad procesami związanymi z rozwojem AI. Oczywiście high-tech sprzeciwia się niemal wszystkim regulacjom, a oficjalnie swój sprzeciw wobec nowych przepisów uzasadnia ich negatywnym wpływem na możliwość konkurowania z firmami z Chińskiej Republiki Ludowej.
Biznesmeni z Doliny Krzemowej z pewnością nie byli także zadowoleni z zapowiedzi Bidena, gdy ubiegał się on jeszcze o reelekcję. Amerykański prezydent jest zwolennikiem wprowadzenia wyższych podatków dla najbogatszych obywateli USA oraz danin od niezrealizowanych zysków kapitałowych. Harris w trakcie swojej kampanii nie zmieniła zasadniczo postulatów podatkowych Bidena, więc postuluje specjalne opodatkowanie Amerykanów, których majątek przekracza wartość 100 mln dolarów netto. Trump, sam notabene zaliczający się do grona najbogatszych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, krytykuje wszelkie propozycje podnoszenia stawek podatkowych. Nie trzeba chyba w tym miejscu specjalnie podkreślać, że objęci tak zwanym minimalnym podatkiem dla miliarderów byliby właśnie przedstawiciele Doliny Krzemowej.
Nawet kilka jaskółek wiosny nie czyni. Demokraci nadal mogą liczyć na wsparcie inwestorów z branży zaawansowanych technologii. Harris w czasie swojej kampanii reagowała na rosnącą popularność republikanów w tym sektorze, dlatego regularnie spotykała się z liderami biznesu. Jest między innymi zwolenniczką ulg dla początkujących start-upów z Doliny Krzemowej, a niektóre jej wystąpienia były sygnałem, że zamierza nieco złagodzić stanowisko Białego Domu wobec gigantów technologicznych. We wrześniu zyskała więc oficjalne poparcie osiemdziesięciu ośmiu firm działających w szeroko pojętym sektorze high-tech. Wśród jej darczyńców znaleźli się natomiast biznesmeni i dyrektorzy z firm pokroju Mety czy Microsoftu.
Szeregowi pracownicy Doliny Krzemowej wciąż wydają się być zwolennikami demokratów. Z danych na temat darowizn na kampanię wyborczą wynika, że najczęściej przekazywali oni pieniądze sztabowi Harris. Powstało również kilka inicjatyw, które skupiają przedstawicieli branży technologicznej popierających kandydatkę Partii Demokratycznej. Sam fakt przekazania wsparcia dla Trumpa ze strony kilku najważniejszych inwestorów świadczy jednak, że mimo swojej radykalnej retoryki był on w stanie przyciągnąć wyborców dotychczas niechętnych jego osobie grup społecznych.
Maurycy Mietelski