DRK/ Wojna na nowo ogarnia wschodnie prowincje Konga
Tlący się od wielu miesięcy konflikt we wschodnich prowincjach Konga wybuchł z nową siłą, gdy zbuntowany generał Laurent Nkunda zainicjował w poniedziałek kolejną ofensywę przeciwko siłom rządowym. Z ogarniętych walkami obszarów uciekło już blisko pół miliona ludzi.
Kryzys humanitarny
Zaciekłe walki trwają w przede wszystkim w prowincji Północne Kivu, na obszarach przy granicy z Ugandą i Rwandą. Walki pomiędzy rebeliantami a siłami rządowymi toczą się tam, z krótkimi przerwami, już od jedenastu miesięcy. Wybuchły jednak z nową siłą, gdy w ostatni poniedziałek (08.10.2007) generał Laurent Nkunda – samozwańczy przywódca kongijskich Banyamulenge („ludzie z gór” – kongijski odłam plemienia Tutsi) – zerwał wymuszony przez ONZ rozejm i zainicjował nową ofensywę przeciwko siłom rządowym.
Trwający od grudnia 2006 r. konflikt zmusił blisko pół miliona mieszkańców regionu do opuszczenia swych domów. Takie dane przedstawił we wtorkowym wywiadzie dla AFP Louis Vigneault - przedstawiciel Biura Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców (UNHCR) w Północnym Kivu. Cywile byli zmuszeni uciekać, gdyż padali ofiarą grabieży i ataków zarówno ze strony rebeliantów jak i sił rządowych.
Sytuacja uchodźców jest wedle doniesień UNHCR „przerażająca”. Tylko w pobliżu Mugunga około 80 tys. uchodźców wegetuje w pięciu prowizorycznych obozach. Miejscowa ludność przyjmuje ich bardzo nieprzyjaźnie, są też doniesienia o gwałtach, których ofiarą padają przebywające w obozach kobiety.
Krucjata Nkundy
Generał Nkunda - człowiek który wywołał konflikt - nie uznaje ani postanowień podpisanego w 2003 r. porozumienia pokojowego ani wyników demokratycznych wyborów z czerwca 2006 r. Zbuntowany generał twierdzi, że walczy w obronie swych rodaków Tutsi, prześladowanych przez rząd w Kinszasie i wrogo nastawione miejscowe plemiona. Wraz z pięciotysięczną prywatną armią złożoną z dobrze uzbrojonych i doświadczonych w boju rebeliantów, okupuje płaskowyż Masisi, skąd atakuje każdego kto jego zdaniem zagraża interesom Tutsi – lub jego samego.
Ostatnie walki nie są pierwszym kryzysem, który wywołał Nkunda. W 2004 r. jego żołnierze. zdobyli i kontrolowali przez tydzień Bukavu - stolicę prowincji Południowe Kivu. Za pogromy, jakich tam dokonali, został uznany za zbrodniarza i rozesłano za nim listy gończe. Pod koniec listopada 2006 r. jego wojska uderzyły z kolei na Gomę, stolicę Północnego Kivu. Szturm na miasto został wtedy odparty przez żołnierzy kontyngentu sił pokojowych ONZ (MONUC), lecz od tej pory walki w prowincji tlą się niemal bezustannie.
W ostatnim miesiącu ONZ wymogła na Nkundzie i stronie rządowej podpisanie rozejmu. W poniedziałek Nkunda zerwał go jednak oskarżając Rząd o kontynuowanie ataków na jego wojska oraz o korzystanie z pomocy ukrywających się w dżunglach wschodniego Konga rebeliantów z plemienia Hutu z sąsiedniej Rwandy. Wielu z nich to członkowie dawnej rwandyjskiej armii i bojówek „Interahamwe”, które podczas ludobójstwa z 1994 r. wymordowały blisko 800 tys. rwandyjskich Tutsi. Rząd w Kinszasie zaprzecza tym oskarżeniom, lecz niezależni obserwatorzy (m.in. dziennikarze BBC) potwierdzają, że Hutu uczestniczą w walkach. Niewiadomo jedynie czy na własną rękę czy też po stronie sił rządowych.
Jak twierdzi były dowódca kontyngentu MONUC Patrick Cammaerte „czy się to podoba czy nie (…) Nkunda wyraża potrzeby i uzasadnione żądania mniejszości (Tutsich – przyp. MK), których nie można ignorować”. Banyamulenge są bowiem znienawidzeni przez inne plemiona Konga, które uważają ich za obcych (przybyli do Konga dopiero w czasach kolonialnych), „piątą kolumnę” sąsiednich państw (Ugandy, Rwandy i Burundi, w których żyje wielu Tutsich) i winowajców wszystkich wojen i nieszczęść, jakie spadły na ich kraj w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
W 1994 r. i w 1998 r. kongijscy Tutsi (wspierani przez rodaków z sąsiednich państw) dwukrotnie podnieśli powstanie przeciwko rządom w Kinszasie. Na mocy porozumienia pokojowego z 2003 r. uzyskali czwartą część posad w rządzie, wojsku i policji, a ich przedstawiciel został jednym z wiceprezydentów kraju. Wszystko co uzyskali utracili jednakże w wyniku wyborów z 2006 r. i teraz obawiają się o swoją pozycję i bezpieczeństwo. Stąd silna pozycja Nkundy oraz mir jakim cieszy się wśród dawnych rebeliantów – uznawanych za najlepszych żołnierzy w całym Kongo.
Na podstawie:
news.bbc.co.uk,
mg.co.za,
W. Jagielski „Jak ugłaskać kongijskiego zbrodniarza”, Gazeta Wyborcza, 20.12.2006,
„Ostatni buntownik kongijski składa broń”, Gazeta Wyborcza, 19.01.2007.