USA/ Hossa na rynku surowcowym grozi wzrostem inflacji
- Piotr Kuczyński, Xelion
W USA po trzech dniach długiego weekendu wszystko było przygotowane do wzrostu indeksów. Po pierwsze dwie ostatnie sesje zeszłego tygodnia były słabe, więc rynek dojrzał do odbicia, a po drugie w poniedziałek, kiedy Amerykanie świętowali indeksy na świecie mocno rosły (napędzane zresztą tak dziwnymi informacjami jak np. nacjonalizacja banków).
To były dwa główne elementy wpływające na nastroje. Trzecim, chyba najważniejszym, była sytuacja na rynku surowcowym. Teoretycznie są powody dla szaleńczej wręcz hossy, która powróciła na ten rynek, ale ta teoria jest bardzo słabo podbudowana fundamentami.
Kontrakty na miedź gwałtownie zdrożały, co doprowadziło do wybicia z dużego trójkąta. Wybicie jest za małe, żeby je uznać za sygnał kupna, ale wszystko zapowiada, że on się niedługo pojawi. Oprócz dolara pretekstem dla podniesienia ceny miedzi był spadek zapasów. Jednak, jeśli spodziewamy się recesji w USA i spowolnienia w Chinach to naprawdę nie ma fundamentalnego powodu dla wzrostu ceny miedzi. Podobnie zachowała się ropa. Jej cena wzrosła do 99,55 USD za baryłkę. Oprócz dolara tutaj z kolei pretekstem były obawy o zmniejszenie dostaw z Nigerii, Wenezueli i Rosji. Niby dlaczego Rosji? Z powodu Kosowa? Przecież to bzdura… Poza tym nadal ekscytowano się wypowiedzią przedstawiciela Iranu, który bąknął coś w poniedziałek o możliwości obniżenia produkcji przez OPEC (totalnie nierealne). Jest jeszcze jakiś pożar rafinerii w Teksasie, ale to naprawdę nie zasługuje na omówienie. Faktem jest jednak to, że jeśli cena ropy pokona 100 USD to powstanie formacja dużej flagi z zakresem wzrostu do 150 USD. Nie dałoby się już uniknąć wpływu tak drogiej ropy na inflację.
Jeśli jedynym naprawdę sensownym powodem wzrostu cen surowców był słabnący dolar to czym uzasadnić tę hossę? Zakładam, że po prostu mechaniką rynku, czyli efektem kuli śnieżnej (Amerykanie nazywają to „momentum”). Słabnący dolar dał impuls początkowy, gracze zobaczyli, że jest szansa na wygenerowanie mocnego sygnału kupna przedłużającego hossę i rzucili się kupować kontrakty na surowce. Może nie tyle sami gracze ile automatyczne, komputerowe systemy inwestycyjne.
Wydawało się, że zachowanie surowców na rynek nie działa i przemożna chęć doprowadzenia do odbicia weźmie górę, bo indeksy na początku sesji mocno wzrosły. Potem jednak pojawiły się schody. Do piątej popołudniu ceny akcji osuwały się, potem byki znowu zaatakowały, ale przekonania w tym ataku już widać nie było. Nic dziwnego, że zachęcone słabością popytu niedźwiedzie uderzyły i na godzinę przed końcem sesji indeksy wylądowały na minusach. Czekano jeszcze na końcówkę sesji, ale byki nie miały chęci na atak, więc indeksy zakończyły dzień na czerwono. Źle to wróży rynkowi, ale faktem jest, że powodów do kupna akcji we wtorek nie było.
Po sesji raport kwartalny opublikowany przez Hewlett Packard. Był lepszy od prognoz. Prognozy też przekroczyły oczekiwania, więc nic dziwnego, że kurs akcji dynamicznie rósł. Dzięki temu indeks handlu posesyjnego (AHI) wzrósł o 0,44 procent (to dużo). Kontrakty na indeksy amerykańskie jednak rano spadały pociągnięte w dół przez spore spadki indeksów w Azji (winna jest droga ropa, chociaż w Singapurze nieznacznie staniała). Jedna spółka w żadnym przypadku nie zmieni koniunktury, więc wszystko się może dzisiaj jeszcze wydarzyć. Bardzo dużo zależy od raportów makro i od zachowania ceny ropy.