USA/ Optymiści znaleźli pretekst do kupna akcji
- Piotr Kuczynski, Xelion
Dane makro były bardzo złe. Raport o sprzedaży detalicznej pokazał, że Amerykanie ograniczają zakupy, a przecież popyt wewnętrzny wypracowuje w USA 2/3 PKB. Sprzedaż ogółem spadła o 0,6 procent, a bez samochodów o 0,2 procent. Poinformowano też, że ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła do 353 tysięcy, co nie odbiegało od prognoz.
Zaskoczeniem były dane o cenach płaconych w imporcie i eksporcie. Te pierwsze wzrosły w lutym jedynie o 0,2 procent, co mogło nieco dziwić, jako że już wtedy ropa szybko drożała. Okazało się też, że wnioski o wymuszone przejęcie domów skoczyły w lutym o 60 procent.
Indeksy rozpoczęły sesję spadkami i bardzo szybko zniżkowały o prawie dwa procent. Jednak już po półtorej godziny byki pognały rynek na północ i w ciągu następnych 60 minut testowały one już poziom środowego zamknięcia. Po następnej godzinie, kiedy to rynek nie mógł się zdecydować, indeksy znowu zaczęły rosnąć i sesja zakończyła się wyraźnymi zwyżkami. Przyszła teraz pora, żeby spróbować wytłumaczyć jak i kto ten cud odrodzenia sprawił. Można wspomnieć o Henry Paulsonie, sekretarzu skarbu USA, który zapowiedział zmianę przepisów zwiększających nadzór nad rynkami hipotecznymi i kredytowymi. To jednak daleka przyszłość. W niczym nie poprawi to obecnej sytuacji.
Co w takim razie tak zmieniło nastroje? We wszystkich komentarzach pisze się, że popyt ruszył do akcji dlatego, że agencja ratingowa Standard&Poor’s opublikowała raport, w którym stwierdzała, że rezerwy z powodu kredytów ryzykownych nie przekroczą w bankach 285 miliardów dolarów, a koniec procesu ich tworzenia jest już w zasięgu wzroku. Agencja stwierdziła też, że poczynione rezerwy są nieporównanie większe od realnych strat. Można powiedzieć: i kto to mówi? Jedna z tych agencji ratingowych, które podtrzymywały swoje wysokie ratingi dla obligacji opartych na kredytach ryzykownych do momentu, kiedy wszystko się zawaliło. Komisja Europejska chciała nawet wytoczyć tym agencjom procesy. Ale rynek znowu uwierzył.
Popatrzmy teraz w jak doskonałym momencie ten raport trafił na rynek… Można powiedzieć, że timing był wręcz perfekcyjny, bo gdyby nie taki raport trafił na rynek na przykład w piątek to w czwartek indeksy by mocno spadły, a nastroje zmieniłyby się o 180 stopni. Kpię sobie z tego, bo jeśli to nie jest manipulowanie rynkiem, to co nim jest? A teraz poważnie. Gdyby nastroje nie były „bycze” (przypominam olbrzymie wzrosty we wtorek i niewielkie spadki mimo bardzo złych informacji w środę) to taki raport nie miałby takiego wpływu na zachowanie graczy. To, co widzieliśmy w USA sygnalizuje, że rynek zmienił nastawienie i czeka tylko na najmniejszy pretekst do kontynuowania zwyżki.
Teoretycznie po wczorajszej sesji w USA dzisiaj Europejczycy powinni rozpocząć handel sporymi wzrostami indeksów, ale jak się spojrzy na Azję to można nabrać wątpliwości. Tam indeksy na większości giełd spadały. Wszystko to w sytuacji, kiedy po sesji w USA nadal panował optymizm. Powodem spadków podobno jest mocny jen. Rzeczywiście kurs USD/JPY znowu atakuje poziom 100 jenów, a EUR/USD pokonał 1,56 USD, ale nie wykluczam, że jeszcze coś innego, o czym jeszcze portale rano nie donosiły. Spadki indeksów w Azji pociągnęła ponownie w dół kontrakty na amerykańskie indeksy, ale nie zakładałbym z góry, że tak musi się w USA sesja rozpocząć. Z pewnością zaś nie wiadomo jak się skończy – dużo zależy od danych o inflacji.
GPW dopasowała się w czwartek rano do tego, co obserwowaliśmy na innych giełdach europejskich. Indeksy gwałtownie spadły. Obrót był wręcz śladowy, co sygnalizowało, że te duże spadki nie wynikały z olbrzymiej presji podaży. Po prostu duży kapitał stał z boku. Trzeba pamiętać, że spadek na tak małym obrocie jest łatwo odwracalny i dzisiaj takie odwrócenie powinniśmy zobaczyć. Gracze na całym świecie zazwyczaj nie zastanawiają się, czy Amerykanie mają rację, w tym, co robią tylko idą za nimi jak stado za przewodnikiem. Jak widać było dzisiaj rano czasem zdarzają się wyjątki (spadki indeksów w Azji). Pojawia się znak zapytania: co zrobią Europejczycy? Zapewne wykażą więcej optymizmu. U nas też tak powinno być. Teoretycznie sesja powinna się rozstrzygnąć po publikacji danych o amerykańskiej inflacji, ale jak widzę to, co się dzieje w USA to stwierdzam, że musiałyby być naprawdę tragiczne, żeby popsuć nastroje.