USA/ Recesja na rynku pracy
- Piotr Kuczyński, Xelion
Generalnie w piątek liczyło się tylko jedno – raport z amerykańskiego rynku pracy. Okazało się, że był fatalny. Co prawda stopa bezrobocia spadła z 5 do 4,8 procent, ale ze względu na sposób zbierania danych są one uważane za mało wiarogodne. Najważniejsze było to, że zatrudnienie spadło o 63 tysiące (oczekiwano wzrostu o 25 tysięcy). Amerykanie lubią porównania, więc przypomnijmy za nimi, że był to największy spadek zatrudnienia od prawie pięciu lat, a dwa kolejne miesiące zmniejszenia zatrudnienia widzieliśmy ostatnio w maju/czerwcu 2003 roku. Jak widać sytuacja jest bardzo poważna.
Tuż przed publikacją tych danych (czas z pewnością nie był wybrany przypadkowo) Fed zapowiedział, że w tym miesiącu zwiększy z 60 do 100 mld USD kwotę przeznaczoną na dwie aukcje odkupu aktywów, w celu zasilenie systemu bankowego gotówką. Fed oświadczył też, że jest w ścisłym kontakcie (konsultacjach) z innymi bankami centralnymi. Ten „ścisły kontakt” dotyczy najwyraźniej tylko aukcji, a nie ewentualnych interwencji na rynku walutowym. Fed chciał pomóc, ale reakcja rynków kilka minut po podaniu tego komunikatu była bardzo negatywna, bo gracze się przestraszyli uważając, że jeśli Fed tak ostro działa to znaczy, że sytuacja jest gorsza niż to rynek zakładał.
Indeksy spadały, a na dwie godziny indeks S&P 500 zbliżył się znacznie do minimum intra-day ze stycznia tego roku. Znowu, jak zwykle w takich sytuacjach, czekaliśmy na akcję byków i na jej wynik. Byki zaatakowały na nieco więcej niż godzinę przed końcem sesji. Zadanie miały bardzo ułatwione, bo oprócz danych z rynku pracy, które rzadko doprowadzają do przecen, nie było innych poważnych powodów do sprzedaży akcji. Test styczniowego minimum intra-day musiał więc sprowokować popyt. Udało się doprowadzić indeksy do poziomu czwartkowego zamknięcia, ale byki zaatakowały za wcześnie i nie starczyło im sił, więc podaż pod koniec sesji przeważyła. Zamknięcie było tylko umiarkowanie negatywne, ale to w niczym nie poprawia sytuacji technicznej.
W czasie weekendu dowiedzieliśmy się, że FBI prowadzi śledztwo, w sprawie nadużyć w Countrywide Financial (największa kredytodawca na rynku kredytów hipotecznych). To z pewnością atmosfery wokół sektora nie poprawi. Poza tym JP Morgan Chase ostrzegł, że banki będą miały problem z klientami, którzy muszą dopłacić do depozytów (takich jak u nas na kontrakty na WIG20), Nie wywiązywanie się z obowiązku dopłaty do wymaganej wysokości stało się nagminne i może kosztować banki 325 mld USD. To też humorów nikomu nie poprawi. Już w nocy indeksy w Azji gwałtownie spadały. Najgorzej wyglądał spadek w Malezji, gdzie rządząca od 40 lat partia zmniejszyła po wyborach stan posiadania w parlamencie.