07 listopad 2010
-
-
IAR
W Birmie, rządzonej od ponad czterdziestu lat przez juntę wojskową, odbywają się pierwsze od 20 lat wybory powszechne.
Są bojkotowane przez demokratyczną opozycję oraz wiele organizacji grupujących mniejszości etniczne. Uznały one, że wybory nie będą ani wolne ani demokratyczne, a ich jedynym celem jest utrwalenie władzy wojskowych przy pomocy zastraszania wyborców oraz fałszerstw. Do głosowania uprawnionych jest 26 milionów mieszkańców Birmy.
Teoretycznie wybory mają wyłonić ponad 1100 deputowanych do parlamentu centralnego oraz parlamentów lokalnych. W rzeczywistości, zgodnie z prawem wyborczym narzuconym przez juntę, jedna czwarta deputowanych do wszystkich izb zostanie mianowana przez wojskowych. Wraz z ograniczeniami nałożonymi w trakcie kampanii wyborczej na ugrupowania niepopierające junty ma to zapewnić utrwalenie władzy wojskowej na wszystkich szczeblach. Według przedwyborczych sondaży przeprowadzonych przez ośrodki opozycyjne największe szanse w wyborach ma stworzona przez juntę partia Związek Solidarności i Rozwoju. Jednocześnie sondaże pokazują, że niemal takim samym poparciem cieszy się Partia Demokratyczna, którą powołali do życia działacze największego ugrupowania opozycyjnego - Narodowej Ligi na Rzecz Demokracji - nie godząc się z decyzją Aung San Suu Kyi, przytrzymywanej przez władze w areszcie domowym, o bojkocie wyborów.