Białoruska opozycja nie chce rozmów z Łukaszenką
Liderzy białoruskiej opozycji stanowczo dementują poniedziałkowe (4.08) doniesienia "Dziennika", dotyczące rzekomych rozmów z prezydentem Aleksandrem Łukaszenką.
Aleksander Milinkiewicz, kontrkandydat Łukaszenki w poprzednich wyborach prezydenckich, publikację gazety, zawierającą apel opozycjonistów skierowany do prezydenta, w którym proponują oni zorganizowanie "okrągłego stołu" pod patronatem Lecha Wałęsy, nazwał "poszukiwaniem taniej sensacji".
Publikacja "Dziennika" wywołała oburzenie wszystkich białoruskich polityków, na których powoływał się autor. Białorusini zgodnie twierdzą, że ich wypowiedzi zostały przez polskich dziennikarzy zmanipulowane.
"Nie było i nie ma żadnego wspólnego apelu opozycji o organizację okrągłego stołu. To kłamstwo" - komentuje Stanisław Szuszkiewicz, pierwszy prezydent niepodległej Białorusi. Szuszkiewicz przedstawił też własną wersję wydarzeń, które doprowadziły do powstania publikacji. "Zadzwonił do mnie polski dziennikarz i zapytał, kto mógłby zostać mediatorem, gdyby doszło na Białorusi do okrągłego stołu. Odpowiedziałem, że Lech Wałęsa. Czysto hipotetycznie. Na tym koniec. O rzeczywistym powołaniu okrągłego stołu nie było mowy. Nie mówiłem także, że chciałbym, aby do tego doszło" - mówił "Rzeczpospolitej".
Szuszkiewicz podkreśla, iż od dłuższego czasu nie miał kontaktu z większością z wymienionych osób, nie mogło więc dojść do ustalenia propozycji "okrągłostołowej". Sam pomysł "okrągłego stołu" uznał za "absurdalny".
Wincuk Wiaczorka, lider Białoruskiego Frontu Narodowego (BNF), podkreśla, jak szkodliwe mogą być takie publikacje. „Nieprzemyślane oświadczenia o bezwarunkowej gotowości europejskich organizacji państw do rozpoczęcia dialogu z Łukaszenką upewniają go w bezkarności i stają się jedną z przyczyn nasilenia represji” -mówi. Podobnego zdania jest Robert Tyszkiewicz, szef Parlamentarnej Grupy Solidarności z Białorusią. Tyszkiewicz podkreśla, że rozmowy z władzą same w sobie stanowią pewną wartość, jednak "tylko białoruska opozycja może określić, czy są ku temu warunki".
"Nie rozumiem, dlaczego taka publikacja znalazła się w 'Dzienniku'" - komentował Anatolij Lebiedźko, szef opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej na Białorusi. "To przekaz chybiony i szkodliwy dla białoruskiej sprawy" - podsumował Lebiedźko.
Tymczasem redakcja "Dziennika" zaprzecza zarzutom strony białoruskiej. "Mamy wszystkie wypowiedzi na taśmie" - mówi Andrzej Talaga, wicenaczelny oraz szef działu zagranicznego gazety. Samą publikację Talaga uważa za próbę "zachęcenia białoruskiej opozycji do rokowań z prezydentem Łukaszenką".
Na podstawie: dziennik.pl, rp.pl, wyborcza.pl