Bogdan Pliszka: Wielki sukces?
Od kilkunastu lat Polska skutecznie marginalizuje Białoruś, coraz bardziej wpychając ją w objęcia Rosji. Czyni to radości polityków z Berlina i niczego nie rozumiejących z rzeczywistości środkowoeuropejskiej, polityków z Brukseli.
W niedzielę zakończył się kolejny zjazd Związku Polaków na Białorusi. Media odtrąbiły wielki sukces; oto „przerażony” twardą postawą polskiego MSZ i obecnością posłów na Sejm barw wszelakich, Aleksandr Łukaszenka nie zdecydował się na rozwiązania siłowe i białoruska milicja tylko obserwowała uczestników zjazdu. Nową prezeską, jak łatwo było się domyśleć już przed zjazdem, została pani Andżelika Borys. Na kilka dni przed zjazdem „namaszczona” zresztą zarówno przez polskiego premiera jak i prezydenta. Demokracja zwyciężyła, a polskie media uroczyście odtrąbiły wielki sukces. Sami uczestnicy rozjechali się do domów w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Przy okazji surowo potępiono drugi ze Związków Polaków na Białorusi, na czele którego stoi Józef Łucznik.
Pytaniem, które przy okazji zjazdu nie padło, jest to o liczebność Związku. Szkoda, bo odpowiedź na nie dałaby pojęcie o sile oddziaływania ZPB wśród białoruskich Polaków. A według różnych statystyk stanowią oni od 400 tysięcy do nawet 1,5 miliona obywateli północno – wschodniego sąsiada RP. Na stronie Związku, a dokładnie tego z jego odłamów, któremu prezesuje p. Borys można znaleźć informację, że w najlepszych latach skupiał on 20 tysięcy członków. Oględnie pisząc, nie jest to dużo nawet jeśli Polaków na Białorusi żyje tylko 400 tysięcy, co zresztą wydaje się liczbą zdecydowanie zaniżoną. Jaka jest liczebność Związku dziś – nie wiadomo! Warto w tym miejscu zadać pytanie, kogo i wobec kogo reprezentuje sam Związek? A odpowiedź na nie wcale nie jest tak oczywista jakby mógł sądzić „konsument” informacji z TVP, Polsatu czy TVN. Wszystkie te stacje relacjonowały, zresztą przebieg zjazdu jakby chodziło o wojnę czy rewolucję, a korespondentom brakowało tylko kamizelek kuloodpornych i hełmów z kewlaru z logo stacji.
Związek Polaków na Białorusi (czy też oba Związki) skupiają w swoich szeregach Polaków będących obywatelami Białorusi. Wydawać, by się więc mogło, ze najważniejszym ich celem jest dobro białoruskich Polaków. Jak jednak wobec tego wytłumaczyć fakt, że kierowany przez p. Borys Związek robi wszystko, by irytować władze w Mińsku? Oczywiście można to złożyć na karb tego, że ZPB otrzymuje niemałą pomoc z Polski i w zamian za to rewanżuje się wykonywaniem dyrektyw płynących z polskiego MSZ. Nawet podczas ostatniego zjazdu jednym z jego gości był p. Aleksandr Milinkiewicz, opozycyjny wobec prezydenta Łukaszenki kandydat w ostatnich wyborach prezydenckich. Oznacza to jednak tyle, że nie tylko polityka ZPB „robiona” jest nie tyle w interesie Polaków z Białorusi, ile w interesie polskiego MSZ. Tyle tylko, że również polityka zagraniczna resortu kierowanego przez ministra Sikorskiego daleka jest od polskich interesów.
W interesie Polski leżą bowiem jak najlepsze stosunki z „reżimem” Łukaszenki. Zamiast tego Polska stała się forpocztą walki o „demokrację” zadekretowanej przez administrację prezydenta Busha. Skutecznie psuje to relacje z północno – wschodnim sąsiadem, nie przynosząc żadnych profitów. Żeby było jeszcze gorzej Polska włącza się również w unijną politykę wobec Białorusi. Początków tego należy zresztą szukać jeszcze w czasie gdy Polska do Unii nie należała. to właśnie wtedy minister Geremek, jednostronnie wprowadził wizy dla obywateli Białorusi, tłumacząc to koniecznością dostosowania Polski do unijnej polityki wizowej. O ile takie działanie wobec obywateli np. Mongolii da się (acz z trudem, bo cała populacja tego państwa liczy niespełna 3 miliony ludzi) wytłumaczyć, o tyle w stosunku do obywateli sąsiedniego państwa było ono tyleż głupie co szkodliwe. Nawet z przyczyn ekonomicznych wizyty białoruskich „turystów” zdecydowanie pozytywnie odbijały się na sytuacji gospodarczej Podlasia czy Suwalszczyzny. Podobnie, jak obecne odwiedziny „turystów” litewskich w tych samych, miej więcej, rejonach. Co gorsza od tamtego czasu żaden z kolejnych ministrów spraw zagranicznych nie próbował zmienić tej – cokolwiek nienormalnej – sytuacji. Nawet jeśli w listopadzie ubiegłego roku wydawało się, że jest szansa na przełamanie lodów po rozmowach polskiego i białoruskiego ministra spraw zagranicznych, to kilka dni później ponownie „zmroził” polsko – białoruskie relacje, premier Tusk. Co więcej od czasów ministra Geremka strona polska zachowuje się tak, jakby nie zależało jej na mieszkających w państwie białoruskim Polakach! W najlepszym wypadku jako Polaków, rozumie się w Polsce działaczy Związku Polaków na Białorusi kierowanego przez Andżelikę Borys.
Efekty tego są pożałowania godne. Łukaszenka nie mogąc „odegrać się” na politykach z Polski, odreagowuje robiąc różne przykrości tamtejszym Polakom. Co gorsza, trudno również pojąć zupełnie nieracjonalną nienawiść „naszych” polityków do „dyktatora” z Białorusi. Oczywiście podstawowym argumentem podnoszonym przy każdej krytyce Łukaszenki jest brak demokracji na Białorusi. Problem w tym, że podczas ostatnich wyborów, Łukaszenka nie tylko zobowiązał się do respektowania ich wyników, jakie by one nie były, ale i wpuścił obserwatorów, którzy mogli patrzeć na ręce liczącym głosy. Efektem była powtórzona mantra o „braku zachowania standardów demokratycznych” i... faktyczne uznanie wyników przez Unię Europejską. Trudno zresztą nie zauważyć, że w samej Unii poszanowanie dla demokracji przypomina tezę jednego z bohaterów serialu Dom, która brzmiała „demokracja jest dla tych, co są z nami”! Amok w jaki wpadły „elity” po odrzuceniu Konstytucji Europejskiej przez Francuzów i Holendrów oraz „traktatu reformującego” przez Irlandczyków jest, aż nadto wyrazistym dowodem stosowania podwójnych standardów.
Warto zadać również inne pytanie: na ile głęboka jest wiedza polskiego MSZ na temat białoruskich Polaków, nie wtrącających się w spory pomiędzy p. Borys, a p. Łucznikiem? Wydaje się bowiem, że jest ona znikoma. Dość wiarygodnym źródłem tej wiedzy mogliby być polscy księża pracujący za północno – wschodnią granicą. Tyle tylko, że rząd białoruski w końcu „docenił” starania polskich władz i zaczął systematycznie usuwać kapłanów z Polski z ich białoruskich parafii. Może zresztą to co mówili nie pasowało do tezy postawionej przez polskie MSZ, a jak wiadomo nic tak nie irytuje ludzi władzy jak rozbieżność ich „odczuć” i stanu rzeczywistego. Dość żenujące są również próby dyskredytowania Józefa Łucznika w polskich mediach, które od czasu do czasu przypominają, że został profesorem uczelni pedagogicznej z politycznego nadania. Te same media tytułują „profesorem” jednego z sekretarzy stanu legitymującego się zaledwie maturą!
Kolejnym nasuwającym się pytaniem, jest pytanie o działalność samego ZPB. Wystarczy bowiem zajrzeć na oficjalną witrynę ZPB, by zauważyć, że jest tam sporo informacji o próbach zdominowania Związku przez białoruskie KGB, są ataki na pseudo – Polaków (!), dużo wątków „hagiograficznych” p. Borys, ale nie da się znaleźć statutu organizacji! Nie wiadomo więc tak naprawdę, jakie cele stawia przed sobą Związek Polaków na Białorusi. Jest zresztą również głos krytyczny, który zdecydowanie „odbrązawia” postać nowej/starej pani Prezes. Inna sprawa, że witryna prowadzona przez „konkurencję” czyli ZPB z prezesem Łucznikiem nie prezentuje się lepiej.
Dbałość o Polaków zagranicą jest bez wątpienia, obowiązkiem rządu, prezydenta czy parlamentu. I nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Póki co, obserwując postępowanie owych instytucji Państwa Polskiego trudno zauważyć, by którakolwiek z nich brała pod uwagę interes Polaków na Białorusi. Realizowanie przez prezydenta polityki amerykańskich neokonserwatystów – mesjanistów demokracji – tylko pogorszyło sytuację białoruskich Polaków. Jeszcze gorsze efekty przynosi, wpisująca się w politykę unijną, polityka rządu. Póki co Unia Europejska wyraźnie dąży do maksymalnego osłabienia i marginalizacji Białorusi, czemu sprzyja niemiecko – rosyjskie „strategiczne partnerstwo”. Jakie profity może z tego czerpać Polska, doprawdy trudno napisać. A już zupełnie nie wiadomo co na takim obrocie sprawy mogą zyskać białoruscy Polacy?
Polska ma obowiązek dbać o rodaków, którzy znaleźli się poza jej granicami wbrew własnej woli, na mocy arbitralnych decyzji Stalina i kolaborującego z nim Roosevelta (przy minimalnym sprzeciwie Churchilla), Polska ma również prawo dbać o własny interes, bez oglądania się na interes Unii Europejskiej, albo – wzorem Niemiec – przyjmując założenie, że to co dobre dla Polski jest, automatycznie, dobre dla Unii. Póki co, jednak od kilkunastu lat Polska skutecznie marginalizuje swojego północno – wschodniego sąsiada coraz bardziej wpychając go w objęcia Rosji. Ku radości polityków z Berlina i niczego nie rozumiejących z rzeczywistości środkowoeuropejskiej, polityków z Brukseli. I – niestety – na własną zgubę!
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.