Jan Engelgard: Deutsche LOT?
- Jan Engelgard
W Europie mieliśmy już spektakularne upadłości wielkich narodowych linii lotniczych, takich jak Swissair czy Sabeny, upadły też bułgarskie linie Balkan. Dlaczego nie miałby paść LOT, nad którym krąży już niczym sęp Deutsche Lufthansa?
Czy może zniknąć z powierzchni firma istniejąca od 1929 roku, narodowy przewoźnik lotniczy, wizytówka naszego kraju na świecie? Owszem, może. Co prawda trudno uwierzyć, by – jak alarmuje „Rzeczpospolita” – stało się to w ciągu dwóch-trzech tygodni, ale w ciągu kilku miesięcy czy najbliższego roku – a jakże. To zdumiewające, że firma, która trzy lata temu miała zysk na poziomie 500 mln złotych, może tak szybko upaść.
Fatalna sytuacja firmy to nie przypadek, w ciągu czterech lat miała aż dziewięciu prezesów (z reguły niekompetentnych), stanowiła klasyczny partyjny łup dla kolejnych ekip partyjno-rządowych, była przechowalnią dla „swoich”, by wspomnieć największe kuriozum, jakim było zasiadanie w Radzie Nadzorczej LOT-u… Władysława Bartoszewskiego, jak wiadomo wybitnego znawcę transportu lotniczego.
To tak musiało się skończyć, przerosty zatrudnienia, agresywne związki zawodowe, nadmiar zarządów i struktur (LOT, Eurolot, Centralwings), nietrafione decyzje i wpadki (klapa z uruchomieniem połączenia do Pekinu, opóźnienia z dostawą nowych samolotów typu Boeing 787 itp.). Kiedy porówna się siatkę połączeń czeskich linii CSA, to okazuje się, że LOT, mający zaplecze w prawie 40-milionowym kraju, ustępuje południowemu sąsiadowi o parę długości. Staje się powoli linią lokalną, dostarczająca pasażerów do wielkich lotnisk Europy. A nad LOT-em krąży już niczym sęp Deutsche Lufthansa, być może jedyna linia, która może uratować polskiego przewoźnika. Ale ten ratunek będzie oznaczać dalszą marginalizację i sprowadzenie firmy do roli Deutsche LOT.
Mając na uwadze brak chęci polskiego rządu do ratowania firm państwowych, by wspomnieć tylko sprawę stoczni, los LOT-u nie rysuje się optymistycznie. W Europie mieliśmy już spektakularne upadłości wielkich linii narodowych, takich jak Swissair czy Sabeny, upadły też bułgarskie linie Balkan. Dlaczego nie miałby paść LOT? Nadzieja jest tylko taka, że upadek jakiejś linii prawie zawsze oznacza natychmiastowe powstanie na jej miejsce nowej – np. na miejsce Swissair błyskawicznie powstała nowa linia Swiss, a na miejsce Sabeny Brussels Airlines. To jeden z ratunków – upadłość i natychmiastowe odrodzenie pod inną nazwą, ale z tymi samymi aktywami. Można też pójść inną drogą – jaką poszli Włosi, którzy nie dopuścili do bankructwa i przejęcia przez obcy kapitał swojej Alitalia – organizując wsparcie ze strony rodzimego prywatnego kapitału. Wyjść jest więc kilka, ale na dzisiaj najbliżej LOT-u jest Lufthansa.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.
Artykuł ukazał się pierwotnie na łamach blogu Jana Engelgarda. Przedruk za zgodą autora.