Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Europa Polska Konrad Banachewicz: Wataha i sojusznik (komentarz)

Konrad Banachewicz: Wataha i sojusznik (komentarz)


10 wrzesień 2008
A A A

Jakby kto pytał, to pisanie historii od nowa trwa w najlepsze: oprócz odgrzewanych kotletów spod znaku odwiecznego polskiego antysemityzmu, zostajemy teraz potwornymi prześladowcami, którzy dręczyli po wojnie biednych Niemców. Straszne, nie? Jak można przedstawicieli narodu panów zmuszać do pracy? Przecież ich naturalnym  przeznaczeniem było panowanie nad światem, a tu nagle ci słowiańscy podludzie zaganiają ich do roboty, którą powinni wykonywać sami. Mało wykonywać: jeszcze dziękować swojemu niemieckiemu nadzorcy, że im na to pozwala! A to bydło nie dość że nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, to jeszcze ośmiela się krytykować słuszne upamiętnienie cierpień Niemców, którzy byli ofiarami nazizmu (bezpaństwowego, ma się rozumieć).

Na szczęście są jeszcze Polacy, którzy rozumieją gdzie ich miejsce – choćby burmistrz Zgorzelca, który wspólnie ze swoim partnerem z Goerlitz chce wybudować muzeum upamiętniające wysiedlenia.

Łaskawca, panie dzieju – oprócz cierpień Niemców będzie tam też mowa o polskich podludziach. „Chcemy pokazać, że nie tylko Niemcy zostali pozbawieni swojego dobytku, ale również Polacy byli wyrzucani ze swych domów

I w ten sposób będzie można wykazać równoważność przeżyć agresora z napadniętym.  Q.E.D. – jeszcze tylko zapłacimy odszkodowania i wszystko będzie cacy, Europa (a konkretnie Berlin, bo gnoma z Paryża nikt chyba nie traktuje poważnie) pogłaska po główce i przyjmie do rodziny cywilizowanych narodów.

Warto o takich inicjatywach pamiętać kiedy się człowiek zechce oburzyć na saksońskich edukatorów:

Skoro sami Polacy zgadzają się na inicjatywy propagandowe wybielające naszych ukochanych sąsiadów z Zachodu, to jak można się wściekać na nich samych? Ciężko mieć do Niemców pretensje: skutecznie zaaplikowali o ponowne przyjęcie do ludzkości po II WŚ, teraz jeszcze chcą napisać na nowo przeszłość... Ale na określenie Polaka popierającego takie działania (aktywnie – jak burmistrz Zgorzelca lub biernie – jak „człowiek od specjalnych zadań” Bartoszewski) jest parę określeń, tylko nie bardzo wypada ich używać publicznie.

A, prawda, zapomniałem: przecież pan minister Sikorski ogłosił swego czasu sklerozę wśród polityków (ani chybi tych wywodzących się z niedorżniętej jeszcze watahy) – jak śmieją nie pamiętać, że Niemcy są teraz naszym sojusznikiem? Szkoda, że w ramach rozległej edukacji zdobytej w młodości nie przyswoił sobie różnicy między sojuszem a wiszeniem u klamki silniejszego. Podobne zachowania przejawia Maciej Giertych, choć on akurat ma wektor sentymentu skierowany w zupełnie przeciwną stronę. Może to kwestia kończenia studiów w Wielkiej Brytanii?

Ja osobiście naprawdę nic do Niemców nie mam i bardzo chciałbym, żebyśmy pojednawszy się z nimi zaczęli budować relacje skierowane w przyszłość. Tylko troszkę ciężko to robić, kiedy ze wsparciem prominentnych polityków takich jak szef niemieckiego MSW Wolfgang Schaeuble „wypędzeni” piszą historię na nowo. Zresztą, sama nazwa organizacji, której szefuje hoża aryjska dziewoja, jest już zabawna: czy feldfebla Wilhelma Steinbacha ktoś zapraszał do Polski? Bo jeśli nie, to wywalenie go na zbity pysk z zabranego komuś mieszkania nie bardzo nadaje się do nazwania „wypędzeniem”...

Było już kilku takich pomysłowych Niemców, którzy chcieli domagać się od Polski odszkodowania za niemieckie mienie na terytorium miasta stołecznego i rzucili konkretną kwotą. W odpowiedzi, zatrudnieni przez miasto portugalscy bodajże biegli wycenili straty wyrządzone w Warszawie przez niemiecką okupację – i wyszła im kwota przynajmniej dwa rzędy wielkości wyższa. Amatorzy polskiej kasy zmyli się jak niepyszni. Tak właśnie należy z bezczelnymi Teutonami rozmawiać.
 
Jak śpiewali kiedyś panowie z AC/DC:  If you want blood, you got it.

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Konrada Banachewicza. Przedruk za zgodą autora.