Łukasz Michalski: Amerykańskie déjŕ vu?
Amerykanie, tzn. amerykańscy oficjele (bo któż z tzw. ordinary people mógł to zauważyć) mogli mieć w ostatnich dniach prawdziwe déjà vu. Otóż Stany Zjednoczone odwiedził polski premier Jarosław Kaczyński, który - wydawałoby się - był już tam pół roku temu. Ale nie, wtedy Amerykę wizytował prezydent Lech Kaczyński. Politycy dwaj, ale cel jeden- utwierdzić USA w tym, że Polska jest i pozostanie jej wiernym sojusznikiem. Pytam tylko - czy Stany Zjednoczone to docenią?
Pamiętam, jak bracia Kaczyńscy, będąc jeszcze w opozycji krytykowali rządzącą lewicę, że popiera ciągle USA, a nie wyciąga dla Polski żadnych wymiernych korzyści. Dziwnie mi się zdaje, że dziś jest podobnie z rządami prawicy, na czele której stoją Kaczyńscy. Bo dla mnie piękne słowa Condoleezzy Rice, że "Polska i Stany Zjednoczone są najlepszymi przyjaciółmi" nie wystarczają. Z drugiej strony, nie należę do osób, które wierzą w to, że Amerykanie będą traktować Polskę, jak ulubione dziecko, któremu wszystko się daje. Oczekuję jedynie od polskich polityków twardych negocjacji i wyraźnego argumentowania, czym Polska jest zainteresowana.
Wizyta premiera Kaczyńskiego w Waszyngtonie nie była dla Amerykanów czymś nadzwyczajnym. Była to po prostu kolejna robocza wizyta europejskiego polityka. To nie są już lata, kiedy Polska była tak ważnym ogniwem w polityce demokratyzacji Europy Środkowo-Wschodniej. Choć mogłoby się wydawać nieco inaczej, słuchając wykładu Kaczyńskiego w Heritage Foundation. Według premiera, w Polsce panuje od 1993 roku okres "postkomunizu triumfującego" i głównym zadaniem obecnie rządzących jest zburzenie tego porządku. Nie wiem więc, czy zachęcani tak mocno przez Kaczyńskiego amerykańscy inwestorzy będą chcieli przybywać na to "pole walki" nad Wisłą...
"Pakt Kaczyński-Rice" - tak o rozmowach polskiego premiera w Waszyngtonie napisała rosyjska "Niezawisimaja Gazieta". Moskiewski dziennik podaje, że Waszyngton uzyskał zgodę Warszawy na rozmieszczenie tarczy antyrakietowej. Czyżby rosyjscy dziennikarze wiedzieli coś więcej? Kaczyński bowiem zapewniał, że o tarczy wogóle nie rozmawiał z Rice i podkreślił, że wymaga to długich i szczegółowych negocjacji. I tu się zgadzam z premierem. Należy przeanalizować, czy tarcza antyrakietowa poprawi nasze bezpieczeństwo czy wręcz odwrotnie, narazi Polskę na dodatkowe niebezpieczeństwo w postaci ataków terrorystycznych. Na razie nie ma o czym dyskutować, Polska nie dostała żadnej formalnej prośby o umieszczenie na naszym terytorium bazy systemu antyrakietowego. Poczekajmy więc na konkrety.
Konkrety mamy za to w innej kwestii. Towarzyszący premierowi Kaczyńskiemu w podróży do USA Radosław Sikorski ogłosił, że na początku przyszłego roku 1000 polskich żołnierzy poleci do Afganistanu. Szef MON zaznaczył, że decyzję ogłosił na prośbę sekretarza generalnego NATO. Ma to być swoista zachęta dla innych członków sojuszu, którzy nie kwapią się do wysłania swoich żołnierzy do Afganistanu. I nie ma co się dziwić - tereny Afganistanu są areną trwających od wieków walk. Nie poradzili sobie tam ani Brytyjczycy w XIX wieku, ani Sowieci w latach 80. XX wieku. Obecnie to wojska NATO, na czele z Amerykanami, zmagają się z talibami na tym górzystym, pociętym niedostępnymi wąwozami terenie. Pozostaje pytanie, czy Polska powinna się jeszcze bardziej angażować w ten konflikt (obecnie liczebność polskiego kontyngentu wynosi nieco ponad stu żołnierzy). Nie dość, że polskich żołnierzy czeka niezmiernie trudna walka (czego nie ukrywa sam Sikorski), dochodzą jeszcze koszty całej misji - szacuje sie je na przeszło 300 milionów złotych. Czy chwilowy rozgłos medialny, który wytworzył się po ogłoszeniu decyzji przez Sikorskiego, zrekompensuje wszystkie ewentualne koszty poniesione przez Polskę? Bo poza echem polskiej decyzji nic raczej nam nie spłynie. Czy może ktoś jednak dalej wierzy w "gigantyczne kontrakty polskich firm w demokratycznym Iraku"?...
W rozmowach z Amerykanami nie mogło też zabraknąć "dyżurnego" tematu dla Polski - bezpieczeństwa energetycznego. Premier Kaczyński, rozmawiając z sekretarz stanu Rice, wiceprezydentem USA Dickiem Cheneyem oraz szefem Departamentu Energii USA Samuelem Bodmanem, uzyskał "polityczne poparcie" dla nowych dróg przesyłu ropy i gazu z rejonu Morza Kaspijskiego do Polski i reszty Europy. Kluczowa będzie jednak chęć udziału w tych przedsięwzięciach amerykańskich firm. Pierwszy krok Kaczyński już wykonał - rozmawiał z Amerykańską Izbą Handlową, a także z prezesem GE Energy, będącego częścią największego koncernu świata Gerneral Electric. Ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca - jak pojawią się nad Wisłą amerykańscy inwestorzy, będzie można pogratulować premierowi sukcesu.
Pozytywnie należy ocenić spotkania Kaczyńskiego z organizacjami żydowskimi, na których premier zapewnił, że nie dopuści do żadnych "antysemickich wyskoków". Poza tym, Kaczyński kontynuował działania brata - rozmawiał z amerykańską Polonią. PiS chce zwiększyć udział Polonii w polskim życiu politycznym, premier obiecał nową ustawę, wedle której Polonusi będą mieli możliwość posiadania podwójnego obywatelstwa. Premier wspomniał też o innym pomyśle - karcie Polaka, dzięki któremu osoby poczuwające się do polskości, a posiadające choćby jednego dziadka Polaka, będą mogły uzyskać status "Polaka zagranicznego". Karta taka niosłaby spore przywileje - ułatwienia wizowe, możliwość osiedlania się w Polsce i prawo do bezpłatnej edukacji.
Na deser premier zostawił sobie nie lada gratkę - odebrał w Teksasie pierwszego F16 z polską "szachownicą". Po erze myśliwców RWD, Mig i SU nadeszła era F16. Brzmi pompatycznie, ale taka też była uroczystość prezentacji nowego sprzętu dla polskiego wojska. Niestety przy każdej okazji, kiedy jest mowa o polskich F16, przychodzi mi od razu na myśl gdzie te oczekiwane korzyści offsetowe...