Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Europa Polska Maciej Konarski: Czas na męską decyzję - czyli co dalej z polską obecnością w Iraku ?

Maciej Konarski: Czas na męską decyzję - czyli co dalej z polską obecnością w Iraku ?


17 grudzień 2004
A A A

W ostatnich tygodniach sprawa udziału Polski w okupacji Iraku wydaje się nie budzić większego zainteresowania naszych polityków i opinii publicznej. Tzw. „elity” zbyt są bowiem zaabsorbowane ostatnimi skandalami i przetasowaniami na szczytach władzy, podczas gdy społeczeństwo, choć generalnie niechętne naszemu zaangażowaniu w Iraku, jest zbyt pogrążone w apatii i niechęci do angażowania się w sprawy publiczne by przemówić silniejszym głosem. Gdyby dodać do tego jeszcze szczęśliwy fakt, że nie doszło ostatnio do żadnej „spektakularnej” tragedii z udziałem polskich żołnierzy czy cywili przebywających w Iraku nasuwa się wniosek, że sprawa naszego zaangażowania nad Tygrysem i Eufratem zeszła wyraźnie na dalszy plan w polskim życiu politycznym. Anemiczne wysiłki niektórych schyłkujących partii, zmierzające wywołania większych protestów przeciw polskiej obecności w Iraku, rozbijają się jak na razie o mur obojętności. Nie jest moim zamiarem odgrzewać wyeksploatowany temat zasadności inwazji na Irak czy też omawiać ewentualne korzyści (od nieszczęsnych wiz do USA począwszy) i straty jakie w wyniku obecności w Iraku notuje nasz kraj. Jesteśmy bowiem zaangażowani nad Eufratem i to w zasadzie czyni teraz takie rozważania czysto akademickimi. Ważne jest by przemyśleć jak Polska powinna zareagować na zmieniającą się sytuację w Iraku i co ważniejsze jak nasza militarna obecność w regionie wpływa na rozwój tej sytuacji.

Na co komu polski kontyngent ?

Nie jest moim celem deprecjonowanie wysiłku polskich żołnierzy i ich kolegów z wielonarodowej dywizji. Niewątpliwie ryzykują oni codziennie swe życie wykonując swe, często mało medialne i niedoceniane obowiązki służbowe. Pozostaje jednak faktem, że wielonarodowa dywizja „Centrum – Południe” liczy zaledwie 6,1 tys. żołnierzy (w tym ok. 2,5 tys. Polaków) co przy łącznej liczebności sił okupacyjnych ocenianej na ok. 190 tys. (głównie Amerykanów) jest sumą niewiele, jeśli nie nic nieznaczącą. W dodatku liczebność zagranicznych kontyngentów w dywizji międzynarodowej stale spada na skutej rejterady coraz to nowych państw z „Koalicji Chętnych”. Z Iraku wycofały się już Hiszpania, Honduras, Dominikana, Filipiny i Tajlandia. Węgierski parlament zdecydował, że cały batalion transportowy wchodzący w skład wielonarodowej dywizji wycofa się z Iraku szybciej niż planowano, bo do końca bieżącego roku. Zwycięzcą wyborów prezydenckich na Ukrainie okaże się najprawdopodobniej Wiktor Juszczenko, Polska może mieć wówczas kolejne problemy - kandydat opozycji zapowiada mianowicie, że jeśli tylko wygra wybory, natychmiast wycofa z Iraku wszystkich 1650 ukraińskich żołnierzy; podobne zapowiedzi czyni zresztą też jego rywal - Wiktor Janukowycz. Tymczasem Ukraińcy to druga co do liczebności (po Polakach) grupa w wielonarodowej dywizji. Jakby tego było mało, w ostatnich dniach także minister obrony Holandii poinformował, że jego kraj wycofa z Iraku swoich 1350 żołnierzy już w marcu 2005 r. Czesi zdecydowali się na razie na przedłużenie pobytu swoich 100 żołnierzy, ale tylko do końca lutego przyszłego. Z kolei rząd Portugalii pozwolił 110 żandarmom na pozostanie na Bliskim Wschodzie do 10 lutego 2005 r. Nie jest wykluczone, że wkrótce Irak opuszczą też Japończycy.
W tej sytuacji rola polskiego kontyngentu, jak i całej kierowanej przez nas strefy stale maleje. Obecnie pod polską komendą znajdują się zaledwie trzy prowincje (Babil, Karbala, Wasit) niewiele znaczące pod względem ekonomicznym czy politycznym. Trudno też udowodnić, że międzynarodowa dywizja odciąża znacząco amerykańskiego sojusznika w działaniach okupacyjnych. Jak pokazują ostatnie wydarzenia, a zwłaszcza dwa szyickie powstania wzniecone przez Muktadę Al – Sadra, dywizja nie posiada odpowiedniego wyposażenia, a jej zwierzchnicy woli politycznej, aby pełnić inne zadania niż czysto defensywne. Całą mówiąc kolokwialnie „czarną robotę” muszą w jej strefie wykonywać siły amerykańskie, a każdy rejon (np. Nadżaf, sunnicki „Łuk skorpiona”) w którym zachwiana zostaje stabilność natychmiast musi objąć kontrolą US Army gdyż kontyngenty dywizji nie byłyby w stanie samodzielnie opanować kryzysu. Trudno mówić również, że odciążamy Waszyngton finansowo skoro obecność większości kontyngentów (w tym naszego) jest w dużej mierze finansowana przez Amerykanów.
Nic wiec dziwnego, że polska obecność w Iraku nie przynosi w tej sytuacji takich politycznych czy medialnych korzyści jakie stały przed nami gdy obejmowaliśmy własną strefę w Iraku. Nie powinno więc dziwić protekcjonalne traktowanie Polski przez naszych sojuszników z USA czy partnerów z UE skoro nasza obecność w Iraku nie wpływa prawie w ogóle na realną sytuację w tym kraju. Nie wątpię, że polscy żołnierze dobrze wypełniają swe obowiązki, pytanie brzmi natomiast czy ich trud i ryzyko nie idą w tej sytuacji na marne ? Korzyści takie jak zdobycie cennych doświadczeń i umiejętności przez polska armię są niewątpliwie znaczące ale nie wystarczające by uzasadnić polską obecność w Iraku. Coraz wyraźniej widać, że nasze zaangażowanie w Iraku służy teraz Amerykanom niemal wyłącznie jako propagandowe uzasadnienie międzynarodowego charakteru okupacji Iraku. Jak zresztą wskazuje przebieg amerykańskiej kampanii wyborczej (słynne już „You forgott Poland”), uzasadnienie traktowane coraz mniej poważnie...

„Mieć ciastko i zjeść ciastko”

Tak w skrócie przedstawia się podejście znacznej części polskich przywódców do kwestii naszej obecności w Iraku. Z jednej strony uparcie nie przyjmują oni do wiadomości, że formuła „misji stabilizacyjnej” jest nie do utrzymania na dłuższą metę. Pragną więc uniknąć większego zaangażowania w konflikt sprowadzając de facto rolę polskiego kontyngentu do odbudowy szkół, rozminowywania pustyni i patroli po irackich drogach. Wszystkie trudniejsze zadania - a zwłaszcza misje bojowe, spychane są na barki Amerykanów, minimalizując w ten sposób znaczenie naszego zaangażowania w Iraku. Z drugiej strony jednak, zdając sobie sprawę z rosnącego niebezpieczeństwa nieśmiało sondują możliwość dalszego minimalizowania ryzyka bez podejmowania decyzji o pełnym odwrocie. Już teraz słychać głosy o przekazaniu kontroli nad strefą Irakijczykom i sprowadzenie roli międzynarodowej dywizji do zadań pomocniczych dla nowych władz. Dominuje tu myślenie w stylu typowo polskiego „jakoś to będzie” ”. Albo Amerykanie sami opanują sytuację w Iraku, albo zdołamy się z stamtąd wycofać spokojnie, stopniowo bez odium „hiszpańskiej dezercji” zanim ta sytuacja stanie się naprawdę krytyczna. To kolejny powód dla którego polska obecność w Iraku zaczyna przypominać trwanie bez żadnej określonej wizji. I znów polscy żołnierze ryzykują życie bez żadnej idei na to jak to ryzyko mogłoby wpłynąć na stabilizację Iraku czy też wymierne korzyści dla naszego państwa.
Wydaje się więc na dzień dzisiejszy, że Polska powinna podjąć jedną z dwóch „męskich” decyzji.

Opcja nr 1 – odwrót

Była by to decyzja niewątpliwie trudna, lecz na pewno warta rozważenia. Skoro bowiem polska obecność w Iraku nie wywiera większego wpływu na rozwój sytuacji w tym kraju to można z tego wysnuć logiczny wniosek, że nie jesteśmy tam tak naprawdę nikomu potrzebni. Co więcej, Polska uzyskała jak na razie dość mizerne korzyści ze swego zaangażowania nad Tygrysem i Eufratem. Pogorszyły się nasze relacje z wieloma państwami UE przy czym nie awansowaliśmy w polityce USA na wymarzoną rolę pośrednika pomiędzy Ameryką a Europą, czy tez na pozycje „europejskiego Izraela” jak to niektórzy optymistycznie przewidywali. Korzyści ekonomiczne (nawet mimo ostatniego zwycięstwa „Bumaru” w przetargu na bron dla Iraku) nadal są dość mizerne. Nie uzyskaliśmy większej pomocy USA w modernizacji naszej armii nie mówiąc już o zniesieniu nieszczęsnych wiz dla polskich obywateli. To wszystko są aż nazbyt przekonujące argumenty na bezsens naszego dalszego trwania w Iraku.
Decyzja o wycofaniu się z Iraku byłaby niewątpliwe bardzo trudna. Odwrót taki należałoby wykonać stopniowo, we wcześniej uzgodnionym terminie aby nie spowodować Amerykanom zbyt wielu komplikacji i uniknąć zbyt bliskich skojarzeń z jednostronną ucieczką Hiszpanów. Tak czy inaczej oznaczałoby on jednak de facto, że nasza decyzja o udziale w okupacji Iraku była błędem, a śmierć 20 (na dzień dzisiejszy) Polaków poszła na marne. Niewątpliwie ochłodziłoby to też nasze stosunki z USA, a jednocześnie nie poprawiłoby raczej naszego wizerunku i pozycji w krajach „Starej Europy”. Dlatego uważam tą decyzję za ostateczność. Czasem jednak trzeba umieć podjąć trudną decyzję. Jeśli wysiłek naszych żołnierzy służy rzeczywiście międzynarodowemu pokojowi i stabilności oraz długookresowej poprawie pozycji Polski na arenie międzynarodowej to ma on moje pełne poparcie. Jeśli jednak ryzykują oni życie w Iraku tylko po to by utrzymywać iluzję o istnieniu silnej międzynarodowej „koalicji chętnych” to uważam go za pozbawiony sensu.

Opcja nr 2 – Zaangażować się na serio

Jeśli przyjmiemy, że decyzja o odwrocie to ostateczność to musimy równocześnie zdać sobie sprawę, że pozostawanie w Iraku na dotychczasowych zasadach jest bezcelowe. Nie ma sensu udawać w warunkach wojny, że prowadzimy „Misję stabilizacyjną”, ogranicza to bowiem do minimum nasze znaczenie w „koalicji chętnych” i nasz wpływ na rozwój sytuacji w Iraku. Co gorsza specjaliści donoszą, że to schizofreniczne podejście ma kiepski wpływ na morale i bezpieczeństwo polskich żołnierzy stacjonujących w Iraku. Nie mogą oni prowadzić akcji ofensywnych, wyposażeni są w sprzęt odpowiedni na misję rozjemczą w Bośni i mogą jedynie w napięciu i bezsilności oczekiwać na każdy kolejny atak rebeliantów.
Aby zmienić ten stan rzeczy należałoby wyposażyć polskich żołnierzy w ciężki sprzęt, zwiększyć liczebność kontyngentu zamiast go zmniejszać i przede wszystkim dać im „zielone światło” do prowadzenia akcji ofensywnych i aktywnego zwalczania zagrożenia. Dzięki temu polskie wojsko mogłoby rzeczywiście odpowiadać za pewien obszar Iraku, faktycznie odciążając amerykańskiego sojusznika. Rola naszego kontyngentu w siłach okupacyjnych wzrosłaby gdybyśmy nie musieli przy każdym większym kryzysie wzywać US Army na ratunek, wzrósłby też nasz zerowy jak dotychczas wpływ na rozwój sytuacji w Iraku. Nie wątpię, że wówczas nasza pozycja przetargowa (dosłownie i w przenośni) znacznie by wzrosła. Udowodnilibyśmy tym samym, że przekazanie nam pod kontrolę całej strefy nie było posunięciem na wyrost.
Nie nawołuje oczywiście by wysyłać polskich żołnierzy do „sunnickiego trójkąta” i szturmować Faludżę wraz z US Marines. Mimo całej sympatii dla polskiego wojska należy patrzeć realistycznie na jego możliwości. Myślę jednak, że stać nas na odgrywanie większej roli w okupacji Iraku i odbudowie tego państwa. Trzeba jednak przygotować się w tej sytuacji na większy wysiłek i co ważniejsze - większe ryzyko.

Reasumując, trudno na dzień dzisiejszy pozytywnie ocenić bilans naszej obecności w Iraku. Dlatego uważam, że utrzymywanie dotychczasowej linii postępowania i naiwna wiara, że wszystko „jakoś się ułoży” jest politycznym błędem i nieodpowiedzialnością wobec wciąż ryzykujących w Iraku swe życie polskich żołnierzy. Polska musi moim zdaniem podjąć „męska decyzję” – zwiększyć swój militarny wysiłek by nadać sens i znaczenie naszej obecności w Iraku, lub wycofać stamtąd swych żołnierzy aby nie ryzykowali życia na próżno. Czy jednak w obecnej sytuacji wewnętrznej Polski znajdą się siły gotowe podjąć jedną z tych ryzykownych decyzji ? Niestety, moja wiara w to jest na dzień dzisiejszy dość mizerna…

Przy opracowywaniu tego tekstu posłużyłem się danymi zamieszczonymi w:

Maria Wągrowska – „Udział Polski w interwencji zbrojnej i misji stabilizacyjnej w Iraku” („Raporty i Analizy” nr 12/04 CSM)

www. Irak pl.