Maciej Konarski: Tu nie będzie (kontr)rewolucji
Nominacja Radosława Sikorskiego na stanowisko szefa dyplomacji stanowi swoisty sygnał, że nowy rząd nie planuje radykalnych zmian w polskiej polityce zagranicznej. „Korporacja Geremka-Cimoszewicza” chyba zbyt wcześnie obwieściła więc swój triumf. Po dzisiejszym zaprzysiężeniu rządu nie ma już miejsca na domysły. Donald Tusk nie ugiął się pod polityczno-medialnym naciskiem i podtrzymał decyzję o powołaniu Radosława Sikorskiego na stanowisko szefa MSZ. Jedna z niegdysiejszych gwiazd PiS będzie więc, ku rozgoryczeniu braci Kaczyńskich, przez co najmniej kilka lat nadawać ton polskiej polityce zagranicznej.
PiS nie kryje swej niechęci wobec osoby Sikorskiego ale również osławiona „korporacja Geremka-Cimoszewicza” nie ma zbyt wielu powodów do zadowolenia. Tuż po wyborach „Gazeta Wyborcza” skwapliwie opisywała złożony msz-etowskich „starych” nieformalny zespół, przygotowujący swoiste listy proskrypcyjne dla nowego szefa MSZ. Wiele wskazuje jednak, że wbrew ich nadziejom nie dojdzie do radykalnej „defotygizacji” resortu. Jak podaje bowiem dzisiejszy „Dziennik”, zastępcami Sikorskiego zostaną najprawdopodobniej Andrzej Krawczyk i Ryszard Schnepf – osoby, zajmujące wysokie stanowiska w czasach rządów PiS. Urząd wiceministra prawdopodobnie zachowa również Witold Waszczykowski. Do wszystkich tych kandydatów msz-etowskie dinozaury mają dość ambiwalentny stosunek
Trudno zresztą by w warunkach trudnej koabitacji Sikorski zdecydował się na daleko posunięte czystki personalne w MSZ. Oznaczałyby one bowiem totalną wojnę z pałacem prezydenckim, która nowemu rządowi bynajmniej nie byłaby na rękę. Z resortu odejdzie więc zapewne kilka najbardziej kojarzonych z Anną Fotygą osób, wróci kilka innych przez tamtą ekipę zdymisjonowanych, lecz o totalnej Rekonkwiście nie będzie raczej mowy. Jak wskazuje „Dziennik”, Sikorski będzie się raczej starał obsadzić resort swoimi zaufanymi ludźmi.
Prawdę mówiąc wydaje mi się zresztą bardzo wątpliwe, by nowy minister miał serce do podobnej kontrrewolucji. Byłego uchodźcę politycznego, korespondenta wojennego z Afganistanu i zaciekłego antykomunistę jakim jest Sikorski trudno raczej podejrzewać o szczególny sentyment do absolwentów MGIMO czy członków „korporacji Geremka”. Jeszcze kilkanaście lat temu był on przecież jedną z tych postaci (obok Olszewskiego, Macierewicza czy Parysa), którą lewicowo-liberalne media straszyły swych czytelników na dobranoc. To, że dziś znajduje się on w PO a nie w PiS jest raczej kwestią różnic personalnych niż ideowych. Pomysł, że Sikorski „odzyska” MSZ dla „korporacji Geremka” wydaje się więc mocno wątpliwy.
Osoba nowego ministra nie zapowiada również rewolucji w polityce zagranicznej. Sikorski był przecież jednym z wykonawców proamerykańskiej i „asertywnej” polityki zagranicznej braci Kaczyńskich. Nie kto inny jak on wywołał przecież skandal porównując projekt Gazociągu Północnego do paktu Ribbentrop-Mołotow. Sam program wyborczy PO i dotychczasowa praktyka polityczna nie zapowiadają zresztą żadnych radykalnych zmian w tej sferze. Można się spodziewać ograniczenia politycznych pyskówek, nieco większej układności wobec partnerów, lecz w konkretach - polityki niewiele bardziej kompromisowej niż ta w wykonaniu PiS. Z tego punktu widzenia konserwatysta i światowiec Sikorski jest dla Platformy właściwą osobą na właściwym miejscu.