Michał Tekliński: Polska tylko w UE czy Polska na świecie?
Niebawem czeka Polskę referendum europejskie w sprawie integracji Polski ze strukturami Unii. Niezmiernie ważne jest abyśmy wszyscy wybrali drogę właściwą dla rozwoju naszego kraju i chóralnym głosem zawołali "tak" dla wstąpienia. Jednak, oczywiście, w momencie wejścia nic polskich kłopotów nie rozstrzygnie. Ważne dlatego jest, żeby już teraz zastanowić się nad miejscem Polski w nowej dla niej rzeczywistości.
Polska wchodząc do Unii będzie siłą rzeczy w cieniu i pod wpływem rządzących nią de facto Francji i Niemiec. Nie specjalnie zmienia to fakt, że wynegocjowane zostały całkiem niezłe warunki jeśli chodzi o ilość reprezentantów w Parlamencie Europejskim (uzyskaliśmy 54 mandaty - tyle co Hiszpanie) czy też ilość miejsc w Radzie Unii Europejskiej. W naszej sytuacji ekonomicznej (nie łudźmy się, jesteśmy "biedaczkiem") główny głos mieć będą Francuzi i Niemcy. Polska poza tym nie ma takiego źródła przychodów jakim dla Hiszpanii jest turystyka i mieć nigdy nie będzie (to już nie nasza wina), nie może też czekać tak długo na owoce członkostwa jak Irlandia. Polska musi pójść drogą rozwoju ekonomicznego podobną do drogi Irlandii w drugiej połowie lat 80-tych, ale póki co możemy przecież postarać się o to by być postrzeganym jako ważny gracz na arenie międzynarodowej w sensie politycznym.
Oczywiście, ekonomia jest ważna, ale równie istotny jest wizerunek w oczach innych. Polska ekonomia zależy od UE, ale już pozycja w świecie może mieć wiele płaszczyzn. Można utrzymywać dobre stosunki zarówno z państwami Starego Kontynentu jak i na przykład z USA. Dlatego też Polska musi nie zaniedbując sfery ekonomicznej, budować swoją "potęgę" na płaszczyźnie politycznej. Oczywistym przecież jest fakt, że silnego partnera (mocnego przynajmniej w "gębie"), nawet z kłopotami finansowymi, traktuje się poważniej niż karła z pustą kieszenią. Polska ma potencjał, aby stać się regionalnym europejskim mocarstwem. To właśnie nasza ojczyzna najlepiej poradziła sobie z transformacją ze wszystkich państw byłego bloku socjalistycznego. Przez wiele lat wskaźniki ekonomiczne Polski były najwyższe w porównaniu ze wskaźnikami naszych sąsiadów (oprócz Niemiec oczywiście). Stosunkowo niedawno, bo kilka lat temu przegoniły nas Czechy i Węgry, ale stało się to wtedy, gdy w państwach tych zaczęto stosować rozwiązania potrzebne do polskich. Teraz ważne jest, abyśmy wykorzystali szansę jaką sami sobie stworzyliśmy decydując się na wsparcie Stanów Zjednoczonych najpierw w rozbiciu reżimu Saddama Husajna, następnie na wspólną odbudowę Iraku. Przy błogosławieństwie USA możemy stać się najważniejszym państwem Europy Środkowo-Wschodniej i powinniśmy to wykorzystać bezwzględnie. Złośliwe komentarze prasy niemieckiej na temat naszej polityki zagranicznej dziwić nie mogą. Tajemnicą poliszynela jest przecież fakt, że każdy z nowych członków UE miał mieć zachodniego protektora - akurat dla Polski miałyby być to Niemcy. W takiej sytuacji ważne jest, aby nasz głos (być może sztucznie na początku podniesiony przez USA) był mocniejszy. To może nie odpowiadać naszym sąsiadom zza Odry, ale to naturalne tak samo jak fakt, że my możemy tego po prostu nie chcieć i dążyć do tego, aby rozmawiać i być dla naszego "przyszłego" protektora równorzędnym kompanem. Nie ma również powodu rezygnować z wizji Polski jako pomostu między Zachodem z Wschodem. jako regionalna potęga moglibyśmy realizować ten scenariusz. A że taki pomost jest potrzebny, nie ma wątpliwości. Ukraina jest zainteresowana współpracą z potężnymi partnerami (jak UE), a to przecież ciekawe i istotne państwo w Europie. Fakt, że Ukraina zbliżyła się ostatnio do Rosji zdaje się być jeszcze do naprawienia. Polska potrzebuje politycznego poparcia i sympatii płynącej zza Atlantyku, a także z drugiego brzegu kanału La Manche. W polityce, na szczęście, w odróżnieniu od twardego biznesu i zimnej kalkulacji często liczy się także po prostu ludzka sympatia (nie mylić ze służalczą lojalnością) i pozornie nic nie znaczące gesty, taki jak np. jednodniowa wizyta prezydenta Busha w Krakowie tylko po to, aby podziękować Polsce za bądź co bądź symboliczne wsparcie w wojnie z Irakiem.