Birma/ Zagraniczna żywność nie dociera do powodzian
Rosną obawy, że zagraniczna pomoc trafia na czarny rynek lub jest przejadana przez armię. Human Rights Watch wzywa do monitorowania dostaw.
"Bez niezależnych obserwatorów na miejscu, nie możemy być pewni, że pomoc dociera do najbardziej poszkodowanych" - powiedział w środę (14.05), w Nowym Jorku Brad Adams, dyrektor Human Righs Watch na Azję.
Organizacja potwierdza doniesienia agencji Associated Press, która informowała że rząd Birmy nie dostarczył wysoko energetycznych batoników z pierwszego transportu ONZ. Zamiast tego wydawał niskiej jakości substytuty. Panstwowa telewizja pokazała też wydawanie pakunków żywności podpisanych nazwiskami generałów - napisy wyraźnie były naklejone na oznaczenia "Pomoc Królestwa Tajlandii". Świadkowie twierdzą, że po nakręceniu materiału filmowego, wojsko odjeżdżało z żywnością.
Miejscowe źródła donoszą, że z zagranicznej pomocy korzysta przede wszystkim armia, gdzie, jak informuje w swoim raporcie Karen Human Rights Group, również panuje głód. Armia Birmy liczy 400 tys. żołnierzy. Wraz z rodzinami daje to 2 mln osób w całym kraju, do których zagraniczna żywność dociera w pierwszej kolejności, ponieważ reżim obawia się buntu. Podejrzewa się także, że zagraniczna żywność jest sprzedawana przez wojskowych.
ONZ szacuje, że w regionie Irawady jest 2,5 mln osób wymagających natychmiastowej pomocy. Sekretarz generalny Ban Ki-moon wezwał rząd Birmy do przyjęcia zagranicznych pracowników humanitarnych wraz z pomocą logistyczną. Setki ciał nie zostało jeszcze pochowanych od przejścia cyklonu na początku maja. Czerwony Krzyż ostrzega przed epidemią.
Tymczasem reżim zapewnia, że akcja w delcie rzeki Irawady przebiega zgodnie z planem i teraz rząd przechodzi do jej drugiego etapu: odbudowy.
Na podstawie: hrw.org, news.bbc.co.uk, atimes.com