Kierunek Berlin, czyli zasada ograniczonego zaufania
Stosunki polsko- niemieckie za rządów premiera Tuska uległy znacznej poprawie. Należy jednak zastanowić się czy jest to poprawa rzeczywistych relacji czy tylko ich zgrabna otoczka. Sposób prowadzenia polityki zagranicznej przez obecnego premiera często przez opinię publiczną jest definiowany jako polityka miłych gestów i uśmiechów. Najlepszym chyba tego przykładem są właśnie stosunki Polski z Niemcami. Polska miała zatem kilka konkretnych kwestii do załatwienia ze stroną niemiecką. Czy premier Tusk podołał zadaniu ich spełnienia?
Po pierwsze Gazociąg Północny („Nord Stream”), płynący po dnie Bałtyku i łączący Rosję z Europą Zachodnią bez pośrednictwa państw Europy Środkowo- Wschodniej jako państw tranzytowych. Tusk nie zdołał naprawić złego wrażenia jakie wywarł jego poprzednik, który uważał projekt gazociągu za kolejną w historii umowę dwóch sąsiadów Polski, ingerującą w polskie interesy. Po objęciu rządów przez Tuska i rozpoczęciu polsko- niemieckich rozmów okazało się, że Polska nie ma szans na włączenie się w rosyjsko- niemiecki projekt, na co po cichu liczył premier. Brak szans wynikał przede wszystkim z braku chęci po stronie rosyjskiej i niemieckiej we włączenie Warszawy do negocjacji, a po drugie odstraszały zbyt wysokie koszty jakie Polska musiałaby ponieść w związku z budową gazociągu. Ponadto członkowie rządu studzili zapędy premiera, przypominając, że jest to jeden z droższych projektów przesyłu surowca w tej części Europy.
Polska miała jednak dla „Nord Stream” alternatywę – „Amber”, czyli gazociąg płynący drogą lądową z Rosji przez kraje bałtyckie do Polski i dalej do Europy. Ale na to także było za późno. Zarówno strona niemiecka jak i rosyjska za bardzo zaangażowały się w budowę gazociągu północnego i ani myślały o innym sposobie tranzytu surowca. W związku z tym sprawę gazociągu, w którym uczestniczyłaby Polska można zaliczyć do niewykonanej. Nawet jeżeli gazociąg po dnie Bałtyku był nieopłacalny, to Tusk nie był w stanie przekonać Niemców do innej, w dodatku tańszej alternatywy.
Po drugie, od lat powracająca kwestia roszczeń niemieckich „wypędzonych”. Tusk poruszył ten problem podczas swojej wizyty w Berlinie w grudniu zeszłego roku, prosząc niemiecki rząd o reakcję. Roszczenia wysiedleńców rzeczywiście spotkały się z dezaprobatą kanclerz Merkel, ale nie zapewniła ona polskiego premiera o podjęciu jakichkolwiek kroków w tej sprawie, ani tym bardziej o przejęciu przez państwo niemieckie roszczeń „wypędzonych”. Merkel pozostawia sprawę wypędzonych władzy sądowniczej, która jako niezawisła może decydować o uznaniu bądź nie roszczeń wypędzonych.
Jedynie sprawa Związku Wypędzonych Eriki Steinbach spotkała się z negatywną reakcją niemiecką. Tusk informował stronę niemiecką, że jakakolwiek współpraca polsko- niemiecka dotycząca upamiętnienia wspólnej historii będzie możliwa, ale bez udziału Eriki Steinbach. Merkel zapewniła, że działalność Steinbach nie jest przez rząd niemiecki tolerowana i zaproponowała uczestnictwo władz polskich w tworzonej przez niemiecki rząd wystawie „Widoczny znak przeciw ucieczce i wypędzeniu.” Po konsultacjach ustalono, że polskie władze w projekcie nie będą uczestniczyć, ale nie wykluczają udziału polskich historyków. Steinbach z kolei stwierdziła, że zrezygnuje z projektu Związku przeciwko Wypędzonym na rzecz „widocznego znaku.” Projekt Steinbach przewidywał upamiętnienie historii Niemców masowo przesiedlanych w 1945 r. z terytoriów Polski po wkroczeniu do niej Armii Czerwonej, nie wspominając o przymusowo odbieranych gospodarstwach i majątkach Polaków, wcześniej tam zamieszkujących.
Także przedstawiony przez Tuska pomysł współtworzenia w Polsce Muzeum Wojny i Pokoju w Gdańsku oraz muzeum historii Polski w Berlinie poświęcone w dużej części wkładowi „Solidarności” w obalenie muru berlińskiego, przypadł stronie niemieckiej do gustu. Inicjatywą niemiecką z kolei jest stworzenie polsko- niemieckiego podręcznika do historii, obejmującego cały XX wiek.
Jednak Tusk sukces w kwestii upamiętniania historii polsko- niemieckiej może zawdzięczać pogarszającym się stosunkom Berlina z Paryżem i zirytowaniem Niemców „nieprzewidywalnym” Sarkozym. Minister spraw zagranicznych Niemiec Frank Walter Steinmeier „pragnie uczynić z relacji polsko-niemieckich jeden z najważniejszych elementów swej polityki zagranicznej” więc trudno doszukiwać się tu tylko zdolności negocjacyjnych premiera Tuska. Według Berlina francuski prezydent próbuje odebrać kanclerz Merkel przewodnictwo w UE poprzez ciągłe sprzeciwy bądź organizowanie konsultacji bez udziału Berlina. Niemcy widocznie widzą w Polsce, liczącego się w UE proamerykańskiego partnera rozmów i przeciwwagę dla Francji.
Podsumowując obecne relacji Polski z Niemcami można mówić o dużym szczęściu Tuska. Rząd niemiecki liczył na przychylność nowego polskiego rządu we wzajemnych relacjach. Ich poprawa w dużej mierze była właściwie zasługą Berlina, który znalazł się w trudnej sytuacji w UE, spowodowanej niezgodnością poglądów kanclerz Merkel i prezydenta Sarkozego i potrzebą znalezienia sprzymierzeńca. W rzeczywistości oprócz wystawy czy wspólnego podręcznika żadna ważna dla polskich interesów kwestia, jak np. gazociąg nie została załatwiona. Mamy więc miłą i przyjazną atmosferę, lecz bez konkretów.