Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Dariusz Materniak: Breivik, czyli kwadratura koła w walce z terroryzmem

Dariusz Materniak: Breivik, czyli kwadratura koła w walce z terroryzmem


16 kwiecień 2012
A A A

Rozpoczynający się w Norwegii proces Andersa Breivika sprzyja pojawianiu się pytań o realne możliwości prowadzania przez kraje Europy Zachodniej skutecznej walki ze zjawiskiem terroryzmem.  Zamach, do jakiego doszło w lipcu 2011 roku w Oslo oraz na wyspie Utoya przejdzie do historii jako jedno z najtragiczniejszych wydarzeń tego rodzaju. W wybuchu samochodu pułapki w centrum stolicy Norwegii, Oslo zginęło osiem osób. Po dokonaniu pierwszego ataku, jego autor – Anders Breivik udał się na wyspę Utoya, gdzie otworzył ogień z broni palnej do zgromadzonych tam osób, w większości nastolatków. Od strzałów zginęło ponad 60 osób, kilkadziesiąt zostało rannych. Zamachowiec przestał strzelać, gdy skończyła mu się amunicja, a następnie oddał się w ręce policji. Łączna liczba ofiar wyniosła 77 zabitych.

Odpowiedź na pytanie w jaki sposób mogło dojść do podobnej sytuacji jest banalna: nikt nie był w stanie zidentyfikować i wskazać oraz unieszkodliwić sprawcy lub pokrzyżować jego planów, dopóki nie doszło samego zamachu. Po wybuchu samochodu-pułapki w Oslo zdarzenia zaczęły następować po sobie w tempie na tyle szybkim, że sprawna reakcja służb porządkowych była niemożliwa, a podjęte działania, choć właściwe, to ze względu na brak odpowiednich sił i środków w danym miejscu i czasie (w tym m.in. brak możliwości szybkiego przetransportowania funkcjonariuszy policji na wyspę) zapobieżenie masakrze czy choćby ograniczenie jej skutków nie było możliwe.

Organizacje terrorystyczne, które są głównymi przeciwnikami służb i formacji walczących z terrorystystami, są o tyle łatwiejsze do zneutralizowania, że ich członkowie zwykle komunikują się ze sobą. Ta okoliczność daje służbom policyjnym możliwość poznania ich zamiarów i podjęcia próby ich udaremnienia. Zidentyfikowanie terrorysty działającego samodzielnie i w pojedynkę przygotowującego zamach jest skrajnie trudne lub po prostu niemożliwe. Aby było to wykonalne, niezbędna byłaby masowa i permanentna inwigilacja dotycząca niemal każdego obywatela przez 24 godziny na dobę. Jest to nie do pomyślenia w państwach demokratycznych, nie mówiąc o tym, że praktycznie niewykonalne z praktycznego punktu widzenia – wymagałoby bowiem zaangażowania sił i środków na skalę przekraczającą granice zdrowego rozsądku, a tym bardziej możliwości jakiegokolwiek organizmu państwowego.

Podobny charakter mają powtarzające się co jakiś czas w USA ataki pojedynczych osób uzbrojonych w broń palną na obiekty uczelniane. Również ostatnie zamachy na południu Francji (m.in. w Tuluzie; zginęło w nich łącznie siedem osób) były najprawdopodobniej dziełem jednego człowieka, który choć inspirowany ideologiczne przez Al-Kaidę najprawdopodobniej nie miał bezpośrednich związków z tą organizacją. Osoby działające w ten sposób określa się czasami terminem „active shooter” (ang. „aktywny strzelec”). Możliwości ich powstrzymania zanim dokonają ataku są – jak zostało to wspomniane wyżej – praktycznie żadne. Jedynym rozwiązaniem jest jak najszybsze zlokalizowanie i wyeliminowanie „aktywnego strzelca”, kiedy do atak już doszło. Wymusza to konieczność posiadania przez państwo odpowiednich formacji w strukturach służb porządkowych, które pozwolą na odpowiednio sprawną reakcję na podobne incydenty. Osobną sprawą są tu odpowiednie uregulowania prawne pozwalające funkcjonariuszom odpowiednich służb na użycie broni palnej (m.in. kwestia tzw. „strzału ratunkowego”, która była wielokrotnie dyskutowana także w Polsce).

W podobnych przypadkach musi pojawić się problem zachowania równowagi pomiędzy prawami i wolnościami obywateli, a koniecznością radzenia sobie z zagrożeniem jakim jest terroryzm w takim czy innym wydaniu. Faktem jest, że drastyczne ograniczenie swobód obywatelskich w obronie systemu demokratycznego w odpowiedzi na zagrożenie terroryzmem, oznaczałoby koniec społeczeństwa opartego na wolności jednostki. Byłaby więc to przysłowiona "kwadratura koła", wynikająca w tym wypadku z konieczności ograniczenia swobód demokraktycznych w imię obrony samej demokracji. Z drugiej strony jednak, powtarzane przez niektórych przedstawicieli norweskich władz i część mieszkańców Norwegii słowa o „przywiązaniu do dotychczasowego modelu demokracji i systemu prawnego” przypominają bezsensowne walenie głową w ścianę, które niczego nie zmienia (a już na pewno nic nie wnosi z punktu widzenia ofiar zamachu). Słowa te świadczą raczej o słabości państwa i są zaproszeniem dla naśladowców Andersa Breivika, którzy tym samym uzyskują zapewnienie, że po dokonaniu podobnych czynów nie spotka ich adekwatna kara. Najgorszych z możliwych ewentualności wystąpienia podobnych sytuacji w przyszłości pewnie lepiej byłoby w ogóle nie przewidywać, choć może jednak należałoby to zrobić – tak, aby obywatele Norwegii, a także innych krajów UE zrozumieli, że w określonych sytuacjach pewne ograniczenia należnych im praw i swobód obywatelskich są prostą koniecznością – albo sytuacje takie jak ta z wyspy Utoya będą się powtarzać.

Uzasadnione pytania o skuteczność radzenia sobie z terroryzmem i jego konsekwencjami budzi także sam proces Andersa Breivika. Od zamachu minęło ponad osiem miesięcy, a dopiero niedawno, na początku kwietnia br. (i to po trwających przez długi okres czasu sporach) stwierdzono, że sprawca masakry jest poczytalny i będzie mógł odpowiadać przed sądem za dokonany przez siebie atak. Odpowiedź na pytanie czy poczytalność wyklucza możliwość odpowiadania za popełniane czyny należy pozostawić lekarzom odpowiedniej specjalizacji. Jednak obowiązkiem struktur państwowych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo obywateli i funkcjonującego systemu prawnego jest (a przynajmniej powinna być!) ochrona społeczeństwa przed działaniami ludzi takich jak Anders Breivik. Dyskusja tocząca się aktualnie w Norwegii, a dotycząca stanu poczytalności zamachowca z Utoyi stawia jednak praktyczne możliwości realizowania tego obowiązku pod znakiem zapytania. Jeśli zgodzić się z twierdzeniem, że osoba niepoczytalna nie jest w stanie odpowiadać za popełnione czyny, to faktycznie należy uznać, że taki człowiek może popełnić każdą inną zbrodnię w dowolnej skali i nie poniesie za to konsekwencji. Takie podejście do sprawy przeczy zdrowemu rozsądkowi i trzeba je nazwać samobójczym z punktu widzenia państwa jako struktury, której głównym zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom. Trwające aktualnie w Norwegii gorączkowe zabiegi mające na celu ustanowienie nowych przepisów, pozwalających na przetrzymywanie osób chorych psychicznie, a przy tym wyjątkowo  niebezpiecznych w zamknięciu w specjalnych zakładach (wszystko to na wypadek uznania Breivika za niepoczytalnego) świadczą wprost o słabości systemu prawnego Norwegii i braku możliwości skutecznego radzenia sobie z tego rodzaju zagrożeniami.

Co więcej, norweski kodeks karny przewiduje za popełnione przez Breivika czyny karę maksymalnie 21 lat więzienia. Sądząc z dotychczasowych wypowiedzi zainteresowanego, należy założyć, że proces jego resocjalizacji najprawdopodobniej nie przyniesie spodziewanych rezultatów i po odbyciu kary wyjdzie on na wolność. Kto wówczas weźmie  na siebie odpowiedzialność za kolejne ofiary Andresa Breivika? Czy władze Norwegii będą w stanie zagwarantować, że przebywający na wolności zabójca nie dokona kolejnego ataku w innym kraju, jako że Norwegia jest przecież stroną porozumienia z Schengen? Bardzo wątpliwe. Już w tym momencie widać, że de facto kat zyskuje większe prawa niż jego ofiary: człowiek odpowiedzialny za śmierć kilkudziesięciu osób spędzi kilkanaście lat – w zależności od opinii biegłych w więzieniu lub szpitalu psychiatrycznym (tak czy inaczej w dość dobrych warunkach; za wszystko zapłacą norwescy podatnicy), po czym wyjdzie na wolność i będzie miał możliwość kontynuowania swojej „misji”. Zestawienie tych faktów to z ogromem tragedii jaką był zeszłoroczny zamach nie wymaga chyba komentarza…