Może, ale nie chce
Jako pierwsza poddała się słowacka. W kategorii chce, ale nie może znajduje się estońska. Czeska w stronę Brukseli patrzy z niepokojem, norweskiej nawet nikt nie pyta o zdanie, bo nie bierze udziału w zabawie. Szwedzka i duńska zostały zapytane, ale grzecznie, aczkolwiek stanowczo, stwierdziły, że na razie zostaną z nami. Przynajmniej na razie. Która korona jako kolejna rozpłynie się w walutowym sosie zwanym euro?
Do 31 grudnia 2008 roku sześć krajów europejskich miało waluty, które nazywały się „korona”. Po wejściu Słowacji do strefy euro zostało ich pięć. W chwili obecnej z ekonomicznego punktu widzenia realną możliwość szybkiego przyjęcia wspólnego pieniądza, a co za tym idzie zniknięcia waluty narodowej, mają dwa kraje tzw. „starej unii”, które do tej pory tego nie zrobiły. Dlaczego jednak Szwecja i Dania nie są w unii walutowej i zdecydowały się na przyglądanie się sytuacji z boku?
Krucjata Rasmussenów
Trzech kolejnych premierów Danii o nazwisku Rasmussen próbowało – i wciąż próbuje – doprowadzić swój kraj do strefy euro. Nie muszą się co prawda z tym spieszyć, bo jednym z duńskich przywilejów jest możliwość nieprzystępowania do unii walutowej, co wynegocjowano po negatywnym wyniku referendum w sprawie Traktatu z Maastricht. Jako pierwszy swoich sił spróbował w 2000 roku Poul Nyrup Rasmussen z partii socjalistycznej. W marcu 2000 roku zapadła decyzja o zorganizowaniu referendum w sprawie wejścia Danii do unii walutowej, a „godzina zero” została wyznaczona na 28 września 2000 roku. Spośród ówczesnych 175 parlamentarzystów ok. 80% popierało tą inicjatywę (liberałowie, socjaliści, konserwatyści, centro-demokraci i radykalni liberałowie). Co się jednak stało, że – uprzedzając wydarzenia – Duńczycy nie zgodzili się na przyjęcie wspólnej waluty i polityki walutowej?
Sprzeciw był dość wyraźny. Przy frekwencji 87,6% ponad 53% było przeciw, zaś niecałe 47% za. Zamknęło to na kilka lat rozgorzałą w trakcie kampanii dyskusję na temat zysków i strat związanych z ewentualnym udziałem Danii w unii walutowej. W lutym 2000 roku ok 60% Duńczyków popierało wprowadzenie wspólnej waluty. Od tego momentu jednak stronie popierającej euro jakby przestało zależeć na dalszym przekonywaniu obywateli do głosowania za tą propozycją. Górę wzięły wewnętrzne animozje między partiami, które walczyły o ten sam elektorat i nie chciały wkładać zbyt wiele wysiłku w kampanię, aby przeciwnicy nie wyciągnęli z niej korzyści. W razie czego zawsze można będzie powiedzieć, że ktoś inny zawalił i że gdybyśmy my się za to zabrali, to dopiero byśmy mieli poparcie! Dodatkowo w ówcześnie rządzącej partii socjaldemokratycznej istniał wewnętrzny konflikt interesów pomiędzy kierownictwem, a lewym skrzydłem, w wyniku czego ta partia również wykazywała się pewnym brakiem zdecydowania w działaniach.
Jak przegrać referendum?
Pomimo szerokiego consensusu największych partii, wsparcia mediów i największych central związkowych kampania zbudowana na strachu przed wykluczeniem nie powiodła się. A wydawało się to takie proste! Argumenty tej strony – czyli możliwość kryzysu gospodarczego w wyniku pozostawania poza strefą euro czy ochrona przed międzynarodowymi spekulantami walutowymi nie trafiły do społeczeństwa. Dodatkowo wydarzenia zewnętrzne w znaczny sposób wpłynęły na przebieg kampanii. Tak się akurat złożyło, że w drugiej połowie 2000 roku euro przeżywało kryzys wartości w stosunku do dolara, a duńska gospodarka kwitła w najlepsze. Nijak nie dało się wówczas wytłumaczyć, jakim to cudownym sposobem po przyjęciu euro miałoby być jeszcze lepiej. Przysłowie mówi, że lepsze jest wrogiem dobrego i jak widać Duńczycy noszą tą mądrość głęboko w sercu, a przelewają ją na papier – wyborczy w tym wypadku.
Ponadto także w lutym 2000 wprowadzone zostały sankcje 14 krajów UE przeciwko Austrii, w której właśnie stworzony został rząd, w którego składzie znalazła się partia Jörga Haidera. Po tej decyzji notowania europejskiej waluty w Danii znacznie spadły. Badacze polityczni, np. Mads Qvordrup, doszukują się związku pomiędzy tymi wydarzeniami. Duńczycy bali się, że w przyszłości taka „zewnętrzna ingerencja” w krajową politykę może zostać zastosowana wobec nich. Obawa ta brała się z ówczesnej konfiguracji sceny politycznej w tamtym czasie. Dużą szansę na odegranie znaczącej roli miała Duńska Partia Ludowa, której liderka – Pia Kjærsgaard – porównywana była do Haidera. Skorzystali na tej sytuacji przeciwnicy euro, wskazując, że Dania musi mieć środki do wyrażania własnego zdania w zdominowanej przez duże państwa Wspólnocie i nie może scedować na nią tak ważnego atrybutu suwerenności, jakim jest własna polityka monetarna.
Kampania przeciwko euro była znacznie lepiej skoordynowana. Partie, które ją prowadziły – Socjalistyczna Partia Ludowa i Duńska Partia Ludowa – nie są rywalami do elektoratu. W związku z tym nie było tarć takich jak u ich adwersarzy, które uniemożliwiałyby współpracę. Umiejętnie wykorzystano również strach Duńczyków przed ewentualnością wyeliminowania państwa dobrobytu w wypadku związania się z euro. Pobudzono odczucia nacjonalistyczne, a także zadano wiele niewygodnych pytań, jak np. czy można z unii walutowej wyjść, gdyby kraj jednak się miał kiedyś w przyszłości rozmyślić. Ponadto wskazano, że zmiana na euro nie będzie miała wielkiego znaczenia ze względu na związanie z walutą unijną w ramach systemu ERM II.
Krajobraz po bitwie
Wynik przyniósł rozczarowanie premierowi, jak i większości elit politycznych w Danii i Europie. Próbowano jednak go zmarginalizować. Ówczesny premier Francji, Lionel Jospin wyraził się na przykład z pełnym szacunkiem o głosowaniu w Danii, dodając jednak, że 5 mln obywateli tego kraju nie ma zbyt dużego wpływu na gospodarkę Wspólnoty jako całości. Duży wpływ głosowanie w Danii miało prawdopodobnie na referendum w 2003 roku w Szwecji, które również przyniosło porażkę idei wprowadzenia wspólnej waluty w kolejnym skandynawskim kraju.
Obecnie w Kopenhadze coraz odważniej wspomina się o możliwości powtórzenia referendum, a jako ewentualną datę takiego głosowania wymienia się rok 2010 lub 2011. Szczególnym orędownikiem ponownej próby wprowadzenia euro był były premier i następca Poula Nyrupa Rasmussena – Anders Fogh Rasmussen (tak, ten sam, z którym minister Radosław „Radek” Sikorski przegrał stanowisko Sekretarza Generalnego NATO). Jego następca – Lars Løkke....Rasmussen (wszyscy trzej panowie nie są ze sobą w żaden sposób skoligaceni) chce kontynuować pracę swojego poprzednika i również dąży do ponownego podniesienia tej sprawy. Czy mu się uda? Prawdopodobnie przekonamy się o tym prędzej niż później.
Epilogiem głosowania w Danii można nazwać podobne referendum w Szwecji niemal trzy lata później – w 2003 roku. Tam ponad 55% głosujących wypowiedziało się przeciwko wspólnej walucie, a na pewno Szwedzi wybierając zwrócili uwagę na decyzję Duńczyków. W Skandynawii naprawdę wszyscy zwracają uwagę na to, co robią sąsiedzi, nawet jeśli głośno mówią, że się wzajemnie nie lubią. W każdym razie wysiłki premiera Gorana Erikssona spełzły na niczym – czego jak sam później powiedział – sam się spodziewał, a cała kampania przebiegała w cieniu zabójstwa minister spraw zagranicznych, Anny Lindh.
Pomimo teoretycznych ekonomicznych możliwości kraje skandynawskie wciąż nie spieszą się z przyjęciem euro. Mieszkańcy Danii i Szwecji dali wyraźnie do zrozumienia, że nie przyszedł jeszcze czas na pożegnanie z koronami. Być może i taki dzień nadejdzie, ale o tym przekonamy się już w kolejnej dekadzie.