Magdalena Górnicka: Dlaczego Amerykanie nie szaleją na punkcie piłki nożnej
Dla większości Amerykanów zakończony niedawno mundial to przeciążony Twitter i wuwuzele. Właściwie dlaczego piłka nożna nie jest aż tak popularna w USA jak w pozostałych częściach świata?
Prawicowi publicyści często zarzucają amerykańskiej lewicy, że popularyzacja piłki nożnej w USA to wynik „liberalnego spisku”, obliczonego na zatarcie amerykańskiej wyjątkowości – przejawiającej się choćby przez „narodowe sporty”, takie jak baseball, koszykówka czy futbol amerykański.
Neokonserwatysta Gary Schmitt napisał, że „<Piękna gra> wcale nie jest piękna jak na amerykańskie gusta. W sporcie powinna liczyć się perfekcja i doskonałość, a piłka nożna jest pełna zwycięstw <czarnych koni>”.
Piłka nożna przez wielu konserwatystów postrzegana jest jako sport „obcy” – „sport ludzi biednych” (futbolową potęgą są kraje Ameryki Łacińskiej) – w tym latynoskich imigrantów lub „sport słabych” – kobiet, dzieci i… Europejczyków.
Wraca przy tym stworzona przez Roberta Kagana metafora Amerykanów z Marsa i Europejczyków z Wenus. Ci pierwsi – konflikty rozstrzygają „po męsku” – używając przy tym siły militarnej. Europejczycy wybierają bardziej „kobiecy” sposób załatwiania sporów – przez rokowania i operacja pokojowe.
Suponowało to obraz piłki nożnej jako sportu „zrozumiałego” dla gospodyń domowych, oddanych matek, które o prawdziwej, męskiej rozrywce wiedzą niewiele. To także sport bezpieczny dla dzieci - zwłaszcza dla dziewczynek. Nieprzypadkowo także prezydencka córka, Malia Obama, gra właśnie w piłkę nożną.
Innym wytłumaczeniem tego, dlaczego Amerykanie nie przepadają za piłką nożną, jest powolność gry i potrzeba skupienia się przez 90 minut. Amerykanie są przyzwyczajeni do szybkich akcji (jak w koszykówce), a brak goli jest dla nich po prostu frustrujący. Dla pragmatycznych Amerykanów mecz bez goli (jak choćby finał mundialu) to czas stracony – czują się po prostu oszukani.
Daniel Drezner, profesor stosunków międzynarodowych Tufts University i komentator „Foreign Policy” oraz „Washington Post”, jest zdania, że piłka nożna to sport zbyt „polityczny”. Pozwala on wielu państwom usprawiedliwiać słabe wyniki drużyny narodowej kiepską polityką rządu,lub tłumaczyć spektakularne zwycięstwa siłą państwa w stosunkach międzynarodowych.
Drezner pisze też, że „nie wyobraża sobie, aby w USA było ministerstwo sportu, obecne w wielu państwach Europy”. Właśnie tutaj uwidacznia się zupełnie inny stosunek do futbolu (czyli soccera – wg amerykańskiej terminologii) w Europie i w USA. Na Starym Kontynencie piłka nożna to sport niejako „państwowy” (czyli dotowany, promowany przez państwo w ramach oficjalnej działalności) – będący jednocześnie ważnym czynnikiem tożsamości narodowej i polityki narodowościowej: dlatego swoją reprezentację ma na przykład Szkocja, a nie ma – Katalonia czy Walonia.
Daniela Dreznera drażnią też politolodzy i filozofowie tłumaczący rzeczywistość polityczną na przykładzie piłkarskich reprezentacji (choćby odwołując się do wielokulturowego i wieloetnicznego składu drużyn narodowych), co jego zdaniem nie ma nic wspólnego z rzetelną analizą.
Ale także amerykańska lewica nie zawsze jest entuzjastycznie nastawiona do piłki nożnej. Komentator lewicowego „The Nation” Dave Zirin twierdzi, że piłka nożna (i takie wydarzenia, jak mundial) tylko promują agresywny nacjonalizm, który – jak wiemy – jest przez liberałów postrzegany bardzo negatywnie.