Oskar Pietrewicz: Chiński problem z koreańskim Machiavellim
Jak należy interpretować ostatnie kroki podejmowane przez Pjongjang? Czy presja pozostałych państw i świadomość konsekwencji eskalacji konfliktu pozwolą Pekinowi na kontynuowanie dotychczasowej polityki wobec Półwyspu Koreańskiego?
Ostrzelanie przez północnokoreańską artylerię wyspy Yeonpyeong było wydarzeniem, które stało się tematem dnia serwisów informacyjnych z całego świata. W wyniku ponadgodzinnego ostrzału, który rozpoczął się we wtorek 23.11 o godz. 14:34 czasu miejscowego (6:34 czasu polskiego) zostało zniszczonych wiele budynków cywilnych i wojskowych oraz zginęło czterech obywateli Korei Południowej – dwóch żołnierzy i dwóch cywilów – a kilkanaście osób zostało rannych. W odpowiedzi na atak władze w Seulu zdecydowały się zareagować zbrojnie, ostrzeliwując północnokoreańskie wybrzeże oraz wysyłając myśliwce w rejon konfliktu. Pomimo emocjonalnych wypowiedzi prezydenta Korei Południowej Lee Myung-baka, podkreślających możliwość poważniejszej reakcji Seulu w razie wznowienia ostrzału, nie doszło do dalszej wymiany ognia. Starcie zbrojne w pobliżu spornej granicy zakończyło się, a konflikt wszedł w kolejny etap.
Incydent z 23.11 spotkał się z krytyczną reakcją czołowych państw świata. Prezydent USA Barack Obama zdecydowanie potępił Koreę Północną i potwierdził zobowiązania sojusznicze Waszyngtonu wobec Seulu. Zaapelował również do społeczności międzynarodowej o wywarcie nacisku na północnokoreański reżim. Minister spraw zagranicznych Japonii Seiji Maehara określił incydent mianem „niewybaczalnego”, a jego rosyjski odpowiednik Siergiej Ławrow przestrzegł przed „kolosalnym niebezpieczeństwem”, do którego może doprowadzić eskalacja konfliktu. W oświadczeniach przedstawicieli państw Europy Zachodniej dominowała krytyka i zaniepokojenie działaniami Pjongjangu. Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-moon zaapelował do światowych mocarstw o odpowiedzialną reakcję na „najpoważniejszy incydent w regionie od zakończenia wojny koreańskiej”.
Krytyka stanowiska Chin i manewry amerykańsko-południowokoreańskie
Na tle powyższych wypowiedzi zauważalna była odmienna reakcja Chin. W odróżnieniu od natychmiastowej odpowiedzi obudzonego w środku nocy Baracka Obamy, chińskie władze unikały przedstawienia stanowiska, ograniczając się wyłącznie do informacji, że uważnie obserwują sytuację na Półwyspie Koreańskim. W rozmowie z południowokoreańskim ministrem spraw zagranicznych Kim Sung-hwanem ambasador ChRL w Seulu Zhang Xinsen wyraził nadzieję, że obecna sytuacja zostanie niezwłocznie rozwiązana oraz dodał, że Chiny będę nadal podejmować działania na rzecz pokoju i stabilności w regionie. Nieco bardziej rozbudowane było oświadczenie chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którego rzecznik Hong Lei najpierw wyraził zaniepokojenie sytuacją, a następnie wezwał oba państwa koreańskie do rozpoczęcia rozmów w celu uniknięcia podobnych incydentów w przyszłości.
Ostrożna postawa Chin została mocno skrytykowana zwłaszcza przez USA i Koreę Południową. Admirał Mike Mullen, głównodowodzący Kolegium Szefów Połączonych Sztabów wezwał Chiny do poparcia międzynarodowych starań na rzecz zaprzestania północnokoreańskich prowokacji. Liczni przedstawiciele amerykańskiej administracji stwierdzili, że USA oczekują jednoznacznego stanowiska Chin, w którym uwzględnione będzie rozróżnienie na agresora i ofiarę ataku. Argumentowali przy tym, że niezbędna jest również konkretna postawa Pekinu wobec sygnałów, wskazujących na rozwój północnokoreańskiego programu nuklearnego. Senator John McCain oskarżył Chiny o to, że nie zachowują się jak odpowiedzialne mocarstwo, a zezwalając na eskalację konfliktu działają w sprzeczności ze swoimi długoterminowymi interesami w regionie. Amerykańskich polityków wsparli liczni eksperci. Bruce Klingner z Heritage Foundation pokusił się nawet o stwierdzenie, że dotychczasowa polityka Chin pogłębia trudną sytuację na Półwyspie Koreańskim, a bagatelizowanie północnokoreańskich działań przez Pekin zachęca władze w Pjongjangu do dalszych prowokacji. Mniej zdecydowanie wypowiadali się Koreańczycy z Południa, aczkolwiek również w ich wypowiedziach były obecne niezadowolenie i rozczarowanie z powodu niedostatecznej reakcji Chin.
{mospagebreak}
Motywy prowokacyjnej polityki Pjongjangu
Krytyka chińskiego stanowiska wobec incydentu na wyspie Yeonpyeong w połączeniu z wieloma sygnałami, wskazującymi na wzrost zaangażowania militarnego USA w regionie, stanowi z pewnością znaczący problem dla chińskich władz. Jednak należy się zastanowić czy nie poważniejszym wyzwaniem, któremu Chińczycy muszą stawić czoła, jest polityka Korei Północnej w ostatnich kilkunastu miesiącach. Chociaż obecnie zwraca się szczególną uwagę na wyjątkowy charakter ostatniego zajścia, to nie ulega wątpliwości, że należy je postrzegać jako element procesu prowokacji, rozpoczętego przez Pjongjang w kwietniu 2009 r. (próba rakiety dalekiego zasięgu Taepodong-2), a następnie kontynuowanego w maju tego samego roku (test nuklearny) oraz w marcu 2010 r. (zatonięcie korwety Cheonan). Działania podejmowane przez północnokoreański reżim są fundamentem przemyślanej strategii, której celem jest przysłonięcie trudnej sytuacji wewnętrznej za pomocą zdecydowanych i wręcz prowokacyjnych kroków na arenie międzynarodowej.
Jedyną szansą sformułowania skutecznej polityki wobec Korei Północnej jest odrzucenie opinii o irracjonalności i nieprzewidywalności północnokoreańskiego reżimu. Nie da się ukryć, że metody preferowane przez Pjongjang odstają od ogólnie przyjętych standardów w polityce zagranicznej i w związku z tym budzą niepokój. Jednak prowokacyjne zachowania reżimu nie mogą przysłaniać racjonalnych celów, realizacji których mają służyć kolejne próby atomowe, spory graniczne czy incydenty takie, jak ten w pobliżu wyspy Yeonpyeong. Szczególnie istotną rolę odgrywa broń nuklearna. Podobnie jak w przypadku pozostałych państw atomowych, potencjał nuklearny ma dla północnokoreańskich władz znaczenie odstraszające. Ponadto, posiadanie broni nuklearnej pozwala Pjongjangowi prowadzić politykę szantażu i stanowi potężny argument w każdego rodzaju negocjacjach. Północnokoreański program nuklearny stanowi jeden z filarów systemu wewnętrznego, potwierdzający domniemaną potęgę KRLD. Nie należy również zapominać o tym, że sprzedaż technologii i materiałów zbrojeniowych, w posiadaniu których jest Pjongjang, przynosi północnokoreańskiemu reżimowi spore dochody. Koreańczycy z Północy są świadomi wyżej wymienionych atutów, związanych z posiadaniem broni nuklearnej. W związku z tym zaproszenie amerykańskiego eksperta Siegfrieda Heckera i zaprezentowanie mu setek wirówek, potrzebnych do produkcji wysoko wzbogaconego uranu, należy postrzegać jako logiczną konsekwencję wieloletniej strategii Pjongjangu.
Między strefą buforową a północnokoreańskim zagrożeniem
Powyższe motywy, jakimi kierują się w swojej polityce północnokoreańskie władze, są mniej lub bardziej podkreślane przez media i ekspertów. W wyżej zarysowanej konfiguracji Chiny przedstawiane są zazwyczaj jako sponsor lub nawet sojusznik Korei Północnej. Przy formułowaniu tego typu określeń brakuje dokładniejszego spojrzenia na faktyczny stan obecnych relacji chińsko-północnokoreańskich. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że wielu komentatorów sytuacji na Półwyspie Koreańskim opiera się na założeniu, że Chiny w pełni popierają wszelkie dążenia Korei Północnej, a ta ulegle godzi się na coraz większe uzależnienie od Państwa Środka. Tymczasem głębsza analiza ewolucji stosunków na linii Pekin-Pjongjang zmusza do zakwestionowania zarówno pierwszego, jak i drugiego elementu tej tezy.
Wydaje się, że problem podejścia Chin do Korei Północnej najlepiej można zobrazować za pomocą zestawienia dwóch teorii – teorii strefy buforowej i teorii północnokoreańskiego zagrożenia. Istotą pierwszej jest założenie, że istnienie Korei Północnej stanowi element równowagi na Półwyspie Koreańskim. Liczne powiązania Chin z Koreą Północną stanowią również przeciwwagę dla trójkąta Waszyngton–Seul–Tokio. Bliskość ideologiczno-polityczna na linii Pekin–Pjongjang w teorii czyni również z północnokoreańskiego państwa reprezentanta chińskich interesów na Półwyspie. Tak usytuowana Korea Północna stanowi dla Chin bufor oddzielający państwo chińskie od proamerykańsko nastawionej Korei Południowej. Ponadto, w kontekście Pjongjangu Pekin podkreśla znaczenie doktryny pokojowego współistnienia (na czele z poszanowaniem suwerenności i integralności terytorialnej, nieingerencją w sprawy wewnętrzne oraz zakazem użycia siły), która w założeniu ma pacyfikować amerykańskie propozycje rozwiązania problemu północnokoreańskiego za pomocą użycia siły lub zastosowania systemu dotkliwych sankcji. W obliczu działań podejmowanych przez Pekin takich, jak presja polityczna i próby coraz większej ekspansji gospodarczej w Korei Północnej, nie trudno oprzeć się wrażeniu, że zasady pokojowego współistnienia są traktowane przez Chińczyków dość instrumentalnie. Nie zmienia to faktu, że od stycznia do października tego roku Chiny wysłały do Korei Północnej prawie 450 tys. ton ropy naftowej (wzrost o 3,7 proc. w stosunku do analogicznego okresu w ubiegłym roku), ponad 70 tys. ton kukurydzy i ok. 63 tys. ton ryżu (wzrost o 16,1 proc.). Potwierdza to powyższe założenie, zgodnie z którym Korea Północna jest niezbędnym elementem chińskiej strategii w regionie.
{mospagebreak}
Rozwój stosunków z Koreą Południową wraz z intensyfikacją prowokacyjnej polityki Korei Północnej sprawiły, że wśród chińskich elit zaczęły pojawiać się krytyczne głosy pod adresem dotychczasowego podejścia do Półwyspu Koreańskiego (pewnym potwierdzeniem tego typu są ostatnie przecieki z WikiLeaks, wskazujące na rosnące zniecierpliwienie Chin polityką Pjongjangu). Zwiększone nakłady na rozwój programów rakietowych i nuklearnych i towarzysząca im wojenna retoryka Korei Północnej przyczyniają się do odejścia od bezwzględnego popierania Pjongjangu. Wbrew dość powszechnie reprezentowanemu stanowisku, państwem, które najboleśniej odczuwa skutki prowokacyjnej polityki północnokoreańskiego reżimu, są Chiny. Chociaż działania Korei Północnej bezpośrednio są skierowane przeciwko USA i Korei Południowej, to ze strategicznego punktu widzenia jakiekolwiek zachwianie stabilności w regionie w największym stopniu działa na niekorzyść Pekinu. Intensyfikacja w sektorze zbrojeniowym Korei Północnej stanowi realną groźbę powstania wyścigu zbrojeń w regionie. Z drugiej strony eskalacja napięcia w skrajnym przypadku może doprowadzić do konfliktu na dużą skalę i upadku północnokoreańskiego państwa. W takiej sytuacji Chiny musiałyby się zmierzyć z napływem setek tysięcy, jeśli nie milionów, koreańskich uchodźców. Destabilizacja sytuacji w regionie zaowocowałaby także masowym odpływem kapitału i inwestycji zagranicznych z Chin. Dodatkowo konflikt zakończony zwycięstwem sił proamerykańskich (wskazywałaby na to różnica w potencjałach militarnych KRLD z jednej strony i Republiki Korei i USA z drugiej) oznaczałby dla Chin realizację przepowiedni Mao Zedonga, który obawiał się obecności amerykańskich żołnierzy u chińskich granic. Również perspektywa zjednoczonej i silnej (pod warunkiem uporania się z kosztami reunifikacji) Korei stanowi przestrogę dla chińskich elit, które za wszelką cenę będą starały się opóźnić ten proces i do tego czasu zbudować sieć oddziaływań na Półwyspie, które minimalizowałyby z jednej strony koreańskie dążenia nacjonalistyczne, a z drugiej wpływy amerykańskie.
Patrząc na działania, podejmowane przez Pekin w ostatnich latach, można stwierdzić, że w dalszym ciągu chińska polityka oparta jest w głównej mierze na teorii strefy buforowej. Jednak nie oznacza to przyzwolenia Chin na wszelkie kroki Korei Północnej. Dlatego też Chińczycy wielokrotnie stosowali presję polityczną i gospodarczą na Pjongjang, czego efektem było rozpoczęcie i kontynuacja rozmów sześciostronnych. Mając na uwadze ostatnią chińską propozycję wznowienia w grudniu tej formuły wielostronnej, można zaryzykować stwierdzenie, że Chińczycy podejmą usilne starania w celu przekonania Pjongjangu do udziału w negocjacjach. Dotychczasowe fakty świadczą o rosnącym zaangażowaniu dyplomatycznym Chin w rozwiązaniu obecnego kryzysu.
Po ostrzelaniu wyspy Yeonpyeong minister spraw zagranicznych Chin najpierw spotkał się z ambasadorem Korei Północnej w Pekinie Chi Jae Ryongiem, a następnie odbył rozmowy telefoniczne z sekretarz stanu USA Hillary Clinton i ministrem spraw zagranicznych Korei Południowej Kim Sung-hwanem. Następnego dnia Yang Jiechi rozmawiał z ministrami Ławrowem i Maeharą. W tym czasie członek chińskiej Rady Państwa i wiceminister spraw zagranicznych Dai Bingguo udał się do Seulu, gdzie odbył bezpośrednie rozmowy z Kim Sung-hwanem. Natomiast Wu Bangguo, przewodniczący Stałego Komitetu Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, przyjmował w Pekinie Choe Thae-boka, sekretarza Komitetu Centralnego Koreańskiej Partii Pracy. Pojawiły się również informacje o tym, że jeden z wyższych przedstawicieli Chińskiej Republiki Ludowej (Dai Bingguo lub Wang Jiarui, szef Departamentu Zagranicznego Komunistycznej Partii Chin) w najbliższych dniach odwiedzi Koreę Północną.
Powstaje jednak pytanie, czy prowokacyjne ruchy północnokoreańskiego reżimu w ostatnich miesiącach nie kwestionują w pewnym sensie powszechnego przekonania o tym, że Chiny posiadają realny wpływ na Koreę Północną? Historia Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej pokazuje, że północnokoreańskie władze starają się realizować swoją politykę za pomocą zręcznego lawirowania między dwoma antagonistycznie nastawionymi do siebie ośrodkami. W latach 60. Korea Północna starała się korzystać ze sporu chińsko-radzieckiego, natomiast obecnie manipuluje zarówno Chinami, jak i USA.
Wybór mniejszego zła?
Wielość poruszonych wyżej wątków pokazuje złożoność sytuacji na Półwyspie Koreańskim. Prowokacyjna polityka północnokoreańskiego reżimu stanowi wielkie wyzwanie dla chińskich władz. W obecnej sytuacji zdecydowana zmiana w podejściu Chin do Korei Północnej wiązałaby się bądź z utratą wpływów w północnej części Półwyspu, bądź przyczyniłaby się do przyspieszenia upadku północnokoreańskiego reżimu, co z uwagi na bliskość geograficzną miałoby katastrofalne skutki dla Państwa Środka. Z drugiej strony Chińczycy zdają sobie sprawę, że ciągłe krycie Pjongjangu budzi sprzeciw pozostałych państw oraz implikuje powstanie sytuacji takich, jak obecna presja USA i Korei Południowej. W skrajnej sytuacji popieranie Korei Północnej może nawet doprowadzić do eskalacji konfliktu. Jednak aktualny stan sprzeczności między głównymi aktorami w regionie oraz powszechny lęk przed wybuchem wojny pozwala Pekinowi na umiarkowane opowiedzenie się w niektórych sprawach po stronie Pjongjangu. Należy jednak mieć na uwadze, że jakikolwiek paraliż działań amerykańskich lub sojuszniczych spowodowany sprzeciwem Chin nie będzie efektem tego, że chińskie władze są usatysfakcjonowane agresywną polityką Kimów. Wręcz przeciwnie, można zaryzykować stwierdzenie, że Pekin będzie jak najbardziej zainteresowany ograniczeniem powstania w przyszłości incydentów takich, jak ostrzelanie wyspy Yeonpyeong. Jednak czy w imię realizacji strategicznych interesów Chiny będą w stanie okiełznać koreańskiego Machiavellego? Nawet jeśli, to nie możemy założyć, że sytuacja w regionie zostanie rozwiązana. Wszakże swoje interesy na Półwyspie mają również USA i Korea Południowa i żadne z nich nie pogodzi się łatwo z ewentualną chińską dominacją.