Sceny z życia koktailowego (scena końcowa)
- Ewa Pernal
Wyobraźmy sobie przedstawienie, którego autorzy mieli pomysł tylko na uwerturę. Pewna porażka, klęska, klapa. Tymczasem organizatorom przyjęć spodziewają się sukcesu, choć pomyśleli tylko o pierwszej odsłonie. My natomiast przyjrzymy się scenom końcowym recepcji.
Na początku wszystko zapowiada się dobrze. Powitania, czasem toasty, goście ruszają do stołu. Łapią za talerzyki, atakują garnitury i auszpiki, spiętrzone na paterach owoce, burzą wymyślne dekoracje. Już po chwili jednak stają wobec problemu, którego nie dostrzega większość wydających przyjęcia na stojąco – co mianowicie począć z użytymi talerzykami i sztućcami. Mała rzecz, powie ktoś, a przecież coś zrobić trzeba. Tymczasem w okolicy ani kelnera z tacą, ani stosownego stolika. Popatrzmy więc, jak radzą sobie goście.
Najbardziej przebojowi nie kłopoczą się zbytnio. Odstawiają talerzyk z resztkami jedzenia na nieliczne stoliki, przy których reszta zaproszonych usiłuje się pożywić i suną dalej w poszukiwaniu nowych przysmaków i znajomości.
Inni, mający więcej skrupułów, usiłują dyskretnie odstawić talerzyk na główny stół, pomiędzy napoczęte, lecz wciąż jeszcze kunsztownie ugarnirowane półmiski. Już po chwili widok stołu nasuwa refleksję nad przemijalnością wszystkich uciech ziemskich.
Najdelikatniejsi, nie mogąc pozbyć się brudnego talerzyka, przez resztę przyjęcia dzierżą go w dłoni. Spotykają znajomego będącego w takiej samej sytuacji. Rozmowa nabiera tempa, interlokutorzy dyskutują nie wypuszczając zastawy z ręki. Efekt humorystyczny gwarantowany, jeśli na talerzach zostały resztki potrawki z sosem.
Ktoś spostrzega pod ścianą konsolę z olbrzymią kompozycją kwiatową. Trochę się waha, bo powstrzymuje go naturalne poczucie piękna. Wkrótce jednak przełamuje estetyczne opory, za nim idą inni i wkrótce bukiet ginie za stosem brudnych talerzyków. Nasz esteta dziwi się - przecież na holenderskich martwych naturach napoczęte bochenki i wpół obrane owoce sąsiadowały z przekwitającymi tulipanami. Wyglądało to jednak jakoś inaczej.
Czasem zdesperowany rzuca się za przechodzącym kelnerem, roztrącając pozostałych gości. Zyczmy mu szczęścia. Może dogoni go, zanim tamten zginie w drzwiach kuchni.
Drodzy organizatorzy, czy planując przyjęcie, układając menu, zamawiając kwiaty pomyśleliście o obsłudze, która to wszystko sprzątnie? Zróbcie to koniecznie, bo jak powiedział pewien polityk, ważne jest nie tylko jak się zaczyna, ale jak się kończy (recepcja, ma się rozumieć).