Krew, pot i łzy. Nadchodzą trudne lata dla Włochów.
Mimo, iż Włochy znajdują się w pierwszej dziesiątce największych gospodarek świata, ich sytuacja finansowa wydaje się dramatyczna. Problem zadłużenia państwa osiągnął pod koniec 2011r. swe apogeum. Doszło do zmiany rządu i podjęcia szeregu gruntownych reform, które wymagać będą wielu wyrzeczeń. Jednak czy Włosi są na to gotowi?
Przyczyny popadnięcia kraju w zadłużenie
Źródeł zadłużenia Włoch należy szukać w polityce ekonomicznej tego kraju przypadającej na okres od końca lat 60-tych do początku lat 80-tych. Niekorzystna koniunktura światowa zbiegła się wówczas z końcem włoskiego boomu gospodarczego oraz okresami recesji spowodowanymi kryzysami naftowymi lat 70-tych.
W okresie tym odnotowano stały wzrost wydatków publicznych, związanych przede wszystkim z budową państwa opiekuńczego: związki zawodowe umocniły wówczas swoją pozycję i zdołały przeforsować wiele korzystnych na nich reform. Doprowadziły między innymi do podwyższenia płac pracowników, ograniczenia wymiaru godzin oraz wprowadzenia korzystnych warunków emerytalnych.
Jednocześnie stworzono rozbudowany aparat biurokratyczny, który znacznie przekraczał realne potrzeby państwa oraz opracowano ramy narodowego systemu opieki społecznej, który początkowo zapewniał świadczenia wszystkim obywatelom, bez względu na ich dochody.
Fundusze przeznaczone na zatrudnienie w administracji publicznej oraz zabezpieczenia społeczne przewyższały jednak rzeczywistą wydolność budżetową państwa. Wzrost wydatków na cele społeczne stał się następnie przyczyną permanentnego deficytu w bilansie płatniczym, który wzrósł od 2 proc. w latach 60-tych, do 9 proc. w kolejnej dekadzie. Wynikało to przede wszystkim ze słabości ówczesnych elit politycznych. Nie potrafiły one oprzeć się presji związków zawodowych i usiłując spełnić oczekiwania obywateli, wciąż odkładały reformy tyleż niezbędne, co niepopularne.
Przez cały okres lat 70-tych deficyt budżetowy finansowany był za pomocą bazy monetarnej. Zgodnie z obowiązującym wówczas prawem Bank Centralny zobowiązany był do emisji pieniądza na zakup obligacji państwowych, których nie udało się sprzedać na rynku krajowym. Sytuacja ta uległa jednak diametralnej zmianie w latach 80-tych, kiedy doszło do tzw. rozwodu Banca d’Italia oraz Ministerstwa Skarbu Państwa. Deficyt musiał być odtąd finansowany poprzez sprzedaż obligacji po cenie rynkowej. Bank Centralny zaostrzył natomiast politykę monetarną, ograniczając podaż pieniądza i podwyższając stopy procentowe. Doprowadziło to w konsekwencji do wzrostu zadłużenia państwa, gdyż głównym elementem bilansu stały się wydatki z tytułu oprocentowania, co oddalało nieuchronnie Włochy od poziomu wypłacalności.
Podsumowując, wpływy uzyskiwane przez państwo nie były przeznaczane na inwestycje sprzyjające rozwojowi gospodarczemu, lecz posłużyły łagodzeniu konfliktów społecznych targających państwem. To zaś warunkowało w określony sposób strukturę wydatków w kolejnych dekadach, obarczając spłatą zadłużenia przyszłe pokolenia.
Poziom zadłużenia Włoch osiągnął apogeum w połowie lat 90-tych osiągając poziom 120 proc. PKB, podczas gdy na przykład we Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii oscylował on wokół 45 proc. PKB. W powyższej sytuacji redukcja zadłużenia nie mogła być dłużej odkładana, zwłaszcza jeśli Włochy chciały wejść do strefy euro. Następujące po sobie rządy skoncentrowały się przede wszystkim na ograniczaniu wydatków publicznych oraz zwiększaniu wpływów do budżetu. Ostatecznie zadłużenie spadło do poziomu 103 proc. PKB w 2004 r., jednak w kolejnych latach zaczęło ponownie wzrastać. Po części był to efekt zwiększonych wydatków publicznych mających na celu ograniczenie skutków ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego, jak i ze względu na spadek PKB.
Po Grecji przyszedł czas na Włochy
Biorąc pod uwagę powyższe uwarunkowania nie dziwi aktualny kryzys zadłużeniowy Włoch. Dług publiczny wynosi 120 proc. w stosunku do PKB, czyli niemal dwa biliony euro. Spada tempo rozwoju gospodarczego i rośnie inflacja. Nadmierna biurokracja sprawia, iż założenie firmy wymaga znacznych nakładów finansowych oraz czasowych. Bezrobocie dotyka przede wszystkim ludzi młodych, bez perspektyw na przyszłość. Kraj boryka się z niekontrolowanym napływem emigrantów, przede wszystkim z państw arabskich. Coraz bardziej widoczne są regionalne rozbieżności rozwoju gospodarki oraz dążenia Ligi Północnej do uzyskania niezależności przez północną część Włoch, która sprzeciwia się konieczności wspomagania zubożałego Południa. W kontekście aktualnego kryzysu w strefie euro oraz obaw inwestorów, iż Włochy podzielą losy Grecji, radykalne reformy budżetowe wydają się niezbędne.
Tu należy doszukiwać się przyczyn odejścia jednej z najbarwniejszych postaci współczesnej polityki, Silvio Berlusconiego. Przez ostatnie lata kontrowersyjny miliarder, oskarżany o korupcję oraz współpracę z mafią, uwikłany w rozliczne skandale obyczajowe, budził coraz większy sprzeciw społeczeństwa. Mimo to, dotychczas Berlusconi wychodził z głosowań nad wotum zaufania obronną ręką. Kto wie, być może to właśnie dzięki aferom politycznym udało mu się odwrócić uwagę od palących problemów gospodarczych? Jednak w ostatnich miesiącach, po raz pierwszy wspierająca go większość uznała, iż pozostanie u jego boku byłoby ryzykowne. Zwolennicy Berlusconiego zaczęli obawiać się o swą przyszłość polityczną w przypadku ewentualnego rozwiązania parlamentu. Istniała bowiem silna presja ze strony rynków, mediów oraz niektórych polityków. Od miesięcy miały miejsce liczne demonstracje, w których miliony Włochów domagały się ustąpienia premiera. Ostatecznie jednak to Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy przekonały zwolenników Berlusconiego, iż nie było dłużej możliwe opieranie się międzynarodowej presji.
Większość ekonomistów uważa, iż to właśnie utrata wiarygodności Berlusconiego na arenie międzynarodowej przesądziła o jego upadku. Włochy wpadły w pułapkę zastawioną przez rynki finansowe, gdyż były uważane za zbyt pasywne w obliczu rosnącego zadłużenia publicznego oraz konieczności przeprowadzenia reform. Bez rozwiązania tych problemów nie było zaś mowy o poprawie sytuacji gospodarczej kraju.
Pod koniec października 2011 r. grupa członków Ludu Wolności opuściła szeregi partii, zarzucając jej liderowi niezdolność do kierowania państwem w obliczu poważnego kryzysu finansowego. Tym samym partia rządząca utraciła większość umożliwiającą jej bezpieczne rządy, a Silvio Berlusconi przyrzekł podać się do dymisji po przyjęciu przez parlament ustawy stabilizacyjnej zawierającej pakiet antykryzysowy.
Mario Monti zdoła wyciągnąć kraj z zapaści?
Ustąpienie Berlusconiego zostało przyjęte z entuzjazmem: przez całą noc na ulicach Rzymu i innych włoskich miast świętowały setki jego przeciwników. Zapanowała jednak niepewność, co do dalszego scenariusza. Ostatecznie prezydent Republiki Giorgio Napolitano desygnował na stanowisko nowego premiera Mario Montiego, któremu powierzył misję utworzenia nowego rządu. Miało to swoje plusy. Po pierwsze, pozwoliło względnie szybką stabilizację sytuacji politycznej kraju, podczas gdy przyspieszone wybory znacznie by to opóźniły. Po drugie, biorąc pod uwagę słabość dotychczasowych elit politycznych, wydaje się rozsądne powołanie rządu ekspertów niezabiegających o poparcie elektoratu. Włochy potrzebują bowiem silnego rządu, mającego odwagę potrzebną do przeprowadzenia niezbędnych, odkładanych od wielu lat reform gospodarczych. Umieszczenie zaś na jego czele powszechnie szanowanego w Brukseli ekonomisty i byłego unijnego komisarza, miało pozwolić na odbudowanie zaufania rynków. I rzeczywiście: sytuacja we Włoszech była postrzegana na arenie międzynarodowej, jako szansa na pozytywne zmiany.
W skład nowego rządu weszło 16 ministrów: naukowców, wykładowców uniwersyteckich i specjalistów. Nie ma wśród nich żadnego polityka, co w przekonaniu Montiego powinno ułatwić pracę. Nowy gabinet uzyskał poparcie wszystkich partii, jednak przed premierem stoi zadanie: z jednej strony przeforsować rozwiązania, które z pewnością spotkają się z opozycją wewnętrzną opinii publicznej, z drugiej natomiast zadbać o zgodę pośród koalicji rządowej.
Jako główny cel swych działań wskazał przezwyciężenie negatywnego wizerunku Włoch, odzyskanie wiarygodności międzynarodowej oraz zaprowadzenie dyscypliny budżetowej. Zapowiedział rewizję wydatków Rady Ministrów, ograniczenie nakładów na lokalne urzędy, zaostrzenie walki z oszustwami podatkowymi, a także reformy rynku pracy, systemu edukacji oraz systemu zabezpieczeń społecznych. Podkreślił również, iż przyszłość euro zależy także od poczynań Włoch w najbliższych tygodniach. Rzeczywiście gospodarka tego kraju jest znacznie większa, niż innych państw europejskich pogrążonych w kryzysie. Dlatego uważa się, iż jeśli zadłużonym Włochom nie uda się przeprowadzić zapowiedzianych reform, a interwencje instytucji międzynarodowych nie zdołają zapobiec niewypłacalności kraju, może się to zakończyć katastrofą dla strefy euro.
Aby temu zapobiec, jeszcze na początku grudnia nowy rząd przyjął program oszczędnościowy określany mianem Salva Italia. Pakiet antykryzysowy opiewa na 30 mld euro i ma na celu przywrócenie równowagi w finansach państwa do 2013 r. Przewiduje m.in. gruntowną reformę systemu emerytalnego, podniesienie podatku VAT, szeregu opłat bankowych oraz opłat za transakcje finansowe, wprowadzenie podatku od luksusu oraz przywrócenie zlikwidowanego przez Berlusconiego podatku od nieruchomości „od pierwszego domu”.
Należy podkreślić, iż Włosi są świadomi powagi sytuacji. Zdają sobie sprawę ze swej współodpowiedzialności za losy kraju i Europy. Rozumieją również, iż czeka ich droga długa, trudna i pełna wyrzeczeń. Czy są gotowi wesprzeć program reform? Monti jest przekonany, iż klucz do sukcesu tkwi w solidarności. Łatwiej będzie zaakceptować zmiany, jeśli będą one dotyczyć wszystkich obywateli. Aby zaś nie rzucać słów na wiatr złożył rezygnację ze swej pensji premiera i ministra finansów.
Przerwa świąteczna nowego premiera trwała jedynie dwa dni. Po powrocie do Rzymu ogłosił on początek manewru Cresci Italia. Jest to drugi etap uzdrawiania finansów państwa, kładący nacisk przede wszystkim na wzrost gospodarczy kraju. Rada Ministrów ma opracować w najbliższych tygodniach metody, które nie będą się opierać na wykorzystaniu pieniędzy publicznych, lecz na szeregu liberalizacji i działań na rzecz wsparcia konkurencyjności. Czasu nie ma jednak dużo, gdyż Europa oczekuje konkretnych rozwiązań, a już 23 stycznia odbędą się obrady strefy euro. Do tego momentu poczynania włoskiego rządu z pewnością będą pilnie obserwowane nie tylko przez instytucje europejskie, lecz również przez pełnych obaw obywateli Włoch.